Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W piątek w Łodzi koncert Jana Garbarka

Łukasz Kaczyński
Jan Garbarek wystąpi w piątek o godz. 20 w łódzkim klubie Wytwórnia.
Jan Garbarek wystąpi w piątek o godz. 20 w łódzkim klubie Wytwórnia. Waldemar Stachowiak/ mat. promocyjne
Z Janem Garbarkiem, norweskim saksofonistą, który wystąpi w piątek o godz. 20 w łódzkim klubie Wytwórnia, rozmawia Łukasz Kaczyński

Przy okazji Pana koncertów w Polsce często pojawiają się pytania o związki z naszym krajem. Nie nudzą one Pana jeszcze?

W żadnym wypadku. Wydaje mi się to nawet dość naturalne, że ludzie dopytują mnie o polsko brzmiące nazwisko, że dociekają moich powiązań z Polską. A mnie cieszy, że mogę wyjaśnić całą sytuację.

Zatem co Pan odczuwa odwiedzając Polskę? Jak Pan się tu czuje?

Jestem szczęśliwy mogąc występować w Polsce, wyczuwam tu bardzo silne i przyjazne emocje. Wiele czytam o waszym kraju, interesuję się jego sytuacją. Mam też stały kontakt z mieszkającą tu rodziną mojego taty i cieszy mnie, iż po wielu trudnych latach Polska ruszyła wreszcie naprzód. Wydaje mi się, że Polacy coraz silniej odczuwają potrzebę pewnego ożywienia społecznego i obserwuję to z zadowoleniem.

Zastanawiał się Pan kiedyś nad fenomenem pańskiej popularności w Polsce? Z czego mogłaby ona wynikać?

Coż, dotąd nie wnikałem w to zbytnio. Po prostu jestem szczęśliwy, że ludziom sprawia przyjemność słuchanie naszej muzyki. Podczas moich pierwszych wizyt w Polsce rzeczywiście czułem, że w pewnym stopniu zainteresowanie mną wynika z brzmienia nazwiska, które otrzymałem po tacie. Do dziś ludzie nadal jeszcze sądzą, że urodziłem się, wychowałem w Polsce, a później stąd wyjechałem. Cały czas jeszcze zdarza się, że przychodzą po koncercie do garderoby i zaczynają rozmawiać ze mną po polsku. Bywają podirytowani, gdy słyszą, że nie mówię w ich języku. Czasem podejrzewają, że po prostu nie chcę mówić po polsku. Bardzo żałuję, ale tata nie nauczył mnie posługiwać się tym językiem. Wie pan, tak już się przyjęło, iż jeśli mama pochodzi z innego kraju i mówi w obcym dla dziecka języku, to i tak ono się go w naturalny sposób nauczy. Jeśli tata - nie. Rozmawialiśmy więc w domu po norwesku. Jestem zresztą w dość dziwny sposób związany z Polską, bo mieszkających tu krewnych poznałem mając aż czternaście lat. Wtedy dopiero mogłem tu po raz pierwszy przyjechać.

Najnowszy album ''Officium Novum'' to trzeci krążek nagrany z męskim kwartetem wokalnym The Hilliard Ensemble. Czy coś zmieniło się na przestrzeni lat w waszej współpracy, w postrzeganiu i rozumieniu muzyki?

Założenie przy każdym z albumów, które razem realizowaliśmy, zawsze było takie samo, ale tak - głęboko w to wierzę. Grając, dojrzewaliśmy ze sobą, lecz nasze projekty tak naprawdę nigdy nie przestały żyć w nas. Jak pan powiedział, to nasz trzeci album i wiem, że znamy się już dużo lepiej i że się rozwinęliśmy. Bardzo jednak trudno wskazać, na czym te zmiany mogłyby konkretnie polegać. To trochę jest tak, że każdego dnia patrzysz w lustro i wiesz, iż codziennie w pewien sposób się zmieniasz. Jednak bardzo trudno dokładnie i z niezaprzeczalną pewnością powiedzieć w jaki sposób. Zwłaszcza, że jednocześnie pozostajesz tym, kim byłeś dotąd. Jeśli chodzi o ''Officium Novum'', to spotykam się z głosami, iż jest on bardziej zbliżony do naszej pierwszej płyty ''Officium''. Być może jest kamieniem milowym w naszej nowej współpracy. Nie bez kozery nazwaliśmy go ''Officium Novum''. Drugi album, ''Mnemosyne'', był krokiem w zupełnie inną stronę.

Jaką rolę odegrały w powstawaniu ''Officium Novum'' dzieła armeńskiego kompozytora, etnologa muzyki, Komitasa Vardapeta?

The Hilliard Ensemble otrzymali zaproszenie z Armenii, gdzie wraz z armeńskimi badaczami muzyki przyjrzeli się pracom Verdapeta, a później nagrali jego utwory w studiu radiowym. Wnieśli do tych kompozycji wiele świeżości. Gdy wrócili z Armenii, przywieźli również owe partytury. Spotkaliśmy się, a ja akurat poszukiwałem nowego materiału, więc zapoznałem się z nimi. Zaczęliśmy wokół nich muzykować, by poczuć, czy mogą wydać się nam interesujące i by przekonać się, jak wypadają na żywo. I rzeczywiście odkryliśmy kilka naprawdę fascynujących kompozycji, których wspólne wykonywanie sprawia nam wiele przyjemności. Nie studiowałem wcześniej takiej muzyki, o ile mi wiadomo bazuje ona na bardzo starych melodiach, a sama napisana była na początku XX wieku, chyba w latach 1910-1920. Moja edukacja muzyczna w tym zakresie to były dwa lata spędzone na nauce polifonicznej muzyki renesansowego kompozytora Giovanniego Pierluigiego da Palestriny, więc na początku pracy z The Hillard Ensemble miałem pewne pojęcie o muzyce, którą wykonują. Jednakże cenię sobie przede wszystkim wolność w myśleniu o muzyce, lubię spontaniczność w moich reakcjach na muzykę The Hilliard Ensemble. Na równych prawach traktuję to, co w muzyce nowe i stare, Dla mnie to jest jedna muzyka - współczesna i liczy się teraźniejsze do niej podejście.

Jakie kompozycje będziemy mogli usłyszeć 10 grudnia podczas koncertu Jan Garbarek Group w Łodzi?

Myślę, że powrócimy do kilku naprawdę starych utworów, które zawsze bardzo lubiłem i o których cały czas pamiętałem, a których dawno nie wykonywaliśmy. Na pewno zagramy również utwory z kilku dawniejszych płyt. Na nowo zaaranżowane, na taki dość folkowy sposób, mogą przypaść do gustu publiczności. Pojawiły się one już na zarejestrowanym na żywo koncercie w Dreźnie, między innymi ''Voy Cantando'', ''Twelve Moons'', ''Paper Nut''. Teraz, kiedy mam 64 lata, to najlepszy moment, by je nieco odkurzyć i zobaczyć, jak zaczną funkcjonować na scenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki