MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W Łodzi odbywa się coraz więcej świeckich pogrzebów. Rozmawiamy z Moniką Sawicką, która jest mistrzynią ceremonii WIDEO

Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Według najnowszych danych GUS ponad 70 procent naszego społeczeństwa deklaruje, że jest wyznania katolickiego. Równocześnie coraz częściej zamiast tradycyjnego pogrzebu z księdzem i mszą świętą organizowane są świeckie uroczystości pogrzebowe, czyli takie, które prowadzi mistrz ceremonii. Jedną z takich osób w Łodzi jest Monika Sawicka-Kacprzak, która trzy lata temu zajęła się zawodowym pisaniem laudacji, czyli mów pogrzebowych i organizowaniem świeckiego pogrzebu.

Co to jest świecka ceremonia pogrzebowa?
Najprościej mówiąc jest to uroczystość pożegnania osoby zmarłej, która nie ma żadnych elementów związanych z wiarą i przynależnością do konkretnego kościoła, czy religii. Kiedy takie usługi zaczęły się pojawiać korzystali z nich ateiści. Jednak w tej chwili ponad 90 procent rodzin, dla których przygotowuję świecki pogrzeb to osoby deklarujące się jako wierzące. Jednak z różnych powodów nie chcą pochówku religijnego. Przede wszystkim mają one konkretne oczekiwania co do pogrzebu. Ceremonia religijna jest wpisana w pewną kościelną rutynę, nie daje marginesu na innowacje, czy niestandardowe elementy, których ksiądz nie zaakceptuje.

galeria zdjęć

Czego od pani oczekuje rodzina zmarłego?
Ostatnie pożegnanie moim zdaniem jest ważniejsze niż ślub, czy wesele, choć zdecydowanie smutniejsze, ale ważniejsze, bo coś zamyka. To jest niezwykle ważne dla rodziny zmarłego, by była to uroczystość godna, pełna szacunku i spersonalizowanych wspomnień. To jest ten moment, kiedy ich wspólne życie definitywnie się kończy i jest to moment na ostateczne pożegnanie, by w pamięci pozostał obraz prawdziwego człowieka, nawet jeśli te relacje za życia nie zawsze były dobre. Rodzina szykując się do pogrzebu skupia się na czynnościach formalnych jak wybór trumny, urny, zawiadomienie rodziny, opłacenie grobu. Często działają jak w transie, nie myśląc o tym co chcieliby o tym zmarłym powiedzieć, jak przedstawić go pogrzebowym gościom. Ja jestem takim katalizatorem. Rozmawiam o zmarłej osobie, a przy okazji wspieram jego bliskich.

To nie jest łatwe zadanie. Wymaga ogromnej empatii, wrażliwości, sympatii do drugiego człowieka. Nie każdy odchodzi jak bohater i kochający mąż, ojciec, czy brat. Różne są w rodzinach relacje. Trudno ukryć fakt, że czasem rodzina oddycha z ulgą, gdy bliski odchodzi…
Tak to prawda. Zawsze w takich momentach jest dużo bólu, czasem wychodzą zadawnione, niezałatwione za życia sprawy, bo my kiepsko sobie radzimy z emocjami w codziennym życiu. Nie rozmawiamy ze sobą, nie mówimy o tym co nas boli, co nam przeszkadza, tkwimy w złych emocjach, w kiepskich związkach, a kiedy przychodzi śmierć jest na to za późno. A przecież pogrzeb to nie jest czas i miejsce na to, żeby o zmarłym mówić źle, nie jest to również czas, żeby go wybielać i udawać, że był świętym chociaż bił i pił, ubliżał, uciekał w pracę, czy prowadził podwójne życie. Śmierć boli bardziej, jeśli mieliśmy ze zmarłym trudną relację. Ceremonie z trudnymi relacjami są dla mnie zawsze wyzwaniem, wymagają większego zaangażowanie i kreatywności niż te, w których opowieść o relacjach jest piękna i tylko dobre towarzyszą jej wspomnienia.

Nie znasz osób, które żegnasz na pogrzebie, o co najczęściej pytasz ich bliskich nim napiszesz laudację?
Każdy kto poprosi mnie o świecką ceremonię dostaje do wypełnienia ankietę. To jest kilkadziesiąt bardzo szczegółowych pytań o rodzinę, relacje z bliskimi, zainteresowania i pasje, ulubione filmy, czy muzykę. Największy problem jest wtedy, kiedy pytam o relacje i otrzymuję pojedyncze przymiotniki: oddany, przyjacielski, pomocny, pełen szacunku. Trudno z tego stworzyć obraz kogokolwiek. Dlatego nim napisze cokolwiek dużo czasu spędzam z rodziną. Nie zawsze osobiście, czasem telefonicznie, czasem na wideo czacie, czasem za pomocą smsów, czy maili. Ja po prostu wchodzę w życie tej rodziny, by poznać zmarłego. Jestem dość dociekliwa, bo każdy tekst, który napiszę jest inny, indywidualny. Owszem powiela się scenariusz, bo ceremonia pogrzebowa rządzi się swoimi prawami, ale to ma być opowieść o człowieku z krwi i kości. Wyciągam ukryte historie, drobiazgi, które wydają się nieważne. W mojej opowieści pokazują kogoś, kogo żałobnicy znali, ale nie zawsze tak na niego patrzyli jak ja go zobaczyłam. Największą satysfakcję mam, kiedy ludzie mi dziękują za wsparcie jakie im w tych ostatnich dniach dałam będąc z nimi i rozmawiając o tej osobie, którą właśnie pochowaliśmy.

Świecki pochówek nie oznacza, że nie ma w nim elementów religijnych. Czasem pojawia się krzyż, czasem modlitwy. To się nie kłóci ze sobą?
Jeszcze dwadzieścia lat temu, kiedy w ten sposób żegnano zadeklarowanych ateistów, żadnych symboli religijnych w czasie uroczystości nie było. Teraz jednak jest pełna dowolność. Rodzina szuka jak najbardziej godnego pochówku, ale formuła religijna im nie zawsze odpowiada. Chcą jednak zmówić modlitwę, czy w kondukcie śpiewać religijne pieśni. Czasem prowadzę uroczystość w duecie z księdzem. Wszystko się da pogodzić, by w tej ostatniej drodze uhonorować zmarłego. Równocześnie taka ceremonia otwiera drzwi do wyobraźni. Są wiersze, ulubione utwory muzyczne, przedmioty wkładane do grobu, czy jak ostatnio urodzinowa świeczka na muffince, bo zmarły wierzył, że dożyje stu lat. Zmarł dużo wcześniej, ale miał ogromne poczucie humoru i bliscy uznali, że to będzie wspaniałe zwieńczenie pogrzebu. W dużych miastach jest łatwiej, bo uroczystość odbywa się w kaplicy jest więc przestrzeń na mini koncert, czy multimedialne prezentacje zdjęć, czy filmów ze zmarłym. W małych miejscowościach świeckie pogrzeby odbywają się po prostu przy grobie, bo duchowni często odmawiają zorganizowania świeckiego pogrzebu w kaplicy.

Skąd pomysł na taką pracę?
Jestem bardzo otwarta i wygadana. Umiem rozmawiać z ludźmi, wczuć się w ich emocje. Postanowiłam spróbować, mogłam przy tym liczyć na wsparcie mojego męża. On był od początku przekonany, że to jest praca dla mnie. Dziś pomaga mi od strony technicznej organizować całą uroczystość. Rynek takich usług dopiero się rozwija, ale ludzie szukają takich rozwiązań, bo chcą mieć pewność, że ta uroczystość nie będzie jak z taśmy produkcyjnej, podobna do poprzedniej i tej następnej. Ja robię to od trzech lat i widzę, że ta dziedzina biznesu funeralnego rozwija się bardzo dynamicznie. Zaczynałam od 1-5 pogrzebów w miesiącu, teraz organizuję ich nawet 13-15. Zdarza się, że mam dwie uroczystości jednego dnia. W tej chwili to jest 7-8 procent wszystkich pogrzebów, ale będzie ich coraz więcej.

Są szkoły, które kształcą mistrzów ceremonii pogrzebowych?
Nie. Każdy sam opracowuje swój styl i sposób prowadzenia ceremonii. Każdy takim mistrzem może zostać, ale nie każdy powinien nim być. Trzeba mieć szczególne cechy osobowości i nie jest to tak łatwa praca jak się potencjalnym kandydatom wydaje. To jest kwestia intuicji, wyobraźni, pomysłu na siebie. Wymyślamy swój wygląd, tworzymy wizerunek. Nawet firmy pogrzebowe, z którymi z reguły współpracujemy, nie narzucają nam tego jak mamy wyglądać, czy jak prowadzić uroczystość. Czasem trwa ona 40 minut, czasem trzy godziny. To rodzina decyduje. Ja występuję w charakterystycznych togach i nakryciach głowy oraz we fraku i cylindrze, żeby wyróżniać się od pogrzebowych gości. To ważne, bo czasem ktoś z nich chce o czymś porozmawiać, coś dać do przeczytania, a mnie wtedy łatwiej jest znaleźć, bo się wyróżniam.

Ile kosztuje taka usługa?
800 zł to koszt ceremonii. Jeśli ktoś życzy sobie puszczanie na pogrzebie konkretnych piosenek i wykonawców, dodatkowo kosztuje to 100 zł, które odprowadzam do ZAIKSu. Jeśli pogrzeb jest poza miastem dochodzi tzw. kilometrówka. Cennik szczegółowy jest na mojej stronie, nie jest to tajemnica.

Najciekawszy pogrzeb jaki przyszło ci prowadzić?
To ostatnie pożegnanie Jerzego Urbana w 2022 roku. Naczelny tygodnika Nie, były rzecznik komunistycznego rządu, był dla mnie osobiście przede wszystkim wzorem dziennikarstwa. Wychowałam się na jego tekstach. Ja dopiero zaczynałam tę przygodę, a rodzina poprosiła mnie o poprowadzenie ceremonii. Kiedy w tym roku zmarł Waldemar Kuchanny, kolejny redaktor naczelny tygodnika Nie, jego bliscy również poprosili mnie o poprowadzenie ceremonii. To był człowiek z ogromnym poczuciem humoru i chciałam to w trakcie uroczystości oddać. I myślę, że się to udało. Po raz pierwszy również prowadziłam podwójną uroczystość. To było małżeństwo z naszego województwa, które razem zginęło na jeziorze Niegocin na Mazurach w trakcie szkwału. Kocham swoją pracę, kocham i szanuję ludzi - i moi klienci to czują , doceniając ją i gdy zachodzi smutna potrzeba - zgłaszają się kolejny raz.
Trzeba mieć w sobie dużo miłości by wykonywać ten zawód.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki