Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Warta: powołany do Męki Pańskiej

Dariusz Piekarczyk
Krzyż potrafi przygiąć człowieka, dać w kość. Ten warcki jest ciężki, dębowy.
Krzyż potrafi przygiąć człowieka, dać w kość. Ten warcki jest ciężki, dębowy. Dariusz Piekarczyk
Pierwszy raz Chrystus oblał się zimnym potem tuż przed inscenizacją Męki Pańskiej. Nie ze strachu takiego ludzkiego, ale z przerażenia, że wąsy się odkleiły. Wprawdzie tylko do połowy, ale się odkleiły. Dzięki Bogu broda ani drgnęła. Ale bez wąsów ani rusz, bo jak? Na szczęście niezawodny brat Cherubin już czekał z klejem i wąsy dokleił.

Kiedy 33-letni Paweł Stępień z Dusznik koło Warty wspomina to wydarzenie, uśmiecha się, ale 15 kwietnia do śmiechu mu nie było. Bo Paweł Stępień był najważniejszą postacią misterium Męki Pańskiej, które rozgrywało się na ulicach Warty - wcielił się w rolę Chrystusa. Po raz drugi zresztą, bo i po raz drugi odtwarzano w miasteczku dramatyczne wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat.

- Dumny jestem ze swojej roli - mówi Paweł Stępień. - Wszystko zaczęło się dwa lata temu. Budowałem w klasztorze Ojców Bernardynów w Warcie, wspólnie z Krzysztofem Klimaszewskim, szopkę bożonarodzeniową i wtedy brat Cherubin, który przyszedł do nas z Piotrkowa Trybunalskiego, rzucił pomysł, aby spróbować zrobić u nas misterium Męki Pańskiej. Mówimy, czemu nie, spróbować można. To on wtedy, że ja powinienem grać Chrystusa. Zgodziłem się, bo to zawsze było moje marzenie.

Brat Cherubin jest pewien, że pomysł obsadzenia Pawła Stępnia w roli Chrystusa podsunął mu Duch Święty.

- On idealnie nadaje się do tej roli - uśmiecha się brat Cherubin. A ojciec Cecylian, który współrealizuje wareckie widowisko i przez sześć lat był jednym z reżyserów misterium Męki Pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej, dodaje: - To chłopak wychowany w klasztorze. Należał do młodzieży franciszkańskiej. Oddany klasztorowi. Nie mam wątpliwości, że to trafny wybór. Widać było zresztą podczas misteriów, że w swoją rolę wkłada serce. Niektóre jego upadki pod krzyżem były tak dramatyczne, że aż się bałem, żeby nic mu się nie stało.

Anna Stępień, matka Pawła, jest bardzo dumna ze swojego syna. Przypomina sobie, że od zawsze ciągnęło go do Kościoła. Na pierwszej pielgrzymce do sanktuarium w Charłupi Małej był w wieku pięciu lat.

- Całą drogę przeszedł pieszo! - mówi Anna Stępień. - Potem, jak był starszy, to biegał wokół grupy pielgrzymów z chorągiewkami. Był takim porządkowym. W końcu szedł na przedzie, niosąc krzyż. Został ministrantem. Mój Boże, ile ja się alb naprałam.

Paweł Stępień myślał nawet, żeby pójść do klasztoru. Chciał być bratem u bernardynów albo paulinów. Bóg zrządził inaczej.

- Poznałem Agnieszkę, pobraliśmy się. Mamy dwumiesięcznego synka Szymona. Żonę poznałem zresztą w wareckim klasztorze. Brała udział w życiu grupy oazowej - mówi pan Paweł.

- Widać, że dla niego Kościół i praca są najważniejsze - uśmiecha się pani Agnieszka. - On się w tym spełnia. A rola Chrystusa? Wkłada w nią całe serce.

Choć pani Agnieszka za męża trzymała kciuki, to pana Pawła i tak dopadła trema, większa niż rok temu.

- W dniu misteriów byłem kłębkiem nerwów - mówi odtwórca roli Chrystusa. - Puściło dopiero po sądzie u Piłata, kiedy okazało się, że wszystko idzie jak trzeba. Potem już poszło, choć początkowo nie patrzyłem nawet na reakcję ludzi. Podbiegł jednak do mnie brat Cherubin i mówi - głowa do góry. I nawet zimna początkowo nie czułem, choć bardzo się tego bałem. Dopiero już na sam koniec, kiedy siedziałem, bez alby, pod krzyżem, przeszły po mnie dreszcze.
Krzyż potrafi przygiąć człowieka, dać w kość. Ten warcki, robiony przez stolarza z pobliskich Tomisławic, jest ciężki, dębowy. Dębowy dlatego, że to twarde drzewo i przy kolejnych upadkach nie ma ryzyka, że się wyszczerbi albo pęknie.

- Po pierwszym misterium cały bark miałem czerwony i opuchnięty - opowiada pan Paweł. - Tydzień chodziłem przekrzywiony. Ale wyciągnąłem z tego wnioski. Teraz przekładałem krzyż z ramienia na ramię. Jest łatwiej, no i normalnie mogę chodzić.

Kiedy Paweł Stępień szedł z krzyżem ulicami Warty, nie liczył kroków, nie łypał też na ludzi. Czasem jednak, przyznaje, zauważał, kątem oka, reakcje wiernych. Te były różne.

- Raz usłyszałem rozmowę dwóch chłopców. Jeden do drugiego mówi, "O, popatrz, jaki ten Chrystus wypasiony". A ja przecież chudy jestem - mówi pan Paweł. I dodaje, że częściej ludzie okazywali na jego widok wzruszenie.

- Płakali, ocierali łzy - mówi. - Ale nie ma się co dziwić. To był czas szczególny. Uchodziły z ludzi emocje. Wychodziła wiara. Każdy wewnątrz siebie przeżywa mękę Chrystusa na swój sposób.

- Bo ludzie inaczej przeżywają nabożeństwo drogi krzyżowej, widząc odgrywane sceny - wyjaśnia ojciec Zachariasz, gwardian warckiego klasztoru Ojców Bernardynów. - Wczuwają się w cierpienie Chrystusa.
- To jest taki teatr na wolnym powietrzu, w którym każdy jest aktorem - zauważa rezolutnie ojciec Cecylian. - Ludzie modlą się, śpiewają, klęczą. Mają wrażenie, że cofają się dwa tysiące lat i idą w Drodze Krzyżowej. To zupełnie coś innego niż oglądanie widowiska w teatrze, gdy siedzi się na widowni. I dobrze, że tu nie ma miejsc siedzących.
Ale odtwarzanie roli Chrystusa to dla Pawła Stępnia nie tylko misterium Męki Pańskiej. W Niedzielę Palmową wsiada na osiołka, który jest dostarczony do Warty specjalnie z osady leśnej Koło koło Piotrkowa Trybunalskiego, aby przypomnieć wiernym wjazd do Jerozolimy.
- Tu już jest łatwiej, choć osioł to krnąbrne zwierzę i nigdy nie wiadomo, jak zareaguje - wyjaśnia. - Za pierwszym razem bałem się, że spadnę z niego. Nie mam przecież żadnego siodła. Asekurują mnie więc koledzy, grający apostołów. Idą blisko osła. Wjazd jest jednak dużo łatwiejszy. Trwa tylko pół godziny.

Paweł Stępień przyznaje, że już po Niedzieli Palmowej zaczyna myśleć o następnym misterium Męki Pańskiej. Praktycznie cały rok żyje tą rolą.

- Na początek są rozmowy z bratem Cherubinem. Mówimy sobie, co tam źle wyszło, co warto poprawić, jak ułożyć próby, bo te tak naprawdę, na pełen gwizdek, zaczynamy 40 dni przed inscenizacją - mówi Paweł Stępień. - Zresztą nigdy nie jest tak, żeby na próbie byli wszyscy. Nie ma mowy. To aktorzy amatorzy. Wojciech Pabich, który gra Piłata, zresztą znakomicie wcielając się w swoją rolę, jest emerytem. On jest najstarszy w naszej 30-osobowej grupie . A inni bohaterowie misterium: Katarzyna Polusik (gra Matkę Boską) jest z Warty, to uczennica, zaś Ewelina Marciniak z Dusznik to studentka. Kajfaszem jest radny miasta Warty Krzysztof Klimaszewski, zaś Szymonem Mateusz Wosiak. Jednym z żołnierzy natomiast Tomasz Błaszczyk.

Ludzie płakali, ocierali łzy z twarzy. Uchodziły z nich emocje i wychodziła wiara

- Ależ on wczuwa się w swoją rolę - mówi Paweł Stępień. - Podczas biczowania nieźle mi przyłożył. W tym roku było czterech konnych. Dwaj z nich to warcianie Rafał Walerych oraz Jakub Kosakowski.
Aktorzy nie mają wątpliwości, że inscenizacja misterium jest strzałem w dziesiątkę: - Już po spektaklu ludzie podchodzili, ściskali ręce, gratulowali. To cieszy, ale i zachęca do tego, żeby w przyszłym roku było jeszcze lepiej, efektowniej - mówi Paweł Stępień.

Ojciec Cecylian dodaje, że nie można porównywać warckiego misterium do słynnego z Kalwarii Zebrzydowskiej, które trwa trzy aż dni. - Ale to jest nasze, przez nas wymyślone. Nawet jak stąd odejdziemy, a przecież odejdziemy, bo takie jest życie zakonnika, pozostanie po nas. Ufam tylko, że nasi następcy zechcą je kontynuować - mówi ojciec Cecylian.

Marzeniem Pawła Stępnia jest komplet strojów do inscenizacji. W tym roku było trochę łatwiej, bo Urząd Miasta w Warcie kupił pięć strojów. Perukę i brodę dostaje od brata Cherubina, ale albę i sandały musi sam pożyczać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki