Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Waszczykowski czuje się kompetentny do rządzenia Łodzią

Marcin Darda, Dorota Kowalska
Witold Waszczykowski jeszcze nie zdecydował, czy na czas kampanii przeprowadzi się do Łodzi.
Witold Waszczykowski jeszcze nie zdecydował, czy na czas kampanii przeprowadzi się do Łodzi. Bartek Syta
Ta wiadomość była zaskoczeniem. PiS w wyborach na prezydenta Łodzi wystawi Witolda Waszczykowskiego.

Jeszcze niedawno mówił, że chciałby się sprawdzić w parlamencie, przedwczoraj ogłosił, a raczej potwierdził, start w wyborach na prezydenta Łodzi.

- Dostałem taką propozycję, przemyślałem ją i się zgodziłem- mówi w rozmowie z "Polską Dziennikiem Łódzkim" Witold Waszczykowski, kandydat Prawa i Sprawiedliwości.

Przyznaje, że wahał się zaledwie dzień. I podaje dwa powody, dla których się zgodził. Po pierwsze, szkoda mu roku do wyborów parlamentarnych pod tym rządem. - Który nie ma planów i nie wprowadza reform. Jeśli nie mogę nic zmienić na szczeblu centralnym, to chciałbym chociaż powalczyć w regionach - tłumaczy.

No i powód drugi, można by rzec sentymentalny. Waszczykowski czuje się związany z Łodzią. Żył tu kilkadziesiąt lat, uczył się, studiował. - W Łodzi mieszka cała moja rodzina: matka, brat, najstarszy syn. Bywam tu często, czuję się łodzianinem - argumentuje.

Błyskotliwy dyplomata

Witold Waszczykowski ma 53 lata. Jest żonaty, ma dorosłego syna i 12-letnie bliźniaki córkę i syna. Urodził się w Piotrkowie Trybunalskim. Ale lubi się chwalić swoimi łódzkimi korzeniami. W Łodzi osiadła jego rodzina ze strony matki. On mieszkał tu podczas studiów w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. W 1980 r. skończył historię na Uniwersytecie Łódzkim. Potem przez siedem lat pracował na uczelni jako adiunkt. Łódź opuścił po tym, jak relegowano go z UŁ w drugiej połowie lat 80. Był na niego "zapis" za działalność opozycyjną. Rok szukał pracy, głównie w szkołach. Bez skutku. W końcu w ambasadzie USA złożył wniosek o azyl polityczny i wyjechał. W 1991 r. ukończył Wydział Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu w Oregonie w USA. Potem dwuletnie studia podyplomowe z bezpieczeństwa międzynarodowego i kontroli zbrojeń w Graduate Institute of International Studies w Genewie.

W 1992 r. został zatrudniony w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, był starszym ekspertem w Departamencie Systemu Narodów Zjednoczonych i Departamencie Instytucji Europejskich, wicedyrektorem w Departamencie Instytucji Europejskich. Szybko awansował, został zastępcą przedstawiciela RP przy NATO. - Wydawał się bufonem - opowiada nam jeden z jego współpracowników z tamtego okresu. I dodaje, że chodziły plotki, iż Waszczykowski pisał wtedy jakieś donosy na swojego szefa.

- Bzdury - ripostuje Waszczykowski. - To był czas, kiedy w "Przeglądzie" ukazywały się takie anonimowe donosy, między innymi pisali je ludzie z MSZ i właśnie tam ktoś napisał te brednie. To był trudny czas, tworzyliśmy nową placówkę, więc było napięcie, ale nigdy na nikogo nie donosiłem.

Na trzy lata pojechał na placówkę do Teheranu, gdzie pełnił funkcję ambasadora. Potem wrócił do MSZ, do Departamentu Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej. - Zasadniczy człowiek, pryncypialny dyplomata - charakteryzuje Waszczykowskiego Paweł Kowal, poseł PiS. - Życzliwy ludziom. Kiedy przyszedłem do ministerstwa, to właśnie on pomagał mi najbardziej - mówi.

4 listopada 2005 r. Waszczykowski został podsekretarzem stanu w MSZ. Pełnił jednocześnie funkcję głównego negocjatora w rozmowach ze Stanami Zjednoczonymi dotyczących tarczy antyrakietowej. Aż do słynnego wywiadu, jakiego udzielił "Newsweekowi". Waszczykowski powiedział w nim, że na początku lipca 2008 r. wynegocjował z USA "umowę w sprawie tarczy, która gwarantuje bezpieczeństwo Polsce" oraz deklarację współpracy polityczno-wojskowej między Polską a Stanami Zjednoczonymi. Premier Donald Tusk zarzucił mu złą wolę i nielojalność i 11 sierpnia 2008 roku odwołał z funkcji.
- Niczego nie żałuję. Dzisiaj powiedziałbym to samo - mówi twardo kandydat na prezydenta Łodzi.

Jastrząb PiS
Ale bez pracy był tylko kilka dni, bo już 27 sierpnia dostał posadę zastępcy szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Z dyplomaty i urzędnika szybko przemienił się w politycznego jastrzębia PiS, choć do partii nie wstąpił. Gdy ABW odebrało mu certyfikat dostępu do informacji niejawnych, lał żółć na rząd Tuska: że eliminuje się go za to, iż ma odmienne zdanie niż rząd, a używa się przy tym "gangsterskich metod".

- "Waszcz", bo tak go nazywaliśmy, to błyskotliwy facet. Po kilku spotkaniach z nim sami chodziliśmy do niego porozmawiać - opowiada nam były pracownik BBN.

- Facet ma niesamowite poczucie humoru, nie stwarza dystansu, profesjonalista, fachowiec. Czasami, mimo że byłem o dwa szczeble niżej, pozwalałem sobie przy nim na dość ryzykowne żarty, nigdy się nie obraził - wspomina inny były pracownik BBN. - Kiedyś przyprowadziłem do niego rosyjskich dziennikarzy, przez kilka godzin opowiadał im o zawiłościach obrony antyrakietowej. Wyszli od niego z pootwieranymi buziami, bo nie mieściło im się w głowie, że ktoś im coś takiego w BBN opowie - dodaje nasz rozmówca.

W BBN nie wychylał się przed Aleksandra Szczygłę, ale po katastrofie smoleńskiej co chwila wieszał psy na rządzie: za nietrafną politykę zagraniczną, za zaniechanie rozszerzenia NATO i UE na wschód w zamian za punkty w sondażach, za obecność polskich wojsk w Afganistanie , za opieszałość w wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej.

Prezydenta Bronisława Komorowskiego krytykował za to, że w pierwszą podróż zagraniczną udał się do Brukseli, a nie któregoś z "państw partnerskich".

Wiadomo było, że dni Waszczykowskiego w BBN są policzone. Podobno o tym, że cała kancelaria prezydenta Lecha Kaczyńskiego podała się po katastrofie smoleńskiej do dymisji, dowiedział się z radia. Jako anegdotę opowiada się w BBN o tym, co działo się potem. Ponoć Waszczykowskiego i Zbigniewa Nowaka wezwał do siebie gen. Stanisław Koziej, nowy szef BBN. - "A co z wami panowie?" - miał zapytać. A po chwili pocieszył: "Nie ma się co przejmować. I tak za jakiś czas spotkamy się na jakiejś konferencji jako niezależni eksperci".

- Wszystkie etapy mojego zawodowego życia wspominam dobrze, ale najlepiej pracę z Lechem Kaczyńskim. Mieliśmy podobne poglądy, panowała wspaniała atmosfera i robiłem rzeczy, które dawały mi satysfakcję - podsumowuje Witold Waszczykowski.
Kandydat z teczki

Dziś jest bezrobotny. I staje do walki o prezydenturę Łodzi. Ta decyzja nie zapadła w łódzkim PiS, które na podorędziu miało swoich kandydatów. Jeszcze we wtorek kandydatem miał być Marek Michalik. Ale centrala PiS postawiła na Waszczykowskiego. Szef lokalnych struktur partii Jarosław Jagiełło unika odpowiedzi na pytania o kulisy nominacji, program wyborczy, wizję Łodzi okiem Waszczykowskiego, strategię jego kampanii czy o minus, jakim dla PiS są obecnie dosyć luźne związki z Łodzią kandydata na prezydenta.

- O to proszę zapytać pana ministra, pojawi się w Łodzi w piątek po południu i być może uda się zorganizować spotkanie z dziennikarzami - ucina Jagiełło.

Jakie szanse w walce o fotel prezydenta Łodzi ma Witold Waszczykowski? Na pewno jest politykiem rozpoznawalnym, obytym, jak mówią jego znajomi "facetem z klasą". Ale czy łodzianie go pamiętają i czy przekona ich do siebie? Z czasów studiów zostały mu znajomości z ludźmi, którzy są dziś lekarzami, przedsiębiorcami, urzędnikami. Stąd też czerpie wiedzę o tym mieście. Ale nie tylko.

- Gdy tu przyjeżdżam, czuję jakbym przekraczał granice państwa - opowiada. - Kamienice nieremontowane od 100 lat, ulica Kilińskiego straszy, Zachodnia też. To miasto potrzebuje menedżera, a ja czuję się kompetentny.

Chwali prezydenta Kropiwnickiego, ale przez dłuższą chwilę nie może sobie przypomnieć jego nazwiska.

- Zrobił dla tego miasta dużo, ale teraz wszystko zaprzepaszcza rząd. Oni patrzą tylko na sondaże. Dlatego trzeba samemu zejść do samorządu i walczyć o to miasto - mówi.

Waszczykowski zapoznaje się właśnie z łódzkimi posłami PiS. Do Łodzi przyjedzie dziś. Chce się spotkać ze sztabem, omówić strategię kampanii. Jeszcze nie zdecydował, czy na czas kampanii przeprowadzi się do Łodzi.

Pytany, czy nie boi się o to, że przeciwnicy wytkną mu luźne związki z miastem, odpowiada, że on nie będzie pytał, gdzie urodzili się jego konkurenci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki