Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W lekkich oparach

Bez pudru
Joanna Leszczyńska
Joanna Leszczyńska Dziennik Łódzki/archiwum
To będzie krótka historia o tym, jak sprawnie działa łódzka policja i jak łódzkie urzędy potrafią egzekwować mandaty.

Wydawałoby się, że tylko temu przyklasnąć. Jednak historia 81-letniej Heleny Durys, której łódzcy policjanci wręczyli 300-złotowy mandat, kiedy leżała w szpitalu, unosi się w lekkich oparach absurdu. Być może takie opary wytwarza urzędniczo-policyjna nadgorliwość i brak wyczucia sytuacji.
Kobieta przechodziła na czerwonym świetle i wpadła pod motocykl. Jak twierdzi, trochę niedowidzi i niedosłyszy. Policjanci sprawnie odnaleźli winowajczynię na szpitalnym łóżku. Nieważne, że miała jeszcze torsje i zawroty głowy po wypadku. Okazuje się, że policja wybrała mniejsze zło i w swoim mniemaniu tak naprawdę działała na korzyść pani Heleny. Jak tłumaczy sprawę rzecznik prasowy, policjanci mieli 7 dni na doręczenie jej mandatu i gdyby nie pojawili się w szpitalu, Helena Durys musiałaby przyjść do wydziału ruchu drogowego, a z kolei niewystawienie mandatu skutkowałoby skierowaniem sprawy do sądu. A jaki był rezultat wizyty policji u szpitalnego wezgłowia pani Heleny? Oczywiście, zdenerwowała się. A chorzy z sąsiednich łóżek wpadli w strach, że towarzyszka niedoli jest przestępczynią.

No ale policja chciała dobrze. Dobrze też chciał, tyle że dla siebie Urząd Wojewódzki w Łodzi, który odmownie odpowiedział emerytce na prośbę o umorzenie, czy choćby zmniejszenie mandatu. Kobieta ma niecałe 1400 zł emerytury. Urzędniczka oceniła, że wydatki na leki, choć istotnie obciążają panią Helenę, to "nie mają cech wyjątkowych". Być może z urzędniczego punktu widzenia, nie jest to nic wyjątkowego. W końcu jak się przegląda tyle podań, człowiek przyzwyczaja się do biedy. Szybki jest też Urząd Skarbowy, który już poinformował sprawczynię wypadku, że zajmie jej część emerytury.
To nie jedyny taki popis egzekwowania prawa w Łodzi. Pewnie Czytelnicy pamiętają sprawę Ormianki, która 14 lat legalnie pracowała w Łodzi. Kobieta dostała nakaz wydalenia z Polski, gdyż kiedy awansowała nie wiedziała, że ma wystąpić o zgodę na pracę na nowym stanowisku. Czy urzędnik nie mógł zaprosić jej do siebie i powiedzieć, że musi mieć nowe pozwolenie na pracę? To jeszcze nie wszystko. Funkcjonariusze Straży Granicznej pojawili się w sądzie, do którego odwołała się Ormianka, a potem z nakazem osadzenia jej w ośrodku dla cudzoziemców przyszli do niej do... szpitala. Czy to nie wygląda jak tropienie ofiary?

Ormianka na szczęście, po wielu bojach wywalczyła swoje. Tego samego życzę Helenie Durys. Żeby wywalczyła, aby prawo było bardziej humanitarne.
Joanna Leszczyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki