Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

VI. Letnia Akademia Jazzu w klubie Wytwórnia [ZDJĘCIA]

Łukasz Kaczyński
Trzydzieści osiem lat temu w Telewizji Polskiej Bernard Maseli po raz pierwszy usłyszał muzykę Jerzego Miliana, jednego z patronów tegorocznej Letniej Akademii Jazzu. Dziś Maseli to jeden z czołowych wibrafonistów polskich, ma w dorobku 70 płyt, od 24 lat przewodzi w ankiecie topowych muzyków miesięcznika "Jazz Forum" w kategorii wibrafon. Jest też duchowym ojcem projektu, który zaistniał w czwartkowy wieczór w klubie Wytwórnia.

Pomysł, któremu nie można odmówić pewnej oryginalności, zaiskrzył. Karol Szymanowski, Ireneusz Głyk, Dominik Bukowski i sam Maseli to diamenty, dla których oprawą stał się mądrze skonstruowany program. Pozwalał on poznać wrażliwość każdego z muzyków, siłę, jaką dają zespolone wibrafony i oferował taką różnorodność oraz dawkę świetnego grania, że bis był zbędny.

I tak był, jako ukłon dla z sercem reagującej publiczności. Nim nastąpił, zaczęli razem, od "Memory of Bach", wypełnionej radosnymi pasażami kompozycji sekstetu Krzysztofa Komedy, z którym grał Milian. Później na scenie został twórca sześciopałkowej techniki Karol Szymanowski, którego wibrafon, rozszerzony o tony basowe, otworzył uniwersum onirycznych, po mistrzowsku rozdawanych dźwięków.

W szlachetne dialogi w "Memories of Tomorrow" Jarretta i w "I'll Remember Olga" Miliana wchodził z nim gość specjalny wieczoru, znawca wszelakich instrumentów dętych Amir Gwirtzman. Potem zaprezentował się najmłodszy w gronie Bukowski. Chwilami zbyt szarżował, jakby na siłę chciał zapaść w pamięć, ale w "Street 2000" tworzył ciekawe duety z pianistą Pawłem Tomaszewskim. Wykonał też autorski "Spanish fly" z motorycznym tematem i hip-hopowym rytmem.

Nowy sens określeniu człowiek-orkiestra nadał w solowym popisie Gwirtzman. Co chwila wymieniał instrumenty, którymi był otoczony, elektronicznie zapętlał dźwięki, bawił się cytatami z muzyki klasycznej i klezmerskiej, by wreszcie sięgnąć po shofar, róg używany też do celów religijnych.

Po chwili Miliana grał Maseli, nie szukając poklasku, oddając pole muzyce. W duecie z Głykiem zagrał m.in. jego "Ptaszki", po których świetne unisona w "Moon Hustler" serwował Głyk z Tomaszewskim. Śmiechem niedowierzania zareagowała publiczność na anegdotę, którą "sprzedał" Maseli: w Warszawie odwołano koncert jego duetu z Głykiem, bo same "cymbałki" są nudne i musi być jakiś wokalista.

Na finał w melodyjnym "At the watch makers" znów współbrzmiące wibrafony tworzyły muzykę sfer, a gdy muzycy oddawali się improwizacjom, a mocna sekcja rytmiczna wychodziła z cienia, grali wielki, wspaniały jazz. Pełna satysfakcja po budzącym skrajne emocje koncercie inauguracyjnym VI. LAJ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki