Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wcale nie była potrzebna nawałnica

Marek Kondraciuk
Gdzie jest pomarańczowa nawałnica - pytali zapewne kibice na Stade de Suisse w Bernie po pierwszej połowie meczu.

Podopieczni trenera Marco van Bastena przypominali agresywny, grający finezyjnie, z rozmachem zespół z pierwszych dwóch spotkań tylko barwami kostiumów.

Ospale grający z początku Holendrzy, którzy już wcześniej zapewnili sobie awans, chcieli przejść przez spotkanie najmniejszym nakładem sił. Można było jednak odnieść wrażenie, że w podświadomości mają też chęć wyeliminowania potencjalnie najgroźniejszych rywali - Włochów i Francuzów - ze stawki ćwierćfinalistów. Nowy system przyjęty przez UEFA, w którym z góry znani są potencjalni półfinaliści, ujawnia coraz więcej wad. Wprawdzie oba mecze ostatniej serii odbywają się o tej samej porze, ale zespół, mający taki komfort jak Holandia jest poddany pokusie wybierania sobie ewentualnego rywala w półfinale.

Ale jednak Holendrzy nie kalkulowali i była to nie tylko demonstracja fair play, ale także własnej siły. Mocni nie kalkulują tylko wygrywają!

Trener van Basten pozostawił na ławce rezerwowych aż dziewięciu swoich kluczowych zawodników m.in. Edvina van der Sara, Ruuda van Nistelrooya, Giovanniego van Bronckhorsta, a przede wszystkim Wesleya Sneijdera, którego brak był najbardziej widoczny.

Rumuni nie potrafili jednak wykorzystać osłabienia rywala i grali z wyraźnym respektem dla Holendrów, oddając im inicjatywę. Do przerwy pomarańczowi atakowali jednak bez przekonania, mieli masę strat, gdzieś zatracili łatwość stwarzania klarownych sytuacji podbramkowych, czym imponowali w poprzednich meczach. W 37 minucie holenderski zespół przeprowadził jednak najładniejszą, jak się później okazało, akcję meczu. Demy de Zeeuw podał z głębi pola do Klaasa Huntelaara, który sprytnie zgrał piłkę do Robina van Persie, ale as pomarańczowych w sytuacji sam na sam z bramkarzem strzelił obok bramki.

Rumuni atakowali sporadycznie, jakby bali się odsłonić. W 44 minucie byli jednak bliscy objęcia prowadzenia. Pod linię końcową ruszył Razvan Rat, wycofał piłkę na linię pola karnego, ale Paul Codrea strzelił z 15 m nad bramką!

Po przerwie Holendrzy panowali ma boisku niepodzielnie, odnaleźli swój rytm gry, a polscy kibice wzdychali zapewne, żeby nasza pierwsza reprezentacja była tak silna, jak holenderskie rezerwy.

Pomarańczowi nie pozwalali rywalom nawet na sporadyczne kontry. Gol był kwestią czasu i padł już w 54 minucie. Arien Robben uciekł lewą stroną operującego teraz w tym rejonie Adrianowi Mutu, zagrał przez całą szerokość boiska na prawe skrzydło do Ibrahima Afellaya, który silnie dośrodkował. Engelaar i Robben przepuścili piłkę, ale już Klaas Huntelaar trafił ją idealnie, pokonując Bogdana Lobonta.

Nawet utrata gola nie była bodźcem, aby poderwać do gry Rumunów. Wydawało się, że są pogodzeni z losem. Dopiero w końcówce rzucili się do ataku i... stracili gola. Po pięknej, technicznej akcji i strzale z półwoleja trafił Robin van Persie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki