Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Warszawa mówi, że łódzki desant wraca do Łodzi

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda
Premier milczy, rząd układa gdzieś w zakamarkach własnej głowy, z nikim nic nie konsultuje - tyle można usłyszeć rozmawiając z wysokimi funkcjonariuszami Platformy Obywatelskiej.

Ale premier sobie, a funkcjonariusze sobie. Polityka próżni nie znosi, a po wyborach nie znosi jej podwójnie. Dlatego jakaś wizja nowego rządu gdzieś się po Warszawie kołacze, a w Łodzi dopowiadają swoje. Co słychać ostatnio? Ano na przykład to, że premier Donald Tusk sporo myśli o obsadzie resortu infrastruktury, który ma być w nowym rozdaniu resortem transportu.

To jest właśnie to ministerstwo, w którym zadomowiła się relatywnie większa część łodzian niż w innych resortach, być może nawet razem wziętych. Teraz mówi się, że większość z nich niebawem czeka powrót do rodzinnego miasta. Bo premier, wedle ostatnich nowinek warszawskich, ponoć jest już pewien, że to nie Cezary Grabarczyk będzie ministrem transportu.

Warszawa mówi o Andrzeju Rynasiewiczu, szefie sejmowej komisji infrastruktury, albo... Grzegorzu Schetynie. Tak, tym Schetynie, który na zmianę z Grabarczykiem raz jest nr. 2, a raz nr. 3 w PO. Tusk potrzebuje ich konfliktu, bo mają za sobą duże frakcje, zatem ich szarpanie się za włosy to po prostu polisa ubezpieczeniowa dla premiera. Teka ministra transportu dla Schetyny to jednak konieczność obdzielenia czymś prestiżowym także Grabarczyka. I tu też ciekawostka, bo na salonach mówią, że pan Cezary dostanie fuchę w Sejmie, ale wcale nie w prezydium klubu czy izby, a zostanie... szefem komisji infrastruktury.

Oczywiście po 4 latach rządzenia resortem, nawet jeśli w glorii najsłabiej (choć często niesłusznie) ocenionego ministra, to dla niego nie jest nawet policzek, tylko cios w splot słoneczny. Premier może dosyć gładko Grabarczyka przekonać o tym, że jako szef komisji będzie pierwszym nadzorcą Schetyny i prywatnej opozycji Tuska w PO. Na dodatek z oficjalnym prawem do krytykowania go za ewentualne wpadki. Nawet na forum publicznym, bo PO nie musi już być wrażliwa na krytykę. Przy tym poparciu, które zdobyła, przy degrengoladzie w PiS, przy śpiączce lewicy, premier wie, że po szyldzie jego partii długo, długo nic.

Ale warszawskie plotki zadziwiająco zazębiają się z tymi łódzkimi. Bo tematem nr 1 jest w Łodzi rychła nominacja na wiceprezydenta Radosława Stępnia. To wiceminister od autostrad, który z pewnością kończy misję wraz z dymisją rządu. Premier go nie lubi, nie chciał, by Stępień był kandydatem na senatora, nie chciał także puścić go na wiceprezydenta pół roku przed wyborami, a taką ofertę Hanna Zdanowska przecież złożyła. Jeśli zastąpiłby Marka Cieślaka, to tylko z powodów politycznych, bo Cieślak ma ambicje, by kiedyś rządzić Łodzią, a przecież dla Grabarczyka liczy się tylko Hanna Zdanowska i każdy inny kandydat byłby przyznaniem się PO do błędu. Jeśli już, to Stępień zastąpi więc raczej Arkadiusza Banaszka, bo to jego kompetencje, czyli infrastruktura i transport leżą w zainteresowaniu Stępnia.

Poza tym Banaszek swoimi, delikatnie mówiąc, niekonwencjonalnymi pomysłami, jak gaszenie światła w mieście czy kontenery dla dłużników, Zdanowskiej odbiera punkty. W klubie radnych PO nie ma nikogo, kto uznałby jego kompetencje. Pójdzie więc Banaszek zapewne do którejś ze spółek na zarządcę, albo jego zastępcę. W PO naliczyli, że odejście Grabarczyka z resortu to konieczność zatrudnienia w magistracie bądź jego spółkach ze dwudziestu ludzi, którzy kończą razem z nim. Czy to prawda, nie wiadomo, ale plotki też się nie biorą znikąd. Brak poważnej fuchy dla Grabarczyka przy wzmocnieniu jego konkurenta Krzysztofa Kwiatkowskiego, który w przeciekach raz jest ministrem sprawiedliwości, a innym razem szefem klubu, także przy jego świetnym wyniku wyborczym nakazuje sądzić, że on pogra o start na prezydenta Łodzi. To jest jego ambicja nr 1. Będzie trudno, jeśli w ogóle do zrobienia, bo jaki rażący błąd musiałaby popełnić Zdanowska, by PO jej nie wystawiła po raz drugi?

Także z obawy o fatalny sygnał do wyborcy, jakim byłaby zmiana kandydata. Ale jest wyjście, o którym też w PO można usłyszeć, choć mówi się o tym bardzo cicho. Jakie? Zdanowska rezygnuje sama, bo kandyduje... Cezary Grabarczyk, jej mentor. To byłoby jakieś wyjście, gdyby Grabarczyk rzeczywiście poległ w Warszawie. Dziś to jest political fiction. Ale za kilka tygodni, po nominacjach ministerialnych? Kto wie, może zacznie stawać się rzeczywistością.

Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki