Najpierw złożono kwiaty pod pomnikiem upamiętniającym ofiary dwóch totalitaryzmów, które zostały zamordowane na terenie dawnego poligonu. Następnie dr Karol Demkowicz, prowadzący badania archeologiczne na Brusie, zaprosił na spacer upamiętniający poległych.
- Teren poligonu Łódź-Brus służył do ćwiczeń wojskowych jeszcze w czasach caratu. Rolę militarną Brus pełnił do lat 90 XX w. W tym czasie wiele się tutaj wydarzyło - mówił.
Prace archeologiczne na Brusie trwają od 2008 r. Główną ideą było odnalezienie szczątków kapitana Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”. Miejsce pochówku wskazał radziecki prokurator wojskowy, który w 1997 r. był tutaj na wizji lokalnej.
- Zbadaliśmy to miejsce, ale ciała nie udało się odnaleźć. Cały teren przekopaliśmy ciężkim sprzętem - bez efektów - mówi dr Karol Demkowicz. - Podczas ostatnich dni pierwszego roku wykopalisk postanowiliśmy poszukać za głównym kulochwytem. Właśnie tam znaleźliśmy pierwszy masowy grób. Później odkryliśmy jeszcze trzy mogiły.
Pierwsza z nich była największa. Około 40 ciał złożono w tym samym czasie, w jednym dole. - W obrębie jamy grobowej znaleźliśmy rzeczy osobiste i ciepłe ubrania. To sugerowało porę roku, w której te osoby zostały aresztowane. Stąd wstępna hipoteza - koniec 1939 r. Przy zwłokach znaleźliśmy też pieniądze polskich emisji przedwojennych, przemieszane z monetami niemieckimi. To tylko potwierdziło datę śmierci osób - tłumaczy dr Demkowicz. - Ci ludzie stanowili elitę II Rzeczpospolitej. Świadczą o tym ich ubrania, ale także zabiegi dentystyczne, jakim zostali poddani. Data egzekucji także nie jest przypadkowa. To były okolice 11 listopada. Chciano zabić w Polakach wszelkie przejawy narodowej dumy.
Na ponad 100 ciał odnalezionych na Brusie udało się zidentyfikować tylko cztery. Wśród nich jest Władysław Krzemiński, były pracownik łódzkiego magistratu.
- Przypadkiem w jednej z łódzkich gazet znalazłem małą notatkę o tym, że w okolicach byłego poligonu na Zdrowiu znaleziono obrączki - mówi pan Tadeusz, syn Władysława Krzemińskiego. Miałem przeczucie i zadzwoniłem do IPN-u, a później pojechałem do Warszawy. Obrączka miała inicjały I.K. Początkowo tego nie rozumiałem, ale w domu znalazłem obrączkę mamy z inicjałem W. K. Wszystko stało się jasne. Ojciec nosił obrączkę mamy, a ona jego.
- Ojca aresztowano w pracy - wspomina pan Tadeusz. - 9 listopada 1939 r. gestapo przyjechało na nasze osiedle. Mama akurat wracała ze mną i z siostrą z parku. Niemcy zatrzymali się przy bloku. Zapytali mamę czy wie, gdzie mieszka Władysław Krzemiński. Odpowiedziała, że wie, ale nie ma go w domu, bo jest w pracy. Wsiedli do auta i odjechali. Mama miała złe przeczucia. Po pracy kolega taty przyniósł płaszcz, kapelusz i teczkę ojca. Powiedział, że Władka zabrali z korytarza. To było wszystko. Przez 70 lat nie znaliśmy ani jednego kroku, jaki ojciec wykonał po tym, jak go aresztowano. Mimo starań i poszukiwań nie wiedzieliśmy nic. Dopiero po 70 latach dowiedziałem się jak zginął mój ojciec, a obrączki rodziców znów się połączyły.
ZOBACZ TEŻ: Hitlerowcy w Łodzi [ZDJĘCIA]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?