Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uprzejmie donoszę, że mój sąsiad...

Redakcja
"O widzisz, tak wygląda kapuś".
"O widzisz, tak wygląda kapuś". alternatywy4.net
Donosiciele są wśród nas. Policja, urzędy skarbowe, oddziały ZUS-u są zasypywane skargami mieszkańców Łódzkiego na sąsiadów, pracodawców, byłych współmałżonków, lokalnych polityków i kierowców. Wszystkie informacje są sprawdzane. W Gdańsku dzięki donosom przez trzy lata skarbówka ściągnęła aż 17 milionów złotych niezapłaconych podatków.

Roman - pogromca łódzkich kierowców

Pan Roman, łodzianin w podeszłym już wieku, ma dużo wolnego czasu. Donoszenie na kierowców rozmawiających przez telefony komórkowe podczas jazdy traktuje jak misję społeczną. Prawie codziennie czyha na kierowców uzbrojony w aparat fotograficzny. Nigdy nie wiadomo, na jakim skrzyżowaniu się pojawi. Bezlitośnie robi zdjęcie każdemu kierowcy przyłapanemu na łamaniu kodeksu drogowego. Materiał fotograficzny z numerami rejestracyjnymi samochodów wysyła do łódzkiej drogówki. Codziennie trafia do policjantów nawet 15 fotografii, czasem także filmiki. Przeglądaniem tylko donosów łodzianina zajmuje się aż dwóch policjantów.

- Gdy materiał jest zilustrowany zdjęciem, to każda taka sprawa jest dobrze udokumentowana i zostaje przez nas skierowana do sądu z wnioskiem o ukaranie kierowcy mandatem. W przypadku filmików czasem zawodzi jakość i kierowcy się upiecze - mówi jeden z policjantów.

Policjanci codziennie odbierają także kilka telefonów od wkurzonych kierowców, których zdenerwował inny uczestnik ruchu drogowego.

- Kierujący skarżą się na to, że ktoś zajechał im drogę albo nieprawidłowo wykonał manewr - mówi młodszy aspirant Grzegorz Wawryszuk z biura prasowego łódzkiej policji. - Podają miejsce zdarzenia, numery rejestracyjne auta, nie zawsze chcą jednak czekać na przyjazd radiowozu.

Skąd ma majątek? Pewnie ukradł

Donosiciel-detektyw o swojej ofierze wie wszystko. Jak ten, który do Izby Skarbowej wnosi uprzejmą prośbę o przeprowadzenie kontroli i sprawdzenie dochodów małżeństwa X, mieszkających przy ulicy Y (podany dokładny adres), którzy mimo młodego wieku zakupili dwie działki budowlane, co więcej - najpierw na jednej, a potem na drugiej wybudowali dom!

Na tym winy małżonków się nie kończą. Kupili również trzecią działkę!!! I gwóźdź programu: mają dwa mieszkania, zakupione na jednym z osiedli. A na urodziny pan X kupił pani X... (szczegóły to już tajemnica skarbowa).

Kolejny donosiciel, w imię "sprawiedliwości społecznej", informuje skarbówkę o szczegółach budżetu znajomego przedsiębiorcy: czynsz za działalność - 1.500 zł, ZUS za 2 osoby - 1.600 zł, utrzymanie dwóch samochodów - 1.850 zł, świadczenia domowe, wyżywienie, zakupy ubrania, bielizny, kosmetyki i środki higieniczne - 2.400 zł. Do tego przedsiębiorca w ostatnim czasie wyprawił 2 wesela, zamienił stary samochód marki Polonez na dwa nowe pojazdy, zakupił dom z ogrodem oraz mieszkanie w bloku - to dla dziecka.

- W znacznej części donosy są złośliwe, odwetowe, mają na celu przysporzyć nieprzyjemności i niedogodności związanych z kontrolą podatkową - przyznaje Agnieszka Pawlak, rzecznik łódzkiej Izby Skarbowej.
Najgorzej to mieć nowy traktor. No, bo skoro skarżącego na taki sprzęt nie stać, to jakim cudem pozwolił sobie na niego sąsiad? Po pierwsze primo: ukradł, po drugie primo: wyprał kasę, a po trzecie primo: na pewno oszukał wszystkie możliwe urzędy. Jeden wieczór i donosik do urzędu kontroli skarbowej gotowy. A jakby było mało, to detektyw-donosiciel może stać się też detektywem-fotografem. Bogata kolekcja zdjęć ciągnika na pewno zrobi swoje.

Niedobrze też mieć nowe okna, o kafelkach nie wspominając, które przez te nowe okna doskonale widać. Bo jak sąsiad zobaczy, to doniesie.

- Nie wiadomo, skąd sąsiedzi wzięli na to pieniądze, a jeśli dodać, że wydają kilkaset złotych miesięcznie na papierosy, to niewątpliwie muszą osiągać lewe dochody - Mariola Grabowska, rzecznik Urzędu Kontroli Skarbowej w Łodzi, wyjaśnia fenomen sąsiedzkich doniesień.

A nocne hałasy, nieprzyjemne zapachy to albo agencja towarzyska, albo nielegalna produkcja. Tak czy siak, sąsiad na pewno nie płaci podatków, a dochód z wynajmu lokalu to na pewno ma. Nie mówiąc już o tym, że działalność jest na pewno nielegalna. Kilka nocy spędzonych na obserwacji i już można uprzejmie donieść, że tuż za ścianą powstał trefny zakład krawiecki, fryzjerski albo działa "lewy" mechanik bądź specjalista od usług remontowo-budowlanych.

Okrutna też może być zemsta byłego małżonka lub żony i męża w trakcie rozwodu. Bo jak najlepiej się zemścić? Dokładnie wyjaśnić urzędowi, co, gdzie i jak ten współmałżonek schował, a Skarb Państwa ile na tym stracił!

Biada też dentystom, którzy najpierw sprawią ból, a następnie "zapomną" o wydaniu rachunku. UKS się o tym dowie, zadba o to niezadowolony pacjent.

W 2009 roku do Urzędu Kontroli Skarbowej wpłynęło 288 donosów, a przez 9 miesięcy tego roku - 234. W 80 procentach donosicielami są prywatne osoby, reszta to firmy, które chcą dokuczyć konkurencji.

W kilkunastu procentach po donosach wszczęto kontrole u łódzkich podatników. W Poznaniu łamanie przepisów wykryto w 56 proc. zgłaszanych przez "życzliwych" informatorów donosów.

Chętnie doniosę, ale tylko anonimowo

"Uczciwy podatnik", "sąsiad", "niezadowolony obywatel" bądź "prawdziwy obywatel RP" - tak lubią podpisywać się donosiciele. Anonimowość to prawdziwa zmora wszystkich, którzy na donosy czekają.

- Podpisanych jest około 60 procent donosów - mówi Agnieszka Pawlak. - Jednak w wielu przypadkach podpisy należą do osób w rzeczywistości nieistniejących. - Zdarza się też, że list podpisany jest prawdziwym imieniem, nazwiskiem i adresem, jednak przy weryfikacji okazuje się, że ta osoba donosu nie pisała, a donosiciel tylko się pod nią podszył. Po sprawdzeniu wiele donosów nie potwierdza się albo okazuje się, że skala nieprawidłowości została wyolbrzymiona.
Ofiarą takich nieuzasadnionych donosów padł 28-letni pan Paweł z Łodzi. Doniesiono na niego jednak nie do skarbówki, a do spółdzielni mieszkaniowej na Bałutach.

A zaczęło się tak: - Złote klamki może sobie jeszcze jaśnie pan założy - komentowały sąsiadki. Pan Paweł taszczył farby do urządzanego właśnie skromnego mieszkania na Bałutach. Od lat remontu nie robił tu nikt, więc w oknach zebrała się spora widownia.

- Na początek doniosły do administracji, że wyłudziłem mieszkanie komunalne, bo tu same komunalne są, a kto by takie bez przekrętu przyznał facetowi, który ma kasę na złote klamki. Moje mieszkanie było oczywiście własnościowe, ale na głupie pytania z administracji trzeba było odpowiadać - wspomina łodzianin.

I dodaje, że po "aferze mieszkaniowej" wybuchła "afera wodna" z jego udziałem. Choć w mieszkaniu nie mieszkał ani nie był w nim nawet zameldowany, uprzejmi sąsiedzi poinformowali zarządcę budynku, że dziennie przelewa hektolitry wody. I stąd wysokie rachunki w trzeciej klatce...

Chorujesz, to leż, a nie jedź na wakacje

Masz zwolnienie lekarskie, gdyż kuszą cię zagraniczne wojaże, a urlop już się skończył? Uważaj, może i szef uwierzy, że akurat zachorowałeś, ale trudniej będzie oszukać ZUS. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ubezpieczyciela powiadomi "życzliwy" znajomy, a na dowód dołączy link z portalu Nasza Klasa z najnowszymi zdjęciami z wycieczki. Do łódzkiego ZUS wpływa wiele takich donosów.

Nie upiekło się np. kierowcy autobusu, który powinien leżeć we własnym łóżku złożony chorobą, a zdecydował się zasiąść za kółkiem. Donos zrobił swoje, a kierowca nie miał szans na tłumaczenia typu: "To nie ja, tylko mój brat bliźniak albo sobowtór". Monika Kiełczyńska, rzecznik I Oddziału ZUS w Łodzi:

- Kierowca miał po drodze wypadek, był więc namacalny dowód w postaci notatki policyjnej.
Donosy do ZUS nie znają granic, można więc zaryzykować stwierdzenie, że przed ubezpieczycielem nie ma ucieczki. Oczywiście pod warunkiem, że teoretycznie chory ma "życzliwego" sąsiada lub pokłócił się z dalekim kuzynem. Taka osoba nie ma oporów przed poinformowaniem, że pobierający górniczą emeryturę ciągle pracuje, a przed ZUS-em próbował uciec do Hiszpanii. I znów się nie udało.

Nie udaje się natomiast donosicielom, którym nie chce się zagłębić w przepisy. W swoich listach przybliżają ubezpieczycielowi sylwetki rencistów, którzy są co prawda niezdolni do pracy, ale tylko częściowo. Skarżącym nie podoba się, że sobie dorabiają, bo na pewno łamią prawo. A figa - mogą zarobić miesięcznie nawet kilkaset złotych. ZUS to wie, rencista wie, tylko donosiciel nie ma o tym pojęcia, ale kontrola odbyć się musi.
Widzisz zło, zgłoś to, ale się przedstaw

Prof. Jacek Wódz, socjolog, mówiąc o polskich donosicielach przywołuje słowa Melchiora Wańkowicza: "Gdy kanonika w Warszawie spotka awans, to szewca w Poznaniu aż boli wątroba. Z zazdrości oczywiście".

- Jesteśmy społeczeństwem zawistnym. Wolimy dowalić sąsiadowi, zamiast pracować tak ciężko jak on. Nie zastanawiamy się, dlaczego jemu w życiu się udało, tylko zazdrościmy i podejrzewamy, że musiał ukraść wszystko, co ma - mówi prof. Wódz. - Jesteśmy też społeczeństwem zapóźnionym, dziedziczymy mentalność z czasów ogromnego rozwarstwienia społecznego, gdy mieszczaństwo gardziło chłopstwem, szlachta mieszczaństwem, a wszyscy gardzili Żydami. Dziś wciąż jest w nas mnóstwo pogardy dla tych, którzy żyją inaczej. Jednocześnie jednak tej pogardy się wstydzimy. Dlatego dowalamy innym, jednocześnie nie podpisując się pod donosami. To charakterystyczne dla społeczeństw zapóźnionych. Słowacy zachowują się podobnie. A Czesi nie, bo mentalnie są 200 lat przed nami - mówi Jacek Wódz.

Profesor nie jest jednak absolutnym przeciwnikiem informowania władzy o poczynaniach sąsiadów. Wszystko zależy od tego, jak to robimy. Bo informacja, pod którą się nie podpisujemy, to właśnie naganny donos. Jednak informacja podpisana imieniem i nazwiskiem to zawiadomienie. Nienaganne, wręcz przeciwnie. Bo prawo i moralność nakładają na nas - zdaniem profesora - obowiązek informowania odpowiednich służb o nieprawidłowościach.

- Jeżeli w Szwajcarii ktoś jedzie 200 kilometrów na godzinę, to 3 na 5 wyprzedzonych kierowców zadzwoni na policję i o tym poinformuje. Oczywiście przedstawiając się - mówi prof. Wódz.

Kontrowersyjny program uczniowskiego donoszenia zorganizowała w Piotrkowie Trybunalskim lokalna policja. Powstaje strona internetowa ze skrzynką kontaktową dla dzieci. Można pisać do woli. Tomasz Jędrzejczyk, naczelnik wydziału prewencji piotrkowskiej policji, tłumaczy, że nie chodzi tu o szukanie tajnych współpracowników, ale o wyrobienie od małego właściwych reakcji na otaczające zło. Dla poprawy własnego bezpieczeństwa oczywiście. W ciągu pierwszych trzech tygodni służby odbierają od uczniów 20 doniesień: o pobiciach, kradzieżach, groźbach. W większości uniemożliwiają dokładniejsze sprawdzenie sygnału. Nie ma w nich szczegółów, niestety, nie wszyscy podają prawdziwy adres zwrotny.

Żona sąsiada ma futro, więc jest prostytutką

Jest szansa, że po tym tekście donosów jeszcze przybędzie. Służby celne zauważyły, że fala donosów rośnie po informacjach medialnych. Jeśli gazety napiszą, że celnicy zatrzymali gdzieś handlarzy lewym spirytusem, z tego terenu zaczynają spływać zawiadomienia o podobnym, a niezauważonym procederze uprawianym w okolicy.

- W znacznej części informacje pochodzą od uczciwych przedsiębiorców, którzy są wypierani z rynku przez nielegalnie działających handlarzy czy producentów. Informacje od nich są najczęściej najbardziej konkretne - mówi Anna Ludkowska, rzecznik Izby Celnej w Łodzi. - Druga grupa to konkurencja. Zdarzają się również informacje od innych osób - sąsiadów, okolicznych mieszkańców, rodzin. Czasem dostajemy informacje od "zawodowych pisarzy". To ludzie ślący swe donosy do wszystkich możliwych instytucji. Wtedy zwykle piszą coś w rodzaju: "Mój sąsiad kupił nowy samochód, a nie pracuje. Pewnie kradnie, handluje spirytusem, papierosami i zapewne narkotykami. Jego żona prawdopodobnie się prostytuuje, bo ma nowe futro. Do kościoła nie chodzą, bezbożnicy. Pismo kieruję do Was, urzędu skarbowego, policji, sanepidu i księdza proboszcza. Zróbcie coś z tym!". I faktycznie rozsyła to pismo, gdzie się da - opowiada Anna Ludkowska.

Żeby nie było jednak tak czarno, nadmieńmy, że są kraje, gdzie żyje się jeszcze trudniej. W Chinach na wielu blokach, a nawet mniejszych domkach, wiszą czerwone skrzynki. Za ich pomocą praworządni obywatele mogą poinformować władze o niepraworządnych poczynaniach swoich sąsiadów. Wystarczy wrzucić list. Nie trzeba się nawet szczególnie fatygować, cała infrastruktura jest pod oknem...

***

Popierać, czy zwalczać?

Za
Joanna Kącka
Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi

Negatywne nastawienie społeczeństwa do donosów wynika z historycznych, negatywnych uwarunkowań tego słowa. A to wypacza rzeczywiste znaczenie informacji przekazanych anonimowo np. policji, a dotyczących naruszeń prawa i spostrzeżeń z tego wynikających. Bardzo często zwracamy się przy okazji różnego rodzaju zdarzeń, zwłaszcza o charakterze kryminalnym, z apelem do społeczeństwa, zapewniając anonimowość. Funkcjonują także policyjne telefony zaufania oraz e-maile. Cześć osób szanujących obowiązujący porządek prawny nie zawsze chce reagować w sposób oficjalny, obawiając się chociażby przesłuchań itp. Dlatego bardzo istotne są również te sygnały, które trafiają do nas zupełnie anonimowo. Każdy istotny sprawdzamy. Czy donosem w tym złym znaczeniu można nazwać sygnał dotyczący np. przemocy w rodzinie - kiedy tuż obok, za ścianą dochodzi do znęcania się nad dziećmi? Na pewno nie. Policjanci nie są w stanie być o każdej porze wszędzie i tu ogromna rola każdego, kto chce mieć wpływ na poprawę bezpieczeństwa. Zapewne musi upłynąć jeszcze wiele czasu, aby społeczeństwo przestało negatywnie oceniać donosy, choć przekazywanie informacji zdecydowanie częściej niż jeszcze kilka lat temu zwycięża nad ludzką znieczulicą.

Przeciw
Witold Matuszyński,
Krajowe Stowarzyszenie Antymobbingowe

Jestem zadeklarowanym przeciwnikiem wszelkich donosów, niezależnie od tego, czego dotyczą. Kojarzą mi się z czymś - najłagodniej mówiąc - nieprzyzwoitym. Taki sposób przekazywania informacji dyskredytuje osobę, która się tego podejmuje. Swoje wątpliwości należy wyjaśniać u źródła, jeżeli mamy podejrzenia, że sąsiad robi coś niezgodnego z prawem, spytajmy go o to, a nie donośmy urzędnikom.
Sądzę, że takie stanowisko to także kwestia mojego wychowania. Od dziecka byłem uczony, że nie należy w ten sposób rozwiązywać problemów, rodzice nie tolerowali takiego zachowania.
Tego samego uczę moje dzieci: gdy 12-letnia córka dopytuje, skąd nasza sąsiadka, spotkana w windzie - ma jakąś rzecz, radzę jej, żeby nie dopytywała się mnie, tylko dowiedziała się u źródła.
W naszym oddziale Stowarzyszenia Antymobbingowego także nie tolerujemy donosów. Owszem, trafiają do nas skargi pracowników, który czują się poszkodowani przez swoich szefów, i staramy się im pomóc. Nigdy jednak nie podejmujemy interwencji bez wyraźnego przyzwolenia pracownika, nie tłumaczymy szefom, że ktoś przyszedł na nich donieść. Często zresztą pracownicy nie podają nazwy firmy, zależy im, by udzielić porady, bez wchodzenia w szczegóły. Nie wyobrażam sobie, że zajmiemy się ordynarnym donosem.

Alicja Zboińska
***

Z Markiem Migalskim, eurodeputowanym, rozmawia Piotr Brzózka

Doniósł Pan publicznie, że w Prawie i Sprawiedliwości są donosiciele...

Są. Nazywamy ich WSW, czyli Wojskowa Służba Wewnętrzna. Wiadomo, że przy nich nie należy głośno rozmawiać. Donoszą, żeby umocnić swoją pozycję w oczach Jarosława Kaczyńskiego. Niestety, dla części polityków wysiadywanie pod gabinetem prezesa jest głównym pomysłem na uprawianie polityki. Lider skwapliwie korzysta z ich informacji, budując na tej podstawie obraz albo właściwie quasi-obraz rzeczywistości.

Jak znam życie, to pewnie nie będzie Pan tak miły i nie zdradzi nam Pan nazwisk osób, które uważa Pan za donosicieli?

Oczywiście, że nie. Mogę tylko powiedzieć, że tacy ludzie są w europarlamencie, są w Sejmie, są zarówno w PiS, jak i innych partiach, choć na temat pozostałych ugrupowań nie będę się wypowiadał.

To może Pan chociaż powie, do którego skrzydła Prawa i Sprawiedliwości należą donosiciele. Czy to tak zwany "zakon PC"?

To nie jest kwestia politycznych afiliacji, przynależności do jakiegoś skrzydła czy partii. To kwestia charakteru, a właściwie jego braku.

A Pan osobiście jak się na to zapatruje? Doniósł Pan kiedyś na kogoś do prezesa Jarosława Kaczyńskiego?

W polityce nie należy donosić. Sam tego nie robię. To jeden z powodów mojego konfliktu z prezesem Kaczyńskim. Nie chcę brać udziału w żenujących sytuacjach, gdzie w pierwszej kolejności trzeba odpierać donosy na siebie samego, a w dalszej - byłoby mile widziane donieść na kolegę.

Jakie są wymierne profity z donoszenia w polityce?

Korzyści są dwie. Po pierwsze, eliminuje się w ten sposób politycznych przeciwników we własnej partii.
Po drugie, można wpływać swoimi informacjami na obraz rzeczywistości, a tym samym - politykę partii. Przy czym to pierwsze może się wprost przełożyć na korzyści jeszcze bardziej praktyczne. Jeżeli ktoś był dotąd trójką na listach wyborczych, a uda mu się wyeliminować jedynkę i dwójkę, to sam dzięki temu automatycznie idzie na liście w górę...
Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki