Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W motocyklowym koszu z Łodzi aż na Łazienkowską. Kibice ŁKS w Warszawie

R. Piotrowski
Kibice ŁKS dopingowali drużynę i w Łodzi, i na wyjazdach [zdjęcie udostępnione przez ŁKS Łódź]
Piłkarze ŁKS rozgrywki ligowe wznowią niedzielnym meczem z Legią w Warszawie, a to arcyważne spotkanie nie tylko dla zawodników beniaminka ekstraklasy, ale i jego kibiców.

W szeregach sympatyków łódzkiego klubu trwa mobilizacja. Nic w tym dziwnego, przecież po raz ostatni łodzianie zmierzyli się z Legią w Warszawie osiem lat temu. Wówczas drużynę prowadzoną przez trenera Andrzeja Pyrdoła wspierało w stolicy ponad 1200 osób i nie inaczej będzie także 9 lutego, ba, już wiemy, że ekipa Kazimierza Moskala może liczyć w najbliższą niedzielę na głośny doping blisko 1800 sympatyków ŁKS.

Twarde ławki trzeciej klasy

Tradycja wspierania piłkarzy ŁKS w stolicy sięga dwudziestolecia międzywojennego, bo już wówczas łodzianie, gwiżdżąc na niewygody, godziny spędzone w nieogrzewanym, oświetlanym jedynie lampą naftową i wyposażonym w twarde ławki przedziale trzeciej klasy, podróżowali za swymi ulubieńcami po całym kraju. W 1933 roku na mecz z Legią w Warszawie kibice ŁKS wybrali się czymś, co dzisiaj zwykliśmy nazywać pociągiem specjalnym. I żaden z łódzkich kibiców tego nie żałował, bo Władysław Król i spółka ograli wówczas „wojskowych” aż 3:0.

Na niedzielny mecz ligowy Legia - ŁKS wyjeżdża z Łodzi specjalny pociąg, wiozący ośmiuset zwolenników klubu łódzkiego, którzy chcą towarzyszyć czerwonym w ich ważnym spotkaniu ligowym – informowała w 1933 roku warszawska prasa tuż przed spotkaniem.

Warto dodać, bo to rzecz niezwykle ciekawa, a i mało znana, że nie Legia Warszawa na swoim słynnym Stadionie Wojska Polskiego przy Łazienkowskiej zdobyła pierwszego ligowego gola, choć i nie ona go straciła, a całemu zamieszaniu „winna” Warszawianka, która w 1930 roku korzystała ze stadionu „wojskowych”, a w dniu otwarcia obiektu to ona z ŁKS jako pierwsza wybiegła na murawę. „Czerwoni”, bo tak ze względu na kolor koszulek nazywano wówczas drużynę z al. Unii 2, pokonali Warszawiankę 4:1, a strzelecki festiwal przy Łazienkowskiej rozpoczął Eugeniusz Tadeusiewicz, który już po kwadransie wykorzystał podanie Jana Durki z rzutu rożnego i tym samym zapisał się na zawsze w historii… warszawskiego stadionu.

W koszu motocykla

Kibice ŁKS zawsze wspierali swoją drużynę w Warszawie. Nie inaczej było w latach 50. i nie tylko zresztą, gdy łodzianom przyszło rywalizować z Legią. O tym jak wielkim zainteresowaniem wśród fanów cieszyły się boje najstarszego klubu miasta włókniarzy w stolicy niech świadczy chociażby to, że na Stadionie Dziesięciolecia spotkanie z Gwardią w 1957 roku obejrzało według różnych źródeł - od kilku do kilkunastu tysięcy kibiców z Łodzi (a jedna z gazet podała nawet liczbę 20 tysięcy!).
- Panuje tu taki ruch, jak gdyby mecz miał się odbyć w Łodzi – donosił „Przegląd Sportowy” i tylko szkoda, że tym razem ełkaesiacy zawiedli swoich fanów, bo z Gwardią przegrali 1:4.

Niewielu mniej fanów ŁKS obejrzało spotkanie z Legią rozegrane latem 1971 roku, a było na czym oko zawiesić, bo tam Lucjan Brychczy i Roberta Gadocha, bo tu Jerzy Sadek i Piotr Suski (w spotkaniu tym, co ciekawe, bramki „wojskowych” strzegł… Jan Tomaszewski).

- Dziesięć tysięcy kibiców ŁKS na Łazienkowskiej brzmi dziś niedorzecznie, prawda? A tyle pojawiło się tamtego dnia w stolicy. Miałem wtedy tylko dziesięć lat, ale ojciec zabrał mnie na ten mecz. To był niezwykły wyjazd. Całą drogę na Łazienkowską spędziłem w… koszu motocykla Junak z kaskiem orzeszek na głowie. Na trybunach panował niewyobrażalny ścisk. Pamiętam, że kibice raczyli się tradycyjną piersióweczką i kiełbasą zwyczajną zawiniętą w „Głos Robotniczy”. Sam mecz przegraliśmy co prawda 1:3, ale cieszę się, że mogłem wziąć w tym udział – wspomina z rozrzewnieniem Paweł Lewandowski, znany kibic ŁKS, który opowiedział nam po chwili inną jeszcze anegdotką, dotyczącą spotkania rozegranego w 1983 roku.

- W końcówce meczu Arkadiusz Klimas strzelił dla ŁKS zwycięskiego gola, a że emocje wzięły górę i wraz z kolegą zerwaliśmy się ze swoich miejsc z rękoma uniesionymi w geście triumfu, pojawiły się problemy. Powiem tylko tyle, że tę naszą reakcję zauważyli kibice Legii, a ze stadionu wyfrunęliśmy tak szybko, że sam nawet Pietro Mennea, ówczesny mistrz na krótkich dystansach, nie zdołałby nas dogonić – dodaje z uśmiechem łódzki kibic.

Dodajmy do tego, że w pierwszej połowie lat 90. ok. dwóch tysięcy fanów ŁKS wspierało swoją drużynę przy Łazienkowskiej przy okazji rozegranego w 1994 roku finału Pucharu Polski, w którym lepsza od łodzian okazała się Legia Warszawa. Jak będzie w najbliższą niedzielę? Kibice ŁKS na zwycięstwo na stadionie Legii czekają 30 lat czyli od zwycięskiej bramki Tomasza Wieszczyckiego zdobytej 1 maja 1990 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki