Czyli chodzi o śmietankę, ale tę ze szczytów władzy dużego koalicjanta. Pierwsza taśma ma uderzyć w ministra skarbu, druga w byłego ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka, bo odsłoni kulisy przyznania kontraktu upadłej już DSS na dokończenie autostrady A2, a obie razem w Donalda Tuska i jego rząd. Ten, kto tak ustawił kolejność działania, owe modus operandi gruntownie przemyśłał, bo Tusk na taśmy PSL zareagował ostro i łyknął haczyk, przyjmując dymisję Marka Sawickiego.
Jeśli teraz pojawią się nowe klipy, z oscarowymi rolami jego przyjaciół z PO, Tusk gadaniem się nie wybroni, będzie musiał być tak radykalny, jak wobec Sawickiego. Oczywiście o ile te filmy istnieją i rzeczywiście zawierają jakiś polityczny dynamit. Mam wrażenie, że jesteśmy w środku wakacyjnej wyprzedaży klipów niespełnionych producentów filmowych, którzy zaczynają spełniać się w roli polityków. Rozumieją, że w naturze, szczególnie tej politycznej, równowaga musi być, bo jeśli coś osłabia Pawlaka, to wzmacnia Tuska, a to już niesprawiedliwe. Jesteśmy świadkami wojny na taśmy, która zasięg rażenia ma ogromny, bo odbywa się w środku sezonu ogórkowego, więc media rozgrywają ją z braku laku o wiele głębiej.
Politycy marudzą, że kultura polityczna zeszła na bagna, skoro o dymisjach decydują nagrania ukrytą kamerą. A ja uważam, że dziś decyduje kamera właśnie dlatego, że z bagna polityka nawet nie wyszła. Tylko technika poszła na tyle do przodu, że mikrokamerę bez problemu obsługuje nawet szef kółka rolniczego, a klip niechcący staje się mechanizmem kontroli. Ale jakie państwo, taki mechanizm kontroli.
Marcin Darda
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?