Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Unikatowe lilie z Łodzi. Kwitną tylko jeden dzień

Joanna Leszczyńska
Prof. Jerzy Bodalski z Łodzi ma na swoich działkach unikatową kolekcję liliowców

Wśród wielu odmian lilii prof. Jerzy Bodalski, ceniony łódzki pediatra, hoduje Daylily, czyli lilie jednego dnia. To najmodniejszy nurt w hodowli liliowców. Kwiaty Daylily mają fryzowane zakończenia płatków. Ale to nie tylko to świadczy o ich niezwykłości. One mają taką naturę, że wypuszczają rozgałęziony pęd kwiatowy, na każdym rozgałęzieniu jest pięć, sześć, osiem pąków, a tych rozgałęzień na jednym pędzie jest kilka. Jeden kwiat kwitnie jeden dzień, dlatego nazywa się lilią jednego dnia. W efekcie Daylily kwitną całe lato.

Kolekcja liliowców prof. Bodalskiego, które hoduje na dwóch działkach, jest unikatowa na skalę europejską.

Jerzy Bodalski jest niestrudzonym popularyzatorem i hodowcą liliowców w Polsce. W miniony wtorek i środę odbyło się w Łodzi, zorganizowane przez niego drugie spotkanie Klubu Hodowców Liliowców. Przyjechało na nie ponad 30 hodowców i miłośników tych kwiatów z całego kraju.

- O wysokiej randze tego spotkania świadczy to, że wziął w nim udział prof. Tomasz Nowak z Uniwersytetu Wrocławskiego i jego żona Hanna Grzeszczak-Nowak, którzy wykreowali kolekcje liliowców w Wojsławicach do rangi narodowej kolekcji liliowców, wysoko ocenionej przez największe amerykańskie stowarzyszenie hodowców liliowców - powiedział nam prof. Bodalski.

- Zależy nam na spopularyzowaniu hodowli liliowców w Polsce, żeby hodowla tych kwiatów przystawała do standardów światowych - mówi Jerzy Bodalski. - Niestety, nie tylko w Polsce, ale i w Europie funkcjonują stare odmiany liliowców, które odstają od tego, co proponuje współczesna hodowla tych kwiatów za oceanem.

Profesor Bodalski dąży do tego, żeby hodowlę liliowców w Polsce doprowadzić do standardów światowych i aby odmiany wyhodowane przez polskich hodowców trafiły do rejestrów międzynarodowych i zostały wprowadzone na rynek Unii Europejskiej jako kwiaty polskie. To dlatego postanowił zintegrować hodowców liliowców w Polsce, powołując klub hodowców liliowców "Hemerocallis Club" i zakładając internetową eksperymentalną szkółkę liliowców: liliowce.net.

Jak narodziła się pozamedyczna pasja profesora? Jerzy Bodalski twierdzi, że każdy człowiek ma atawistycznie zakodowane w swoim genotypie zamiłowanie do grzebania w ziemi. Są tacy, którzy o tym wiedzą i tacy, którzy nie wiedzą. Przyjaciel namówił go przed wielu laty na kupno działki. Potem dostał od innego przyjaciela sadzonki różnych kwiatów. Kiedy rozkwitły, okoliczni mieszkańcy oniemieli z zachwytu. Wśród tych kwiatów były lilie. Postanowił rozszerzyć swoją kolekcję. Nieocenieni okazali się znajomi, wyjeżdżający za granicę, którzy przywozili mu stamtąd lilie.

- Z roku na rok moja kolekcja się powiększała. W końcu miałem 200 odmian lilii. Każdy, kto uprawia kwiaty z czasem zaczyna mieć ochotę na stworzenie czegoś własnego i krzyżuje te rośliny. Taka też była moja droga.

Wprawdzie w kwiaciarstwie nie zdobywał tytułów naukowych, ale w latach 80. i 90. był jednym z największych hodowców lilii na świecie. Zapraszano go na międzynarodowe wystawy i kongresy liliowe.

- Niepostrzeżenie kwiaciarstwo wklinowało się w uprawiany przeze mnie zawód lekarza i nauczyciela akademickiego. Dostawałem stosy listów z prośbami o nasiona, o rośliny, o wymianę, przyjeżdżali do mnie hodowcy lilii z Holandii, którzy chcieli kupować moje odmiany lilii. Ale zdecydowałem, że skoncentruje się na pracy lekarza.

W połowie lat 90., kiedy był już na emeryturze, ogród bez lilii wydał mu się pusty. Przeglądając portale internetowe zauważył, że furorę robią liliowce. Hoduje je od pięciu lat. Wkrótce planuje zarejestrować w międzynarodowym rejestrze, prowadzonym przez amerykańskie towarzystwo ponad 30 klonów liliowców własnego autorstwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki