Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W łódzkiej filmówce zbyt dużo jest historii, za mało przyszłości [WYWIAD]

rozm. Joanna Leszczyńska
Eryk Mistewicz
Eryk Mistewicz Wojciech Baczyński
Rozmowa z Erykiem Mistewiczem, ekspertem strategii marketingowych.

Łódzka Szkoła Filmowa obchodzi 65-lecie. Czy Łódź wykorzystuje atut, jakim jest filmówka?
Mam wrażenie, że nie. Łódź musi być "napisana", czy też "narysowana" od początku. Czasami wręcz wydaje mi się, że to miasto wstydzi się przemysłu włókienniczego i dokonań filmowych.

Wstydzi się?
Tak, uważając, że to jest przeszłość, a nie teraźniejszość, ani tym bardziej przyszłość. To, czego mi brakuje w rysowaniu historii Łodzi, to jest właśnie rysowanie przyszłości, opowiadanie o łódzkiej filmówce nie przez produkcje, które tam zostały zrealizowane, nie przez ludzi, którzy szkołę tworzyli, ale przez te projekty, które dopiero powstają, przez twórczość ludzi, którzy są nagradzani w świecie i chętnie opowiadają o swoich projektach. Za dużo jest w historii łódzkiej filmówki właśnie historii, a za mało, nawet nie tyle teraźniejszości, co przyszłości. Chciałbym się na przykład dowiedzieć, jak łódzka szkoła radzi sobie w świecie krótkich form łączących nowe media, fotografię i film, form instagramowych, jakie sukcesy w świecie nowych mediów odnosi. Tego mi trochę brak. Mamy w wizerunku Polski, nie tylko Łodzi, istotne dokonania, które są dokonaniami z przeszłości. A jednocześnie brak mi wizji, energii, którą emanują choćby ośrodki kultury w Estonii, silnie nakierowane na twórczość w sieci, na nowe media. Brak mi pokazania i Polski, i Łodzi, jako miejsca, które rozumie świat, który nadchodzi, a nie tylko konserwuje, celebruje i archiwizuje świat, który był, a który nie wychodzi do przodu. Estonia w wielu aspektach jest słabszym od nas krajem, ale wybiega do przodu, świetnie radząc sobie z opowiadaniem o sobie jako kraju, który rozumie przyszłość i nadchodzące zmiany. Nie czuję, niestety, takiego przesłania, które płynęłoby z Łodzi.

Łódź utraciła festiwal Camerimage, który nie tylko wzmacniał legendę filmówki, ale był też krokiem "do przodu"...
Nie. To nie mogło zaważyć. Przecież wszystko inne zostaje: ludzie, mury. Jeżeliby się okazało, że cała historia i cały mit Łodzi filmowej oparty jest na jednej osobie, która zabiera cały festiwal i od tego momentu nikt nie pamięta o Łodzi filmowej, świadczyłoby to o wielkiej słabości tego środowiska. Myślę, że bardziej istotne jest powolne wymieranie mistrzów i brak nowych ludzi, którzy kontynuowaliby tę dobrą tradycję. A przecież jesteśmy z ciekawością odbierani w świecie jako kraj, w którym są młodzi producenci narracyjnych gier komputerowych, tworzący etiudy filmowe, wykorzystywane w grach komputerowych. Dlaczego pierwszym miejscem dla takich twórców nie powinna być, także z uwagi na przeszłość, Łódź?

Czy z Pana doświadczeń wynika, że szkoła ta jest znana w świecie?
Spotykam na świecie ludzi, którzy uczyli się języka polskiego w Łodzi i są dziś intelektualistami, lekarzami, politykami. Łódź kojarzy im się z tym, że tutaj w latach 70. 80 czy 90. uczyli się polskiego. Natomiast nie przypominam sobie, aby jakaś aktorka, scenarzysta czy reżyser mówili o tej szkole tak jak mówi się o czeskich studiach filmowych, w których realizowane są największe produkcje. Mam niestety wrażenie, że wielcy twórcy nie wstydzą się mówić o fantastycznej Pradze, ale o Łodzi w podobny sposób nie mówią.

Ale przecież wśród polskich absolwentów filmówki są wybitni twórcy, którzy zrobili karierę za granicą...
Dlatego też dziwię się, że oni tej Łodzi nie wspierają. Być może także Łódź o nich zapomniała? Konieczne są działania związane z przeszłością, co oczywiste, ale też od razu budujące przyszłość. Choć dobrze byłoby, aby każdy z tych mistrzów światowego kina mógł pokazać w Łodzi swoich uczniów i żeby ci uczniowie mogli korzystać ze stypendiów, uczyli się i tworzyli w tym mieście. Cały czas mam wrażenie, że to, o czym mówimy, spoglądając na filmówkę, jest przeszłością. Brakuje mi takich elementów, które by sprawiały, że mistrzowie z przeszłości rekomendują Łódź dla mistrzów przyszłości, a ludzie nowych mediów, melanżu nowych technologii i filmu traktują miasto jak swój pierwszy port w Europie.

Jako członek rady przy prezydencie Łodzi, dotyczącej strategii Łodzi, poruszał Pan ten temat?
Tak, ten temat wraca. Łódź wymaga jednak tak wielu działań, a wszystkie są ultraważne i ultrapilne.

A to jest mniej ważne?
Nie. Kwestie kultury, wizerunku, odbioru miasta determinują choćby możliwości przyciągania kolejnych inwestorów. Coraz mniej liczą się już w Europie, w której konkurujemy z innymi, tylko puste place, hale, niezbyt droga robocizna, bardziej zaś brane są pod uwagę aura, jaka jest wokół miasta, czy warto w nim żyć, kształcić dzieci, spędzać sensownie czas po pracy. Filmówka ze swoim mitem powinna stanowić jeden z ważniejszych punktów na mapie narysowanej dla rozwijającej się, przyciągającej ludzi i inwestycje mapie Łodzi. To jest do zrobienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki