Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Waldemar Krenc: Mussolini też zaczął od związków

Marcin Darda
Waldemar Krenc
Waldemar Krenc Grzegorz Gałasiński
Z Waldemarem Krencem, przewodniczącym NSZZ "Solidarność" Ziemi Łódzkiej, rozmawia Marcin Darda

Senator PO Filip Libicki pisze ustawę "antyzwiązkową", która wykluczy m.in. etaty związkowe opłacane przez pracodawcę. Idzie chyba wojna...
Nam już wcześniej grożono palcem byśmy się "nie wychylali". Ale zacznę od tego, że każda władza totalitarna na zaczynała się od rozprawy się ze związkami zawodowymi, że przypomnę Mussoliniego, Hitlera, czy Jaruzelskiego. Czy to rozwiązało problemy? Nie. Dziś przygotowywanie takiego projektu jest małpią złośliwością, bo weźmy region łódzki, gdzie jest 400 organizacji zakładowych "Solidarności", w których jest ponad 22 tys. członków. Próbowałem policzyć ilu z tych ludzi jest na związkowych etatach opłacanych przez pracodawcę. Doliczyłem się 10 ludzi z "Solidarności". Ktoś sobie kupował garnitury i ubierał żonę, ktoś kupował cygara, a teraz szuka się kozła ofiarnego, którym będą związkowcy. I ma pan rację, ktoś tu wywołuje wojnę, bo z punku widzenia PR dla rządu to jest lepsze niż tłumaczenie ludziom dlaczego nie ma pracy, rośnie bezrobocie i jest dziura w budżecie. Wśród tych naszych 400 organizacji w regionie nie ma tak "wypasionych" jak KGHM.

Ale w skali kraju te etaty idą w ciężkie miliony na pensje dla etatowych związkowców, A "Solidarność" ze składek ma 200 mln zł budżetu. I pojawia się pytanie, dlaczego to zakłady pracy mają finansować te etaty?
Nie wiem skąd ta informacja o 200 mln zł budżetu. Ale problem leży gdzie indziej, bo tu nie chodzi o to, że ten ma "tyle", a tamten "tyle". Bo gdzie nas taka logika zaprowadzi? Może do tego, że skoro rodzice mają jeszcze pieniądze, to niech płacą za studia swoich dzieci, zamiast państwa, które finansuje studentów. W tej chwili państwo ma poważny problem, bo salonowiec Donald Tusk będzie się musiał w Europie tłumaczyć jak to jest, że od w Polsce nie prowadzi dialogu ze związkami.

Przecież to Piotr Duda, przewodniczący "S" opuścił Komisję Trójstronną.
Wyszedł, bo miał dosyć atrapy. My na terenie województwa też już nie prowadzimy dialogu, co mówię z szacunkiem dla osób, które w tym województwie rozmawiały z sensem. Ale nie można traktować związków szantażem, że jak nie będziemy cicho, to nas zniszczą.

Ale kto to wszystko zaczął? "Solidarność" nie kojarzy się dziś z obroną pracowników, a z antyrządowymi i politycznymi manifestacjami. Może Libicki ze swym pomysłem wziął się z waszych zapowiedzi kolejnych manifestacji, albo strajku generalnego?
A który protest, który organizowałem ja w imieniu regionu łódzkiego, albo Piotrek Duda w imieniu całego kraju, zrobiliśmy nie w imieniu interesów pracowniczych? Nie było takiego protestu. W przypadki regionu łódzkiego takie protesty były dwa, gdzie wyprowadziliśmy ludzi na ulice. Konstytucja nam to gwarantuje, choć wiem, że ostatnio Donald Tusk mówi, że to on broni interesów pracowników. Był protest w sprawie płacy minimalnej, wszystkie ugrupowania uznały, że "Solidarność" ma świetny pomysł, a do dziś nie ma w tej sprawie żadnego projektu ze strony tych ugrupowań. Kolejna rzecz to emerytury w wieku 67 lat, pomysł, z którego wycofali się nawet Hiszpanie. Mieliśmy siedzieć cicho? W międzyczasie Piotr Duda zaniósł do premiera Tuska projekty ustawy o agencjach pracy tymczasowej i o umowach śmieciowych. Pamiętam, jak poseł Grupiński, szef klubu parlamentarnego PO, powiedział wtedy, że "lepiej rozmawiajmy". Dziennikarze mu przypomnieli, że od roku na klub PO czeka zaproszenie na spotkanie i rozmowy z "Solidarnością"! Dziennikarze musieli mu przypomnieć. Trzecia rzecz, to sprawa zmuszania pracowników do pracy wtedy, kiedy zechce pracodawca, czyli zniesienia jakiegoś cywilizowanego stosunku pracy. To są tematy, które my oprotestowujemy, a przy okazji tworzy się kolejny cel, i to nie polityczny, ale społeczny. Bo żyjemy w kraju, w którym obywatele mogą zebrać nawet kilkanaście milionów podpisów w jakimś celu, ale i tak to zostanie zlekceważone, bo zawsze najważniejszy i najmądrzejszy będzie poseł. Mieliśmy 2,5 miliona podpisów w sprawie referendum na temat wieku emerytalnego, a nas jeszcze opluto. Dziś nie trzeba nawet wojny wypowiadać, wystarczy przykręcić kurek z pieniędzmi. Jak ktoś się nie podoba, to mu zabiorą pieniądze.

Ale co to za związki zawodowe, które weszły w politykę i angażują się tylko po stronie jednej opozycyjnej partii, czyli PiS? Może PiS was po prostu wykorzystuje?
Z zaszufladkowania trudno się wyrwać, to fakt. Przyznam, że jako Solidarność" rzeczywiście mamy problem, ale w innych europejskich krajach związki mają alternatywę. W Polsce kiedyś ją budowaliśmy poprzez AWS, ale poprzycinaliśmy sobie palce. Dziś mamy świadomość jednej rzeczy: problemów na ulicy nie rozwiążemy, a partnerów trzeba szukać w parlamencie. Przecież zaproszenie do rozmów Piotr Duda wysłał do wszystkich klubów parlamentarnych, poza Ruchem Palikota, bo z nimi trudno byłoby nam usiąść do rozmów. A odpowiedź przyszła w ostatnim okresie tylko od PiS. I bardzo dobrze. Pamiętam, że było w PiS parę osób negatywnie nastawionych do związków zawodowych, pamiętam walki Pawła Poncyljusza ze związkami. Ale dopóki żył śp. prezydent Lech Kaczyński, profesor prawa pracy, to mieliśmy w tej osobie jedyną życzliwą instytucję dotyczącą ochrony praw pracowniczych. Dziś bardzo go brakuje. Jeśli związek zawodowy współpracuje z partią, to nie znaczy, że się do partii zapisał. Nie szufladkujcie nas.

Rozmawiał Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki