Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Verner Ventzki, człowiek który rządził Łodzią podczas niemieckiej okupacji

Anna Gronczewska
Archiwum Dziennika Łódzkiego
Kim był człowiek, którego mianowano nadburmistrzem Łodzi w jednym z najczarniejszych okresów w jej historii? Werner Ventzki miał sprawić, że stanie się ona typowym niemieckim miastem. Dlaczego ten plan się nie powiódł?

O Ventzkim mało kto dziś pamięta. Bliżej tę postać i jej historię można poznać czytając wspomnienia syna byłego nadburmistrza Łodzi, Jensa Jurgena. O przeszłości swego ojca dowiedział się, gdy był dorosłym człowiekiem. Miał 47 lat. Od tej pory kilka razy był w Łodzi. Mieście, w którym urodził się 13 marca 1944 r. Jedna z tych wizyt miała miejsce w 2007 r., spotkał się wtedy z łodzianami, m.in. z Wiesławem Pietrusiakiem. Mężczyzna opowiadał mu o przeżyciach z czasów okupacji, o cierpieniach których doznał. Jak przesiedlono go z domu przy ul. Piwnej, bo tam utworzono getto. Jak przez całą okupację chodził w drewniakach i był głodny. Widywał jego ojca, gdy dumnie szedł z Pałacu Heinzla na ul. Piotrkowskiej do Pałacu Poznańskiego.

- Słowa Pietrusiaka poruszyły mnie, nie byłem na nie przygotowany, choć powinienem liczyć się z tego rodzaju reakcjami - napisał Jens Jurgen Ventzki w książce „Cień ojca”. - Czułem się źle we własnej skórze, byłem skupiony i spięty. Musiała minąć dłuższa chwila nim zdałem sobie sprawę, że nie zawierały żadnego oskarżenia. Bezpośrednia konfrontacja z potomkiem jednego z głównych przedstawicieli „rasy panów” w bardzo wyraźny sposób rozdrapała stare rany wszystkich obecnych na sali. Z mojej strony była możliwa jedna odpowiedź. Podszedłem do Pietrusiaka. Musiało minąć ponad 60 lat nim mogło dojść do wzruszającego i symbolicznego, przyjętego przez nas obydwu z wdzięcznością, uścisku dłoni.

Poglądy wyniósł z domu

Werner Ventzki urodził się 19 lipca 1906 r., w miasteczku Stolp, czyli w Słupsku. W rodzinie urzędników mających konserwatywno-narodowe poglądy. Werner był najstarszym z trojga rodzeństwa. Ojciec, Oskar Eugen Julius Ventzki był urzędnikiem celnym. Urodził się w 1873 roku w Poznaniu. Jego dziadek był burmistrzem Obornik, a ojciec inspektorem i komendantem policji w Poznaniu. Na emeryturę przeszedł w 1909 roku z tytułem radcy policji. Jego syn Oskar jeszcze w 1904 roku wyjechał z Poznania na Pomorzu. Walczył podczas I wojny światowej. Po jej zakończeniu był rozgoryczony. Uważał, że Traktat Wersalski to hańba dla Niemiec. Nie mógł pogodzić się z tym, że jego ojczyzna utraciła Poznań. Jego żoną była urodzona na Pomorzu Margarethe Berta Elisabeth Grosse. Wszyscy w rodzinie nazywali ją pieszczotliwie „mimcią”. Wychowany w takiej atmosferze Werner już w gimnazjum związał się ruchem narodowo-młodzieżowym. Działał w Związku Młodzieży Wielkich Niemiec. W 1926 roku zdał maturę. Rozpoczął studia prawnicze. Studiował w Greifsfald, Królewcu i Heidel-bergu. Podczas studiów pierwszy raz spotkał Adolfa Hitlera. Przyszedł na wiec, na który przemawiał przyszły wódz narodu. Słuchał go z zapartym tchem. Porywały go nie tylko narodowo-germańskie wizje Hitlera, ale też jego retoryka, sposób w jaki mówił.

Podczas studiów Ventzki zapisał się do Niemieckiego Związku Studentów. W 1930 roku zdał pierwszy państwowy egzamin prawniczy. Zaczął pracować w organizacji komórek zakładowych, był referentem ds. prawa pracy, odpowiadał za spory prawne, prowadził kursy szkoleniowe. 1 grudnia 1931 roku wstąpił do NSDAP.

- Miał 25 lat i do samej śmierci w 2004 r., nigdy mentalnie nie wystąpił z partii - twierdzi w książce „Cień ojca” jego syn.

Werner zaczął partyjną karierę. Szybko pokonywał jej kolejne szczeble. Przed wstąpieniem do NSDAP poznał swą przyszłą żonę Ernę Marię Brandenburg ze Szczecina. Werner był studentem uniwersytetu w Greisfaldzie, gdy przyjechał na bal urzędników celnych. Tam pierwszy raz zobaczył swoją przyszłą żonę, specjalistkę od hodowli drobiu. Erna pochodziła z mieszczańskiej rodziny.

Po czterech latach znajomości, 1 grudnia 1933 roku, w najstarszym szczecińskim kościele pod wezwaniem św. Piotra i Pawła, Werner i Erna wzięli ślub. Do ołtarza szli wśród szpaleru utworzonego przez 60 robotników.

- Przypadkowo lub umyślnie ta data zbiegała się z drugą rocznicą otrzymania przez ojca legitymacji partyjnej - zauważał Jens Jurgen Ventzki. Do NSDAP należała też jego matka. Wstąpiła do partii cztery miesiące po Wernerze. Kariera Ventzkiego rozkwitała. Pod koniec kwietnia 1934 roku został kierownikiem w Urzędzie Pomorskiego Okręgu Narodowo-Socjalistycznej Opieki Społecznej. Z czasem awansował na radcę krajowego, kierownika Wydziału Opieki Społecznej w Zarządzie Prowincji Pomorze i Krajowego Urzędu ds. Opieki Społecznej i Młodzieży. Jako radca krajowy odpowiadał za wszystkie placówki i zakłady opieki. Odwiedzając je przemierzył wzdłuż i szerz Pomorze.

- Musiał też znać szpital psychiatryczny w miasteczku Lauenburg, czyli w Lęborku - pisał Jens Jurgen Ventzki. - Jesienią 1939 roku pacjentów tego ośrodka przewieziono do Prus Zachodnich i rozstrzelano w lasach Piaśnickich.

9 września 1939 roku Werner Ventzki został powołany do wojska. Potem z dumą opowiadał jak przybył do Poznania w ślad za wkraczającymi wojskami Wermachtu. Był to dla Wernera swego rodzaju powrót do korzeni. Przecież w tym mieście urodził się jego ojciec, Oskar.

W Poznaniu Werner współpracował z Arthurem Greiserem, namiestnikiem III Rzeszy w Kraju Warty. Był działaczem samorządu okręgowego. Zajmował się opieką społeczną. Został kierownikiem wydziału.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

8 maja 1941 r., z rąk Arthura Greisera, dostaje nominację na nadburmistrza Litzmann-stadt. Pierwszym nadburmistrzem miasta podczas okupacji był Frantz Shiffer. Odwołano go po kilku miesiącach. Kandydaturę Ventzkiego na nadburmistrza Łodzi wysunął Greiser. Wcześniej proponowano na to stanowisko Ludwika Wolffa, przedstawiciela łódzkich folksdojczów. Ale Greisler wolał, żeby nadburmistrzem został jego człowiek, a za takiego uchodził Ventzki.

- Pochodzi z podobnego środowiska jak ja - mówił o Wernerze namiestnik Kraju Warty. - Jego rodzice, tak jak niegdyś moi, znaleźli się na terenach granicznych Prus z dawną Rosją w Kempen i Kaliszu. Łączy nas już sam ten fakt. Ventzki jest dzieckiem Wschodu, pochodzi ze Słupska na Pomorzu. Zna problemy walki o pogranicze, zna też problemy Polaków, a podczas studiów, które odbył na uniwersytetach w Rzeszy, jako młody referendarz, poznał zasady funkcjonowania administracji miejskiej.

„Litzmannstater Zeitung” z 9 maja 1941 r., tak opisywała objęcie urzędu przez Wernera Ventzkiego. „Przepiękne kwiaty i zieleń harmonizowały z kolorami Rzeczy w odświętnie udekorowanej sali posiedzeń gmachu rządowego, gdzie miało miejsce zaprzysiężenie nowego nadburmistrza Litzmannstadt. Przed rozpoczęciem uroczystości salę do ostatniego miejsca zapełnili przedstawicie partii, władz państwa, Wermachtu i władz miejskich wraz zaproszonymi gośćmi ze społeczności lokalnej”.

Ventzki był szczęśliwy gdy obejmował to stanowisko.

- Czyż może być piękniejszy moment w życiu narodowego socjalisty, zwłaszcza człowieka młodego, niż otrzymanie nowego, wielkiego zadania? - mówił Werner Ventzki 8 maja 1941 r. - Wolno mi chyba powiedzieć, że spełnia się właśnie moje wieloletnie, gorące życzenie. Od lat pragnę poświęcić się samodzielnie ważnej misji. Uważam, że przybywać tu muszą ludzie młodzi wiekiem i sercem. Potrzebujemy ludzi wolnych, nieobciążonych nadmiarem doświadczeń, nie skrępowanych fachowymi, rzeczowymi i zawodowymi zahamowaniami. W przeciwnym wypadku nie podołają wyzwaniom tego kraju i tego miasta.

A wyzwanie było duże. Ventzki miał przekształcić Litzmannstadt w typowo niemieckie miasto.

- Jestem pewien, że ojciec był zafascynowany nazistowską ideą przenarodowienia Łodzi, wypędzenia miejscowej ludności, a następnie osiedlenia folksdojczów w akcie germanizacji podbitych przez Wermacht terenów zachodniej Polski - twierdził syn wojennego nadburmistrza Łodzi.

Do Łodzi Ventzki przeprowadza się z rodziną. Mieszkają najpierw na pl. Wolności. A 15 listopada 1941 roku przeprowadzają się na ul. Bednarską 15 do pałacyku, który należał kiedyś do łódzkiego fabrykanta Leonhardta. Mieszkał tam z żoną, dziećmi i dwoma psami rasy airedale terier - Argusem i Peterem von Litzmannstadt. Argus był psem policyjnym, „służył” wcześniej w getcie. Ventzki dostał go od jednego z niemieckich policjantów.

Po wielu latach Jens Jurgen Ventzki dowiedział się, że jego ojciec wstąpił do SS. Było to już po śmierci jego matki, podczas jednej z rodzinnych uroczystości. Przy stole zapadła wtedy grobowa cisza. Ale być może wpływ na tę decyzję miała irytacja Heinricha Himmlera na niechętną postawę władz miasta wobec kolejnych transportów Żydów i Romów do Litzmannstadt Ghetto?

Jens Jurgen znalazł też w rodzinnych dokumentach informację, że pewnej niedzieli, latem 1944 r., został ochrzczony. Ale odnalazł też dokument, w którym ojciec, jako wierny członek NSDAP, przed objęciem stanowiska nadburmistrza oświadczał, że on, ani żaden członek jego rodziny nie należy do wspólnoty wyznaniowej. Przypuszczał, że mógł otrzymać wtedy śluby SS. Do tej formacji przecież od 1942 roku należał jego ojciec. Podczas takiej ceremonii dziecko owijano w chustę ozdobioną swastyką i runami SS. Potem kładziono je na pokryty nazistowską flagą ołtarzem. Odczytywano formułę chrztu i błogosławieństwa. Przełożony dotykał dziecka sztyletem SS. Potem dostawało ono w prezencie srebrną łyżkę, miskę i jedwabną chustkę.

- Nie wiem czy faktycznie mojej dziecięcej skóry dotykała zimna stal sztyletu SS, na samą myśl o podobnym rytuale przebiega mnie dreszcz - napisał w książce Jens Jurgen.

Jako nadburmistrz Łodzi Ventzki był przełożonym wszystkich urzędników miejskich, pracowników i robotników. W tym Hansa Biebowa, kierownika komunalnego Zarządu Getta. Dobrze wiedział co dzieje się w Litzmannstadt Ghetto, wiedział o obozie zagłady w Chełmnie nad Nerem. Wiele razy wizytował getto. Za jego kadencji powstał plan przebudowy architektonicznej miasta na wzór niemiecki. Zmieniono też herb Łodzi.

- Został nadburmistrzem w najczarniejszym okresie historii Łodzi - przyznaje Wojciech Źródlak, łódzki historyk. - Jemu podlegał zarząd getta. Terror w stosunku do Polaków był wtedy bardzo ostry. On wykazywał duży zapał w sprawach germanizacji. Tak więc jest to mętna postać. Jej ocena musi być druzgocąca.

Odsunięcie było szokiem

W lipcu 1943 roku Ventzki przestał być nagle nadburmistrzem. Jego miejsce zajął Otto Bradfisch, naczelnik gestapo. Ale oficjalnie zajmował on stanowisko komisarycznego zastępcy nadburmistrza na czas wojny. Do upadku III Rzeszy we wszystkich dokumentach jako nadburmistrz figurował Ventzki. Wiele wskazuje, że powodem odejścia Ventzkiego był jego konflikt z Arthutem Greiserem. Nadburmistrz kontaktował się z przedstawiciela mi ministerstwa spraw wewnętrznych i finansów III Rzeszy w sprawie opodatkowania Żydów skazanych na przymusową pracę w getcie. Ventzki zrobił to bez wiedzy namiestnika Kraju Warty. Greiserowi bardzo się to nie spodobało.

Dla Ventzkich odsunięcie było szokiem. Chciał związać swą przyszłość z Łodzią. Kadencja nadburmistrza Ventzkiego miała trwać do 1953 r. W pałacyku przy Bednarskiej odbyło się huczne pożegnanie. Przygotowała je obsługa Sali Złotej Grand Hotelu. Jedzono krewetki, żabie udka i ostrygi. Wypito 105 litrów piwa i 364 kieliszki wódki.

Ventzki został wcielony do oddziału Waffen SS i skierowany na front. Odbył najpierw czteromiesięczne szkolenie w batalionach grenadierów pancernych SS w Warszawie. Trzy i pół miesiąca był w szkole podoficerów w Lęborku. Potem jako gruppenführer służył w 3 dywizji pancernej SS „Totenkopf”, a od września 1944 r., jako gruppenführer w kompanii pomocniczej 12 dywizji pancernej Hitlerjugend. Przyjechał jeszcze do Łodzi, gdy na świat przyszedł jego najmłodszy syn. Ale zaraz po tym wrócił na front zachodni.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

We wrześniu 1944 roku żona Ventzkiego, Erna, razem z czwórką dzieci opuściła Łódź. Prawdopodobnie stało się to na polecenie nazistowskich urzędników. Zatrzymali się w gospodarstwie koło Poznania. W tym czasie Werner Ventzki został ranny. Trafił do lazaretu w Iglau w Czechach. Tam dowiedział się o śmierci swego ojca Oskara. Dostał zwolnienie z lazaretu i przedostał się do Meklemburga. Tam była małżonka z dziećmi. Według zachowanych zapisków Ventzkiego jego żona z dziećmi, w ostatniej chwili, w odkrytej ciężarówce przekroczyła granice zajętego przez Brytyjczyków Szlezwik-Holszytyna. Jens Jurgen nie pamięta jednak dokładnie chwili, gdy po długiej rozłące jego ojciec spotkał rodzinę.

- Siostra otworzyła drzwi i „obcy” mężczyzna w wytartym ubraniu, z rudawą brodą pojawił się w progu mieszkania - pisał po latach w książce.

Niedługo po tym w domu pojawili się Brytyjczycy i aresztowali Ventzkiego. Jego żona podobno w ostatniej chwili zdjęła ze ściany zdjęcie, które Ventzcy zrobili sobie z Arthurem Greiserem.

- Rzuciła je na łóżko i posadziła na nim mnie, wtedy rocznego oseska - czytamy w książce syna Ventzkiego. - W ten sposób jako malutkie dziecko stałem się bezwolnym narzędziem służącym zakryciu prawdy.

Być może dzięki temu Ventzki nie przebywał długo w obozie dla internowanych. 20 lipca 1946 r., został zwolniony. Gdy wrócił do domu, żeby utrzymać rodzinę pracował w polu. Stanął przed komisją denazyfikacyjną. W jego obronie miał stanąć miał Żyd z Hamburga. Został zakwalifikowany do tzw. IV grupy , jako tzw. poplecznik.

- Ojciec, jeszcze dwa lata przed śmiercią oburzał się, że został zakwalifikowany jako poplecznik, a był przecież zawsze przekonanym nazistą - twierdził Jens Jurgen.

Choć od 1947 roku był na liście zbrodniarzy wojennych nigdy nie stanął przed sądem. Złożyło się na to kilka spraw. Miał szczęście, że trafił do brytyjskiej strefy okupacyjnej. Poza tym w początkowym okresie działania Republiki Federalnej Niemiec brakowało obciążających go dowodów. Trwająca Zimna wojna utrudniała przepływ informacji. Ventzki należał do tzw. sprawców zza biurka i niewielu z nich zostało ukaranych.

Przez wiele lat Ventzki mieszkał z rodziną w Bonn. Pracował w Federalnym Ministerstwie ds. Wypędzonych, Uciekinierów i Ofiar Wojny. Gdy nie uznano jego tytuły radcy z czasów pracy w Szczecinie odwołał się do sądu. Otrzymał ostatecznie tytuł dyrektora rządowego. I z tym tytułem przeszedł na emeryturę. Zmarł 10 sierpnia 2004 roku w Detmold.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki