Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wampir z ulicy Zarzewskiej budził postrach wśród mieszkańców Łodzi. Kim był człowiek, który zabił dwie osoby?

Anna Gronczewska
Wampir z ulicy Zarzewskiej w Łodzi
Wampir z ulicy Zarzewskiej w Łodzi
W pierwszych dniach września 1980 roku cała Polska żyła podpisanymi porozumieniami sierpniowymi. Niewiele osób dziś pewnie pamięta, że w tym samym czasie Łódź ogarnęła panika. Choć nie pisały o tym gazety, szybko rozeszła się wieść, że na obrzeżach miasta grasuje wampir. Kim był człowiek, który zabił kilkuletnią dziewczynkę i dwudziestopięcioletnią kobietę oraz napadł na dwie kolejne?

1 września 11-letnia Małgosia szła na rozpoczęcie roku szkolnego. Miała zacząć naukę w piątej klasie Szkoły Podstawowej nr 122 przy ul. Jesionowej w Łodzi. O ósmej chciała być w swojej podstawówce. Spieszyła się, więc wybrała drogę na skróty. Poszła wzdłuż torów kolejowych łączących Łódź ze Zgierzem. By je pokonać, musiała przejść przez skarpę. Gdy się na nią wspięła, zobaczyła młodego mężczyznę. Ten też ją zauważył i zaczął iść za dziewczynką. Małgosia wystraszyła się. Chciała uciec, ale młody człowiek pobiegł za nią. Dogonił ją, złapał za kark i wyszeptał: - Nie bój się! Dziewczynka zaczęła się wyrywać, krzyczeć. Mężczyzna chwycił ją mocniej, zagroził, że jeśli nie przestanie krzyczeć, to ją udusi. Zaciągnął ją w krzaki, tam przewrócił, uderzył kilka razy głową o ziemię. Dziewczynka straciła przytomność. W końcu ocknęła się. Leżała rozebrana na ziemi. Uchyliła lekko powieki. Mężczyzna stał tyłem do niej i zakładał zdarty z Małgosi sweter. Podniósł jej tornister i odszedł. Po drodze wyrzucał zawartość torby - zostawił sobie tylko portmonetkę, w której były 172 złote.

Małgosia dopiero po kilkunastu minutach podniosła się, ubrała i roztrzęsiona wróciła do domu. Matka zawiadomiła pogotowie i milicję.

Adam Antczak był wtedy młodym milicjantem w komendzie na Bałutach, w wydziale kryminalnym. Należał do pierwszych, który znaleźli się na miejscu zdarzenia.

- Dziewczynka została zgwałcona - wspominał Adam Antczak, który razem z Jarosławem Warzechą opisał tę sprawę i inne zbrodnie wampira w książce „Pitaval Łódzki”.

- Myślę, że przeżyła tylko dzięki swej dużej odporności i bystrości. Udała martwą i moim zdaniem tylko to ją uratowało.

5 września 1980 roku, 25-letnia Elżbieta W., absolwentka wydziału prawa Uniwersytetu Łódzkiego, pracownica PZU przy ul. Sienkiewicza, razem z Agnieszką, koleżanką z pracy, wybrała się na spektakl do Teatru Powszechnego w Łodzi. Przedstawienie skończyło się po godzinie 22.00. Agnieszka, która mieszkała na Retkini, podrzuciła koleżankę do rogu al. Politechniki i ul. Obywatelskiej. Tam Elżbieta wsiadła w tramwaj linii 26, by wrócić do swego domu na Rudzie. Wysiadła na rogu ul. Rudzkiej i Farnej...

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

Następnego dnia około godziny 8 rano jedna z łodzianek szła na swą działkę przy ul. Podlaskiej. Na ul. Scaleniowej zauważyła ślady krwi. Potem zobaczyła, że zza krzaków wystają kobiece nogi. W zaroślach leżała naga i martwa Elżbieta W. Pod jej ciałem morderca ułożył ubranie. Obok zwłok leżał pręt długości kilkudziesięciu centymetrów owinięty w czerwoną szmatę. Na drodze pozostały ślady świadczące, że ciało dziewczyny było przeciągnięte do lasu. Na głowie miała ślady po uderzeniach. Przed śmiercią została zgwałcona. Morderca zabrał torebkę dziewczyny, zegarek i złoty łańcuszek, zostawił zaś dwa pierścionki.

Do kolejnego zabójstwa doszło kilka dni później, 8 września, w drugim końcu Łodzi, jednak blisko miejsca, gdzie morderca już raz zaatakował. W nocy, po godzinie 2.00, do komendy miejskiej w Zgierzu wpłynęło zgłoszenie o zaginięciu 8-letniej Anetki. Dziewczynka wyszła około południa do szkoły przy ul. Jesionowej, do tej samej do której chodziła zgwałcona 1 września Małgosia. Dziewczyna nie pojawiła się na lekcjach, nie wróciła też do domu. Około 8 rano ojczym Anety znajduje jej zwłoki w lesie, w Chełmach, na pograniczu Łodzi i Zgierza. Leżą przykryte gałęziami i świeżo wyrwanymi chwastami.

Znów na miejscu pojawia się ekipa z Adamem Antczakiem. Zwłoki dziewczynki są obnażone do pasa, na jej brzuchu widać podłużne nacięcia. Wokół rozrzucone jest ubranie dziewczynki. Ekipa kryminalna uznaje, że Anetka zginęła na skutek urazów głowy zadanych tępym narzędziem.

Wampir uderza kolejny raz na drugi dzień po zabójstwie Anetki. Posterunek w Andrespolu przyjmuje zgłoszenie o zaginięciu 19-letniej Beaty, uczennicy ostatniej klasy łódzkiego Technikum Budowlanego. Dzień wcześniej, po zakończeniu lekcji, miała odwiedzić kolegę leżącego w szpitalu. Koleżanka widziała, że Beata wsiadała w autobus linii K jadący w kierunku Zgierza. Potem ślad po niej zaginął.

Tego samego dnia, którego zgłoszono zaginięcie, dwóch pracowników zakładu energetycznego jedzie autem leśną drogą koło Lućmierza. Nagle dostrzegają leżącą kobietę. Żyje, ale jest nieprzytomna. Powiadamiają milicję, pogotowie zabiera ciężko ranną dziewczynę, którą jest zaginiona Beata.

Adam Antczak wspomina, że obok miejsca, gdzie leżała, znaleziono ważącą około kilograma żeliwną kulę zawiniętą w dwie skarpetki.

- Tą kulą napastnik zadał cios dziewczynie - opowiadał Adam Antczak. - Uderzenie taką kulą miażdżyło czaszkę!

Dziewczyna przeżyła, odzyskała nawet przytomność, ale nic nie pamiętała z napadu. Groziło jej ciężkie kalectwo. Podobno kilka lat po tym napadzie umarła...

- O tym, że złapano tego mordercę, zadecydował przypadek i szybkie skojarzenie faktów przez policjantów - zapewniał Adam Antczak.

Wróćmy więc jeszcze raz do początku września i zabójstwa na Rudzie. Milicjanci trafili na świadków, którzy widzieli Elżbietę na kilkanaście minut przed napadem. Pani Teresa pracowała w zakładach pasmanteryjnych „Lenta”, które mieściły się przy ul. Kilińskiego. Do domu wracała tramwajem linii 26. Spotkała w nim Elżbietę. Razem wysiadły przy ul. Farnej. Teresa szła za Elżbietą do rogu ul. Scaleniowej i Halki.

- Tam skręciłam, ale zauważyłam, że po drugiej stronie ulicy stał młody mężczyzna - zeznawała pani Teresa. - Kiedy ja skręciłam w ul. Scaleniową, on poszedł kilka metrów przed kobietą, która wysiadła ze mną z tramwaju.

Jednak najwięcej do śledztwa wniósł mąż pani Teresy, Stanisław. Szedł do pracy na nocną zmianę. Po godzinie 20.30 pod wiatą na przystanku tramwajowego na rogu ulic Rudzkiej i Scaleniowej zauważył mężczyznę w wieku 19-20 lat, około 175 centymetrów wzrostu. Podobny rysopis podawała jego żona.

- Nagle przybiegły dwie kobiety - opowiadał milicjantom pan Stanisław. - Jedna, tleniona blondynka, krzyczała: - Nawet jak jesteś moim synem, to i tak zamelduję na milicji! Druga z pań usiadła koło mnie i zaczęła opowiadać, że syn blondynki przyjechał na urlop z zakładu poprawczego i do poprawczaka już nie wrócił.

Słysząc tę opowieść, milicjanci szybko skojarzyli fakty. Z przepustki do zakładu poprawczego w Laskowcu, na Podlasiu nie wrócił 18-letni Krzysztof S., mieszkaniec ul. Zarzewskiej. Milicjanci docierają do jego matki. Potwierdza, że syn od 1978 roku przebywa w poprawczaku, gdzie trafił za włamania. Nie wrócił tam z przepustki. Został w Łodzi. Odwiedził kuzynkę, ktoś widział go na Górniaku. Kobieta zaczęła szukać syna i spotkała go na przystanku na Rudzie.

Za Krzysztofem zostaje wydany list gończy, on nawet o tym nie wie. Zostaje zatrzymany 17 września, przed godziną 18.00 na przystanku tramwajowym na rogu ul. Kilińskiego i Dąbrowskiego. Przyznaje się winy.

- Gdy patrzyło się na tego Krzysztofa, to sprawiał wrażenie sympatycznego chłopaka, budził zaufanie - mówił o zabójcy Adam Antczak. - Wcześnie miał na sumieniu jakieś drobne włamania, kradzieże.

Przez dwa i pół roku Krzysztof S. był poddawany badaniom w szpitalach psychiatrycznych. Jak piszą w „Pitavalu łódzkim” Jarosław Warzecha i Adam Antczak, podczas tych badań stwierdzono, że podczas pobytów w szpitalu był on w dobrych kontaktach z innymi pacjentami, chętnie im pomagał. Nie zauważono u niego wahań nastrojów, zaburzeń w toku myślenia, wypowiedzi, które mogły sugerować doznania urojeniowe czy omamowe. Badał go profesor Zbigniew Lew-Starowicz. W wydanej opinii stwierdził, że morderca miał w pełni zdolność rozumienia swoich czynów i kierowania swoim postępowaniem. Jednocześnie stwierdzono u niego nieprawidłową osobowość i sadyzm seksualny. Krzysztof S. został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki