Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Whitney”: wielki głos, gigantyczny talent, olbrzymi głód szczęścia [RECENZJA]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Opowiedzieć za krótkie życie jednej z największych wokalistek w dziejach muzyki (artystka zmarła mając ledwie 48 lat) i dostrzec dlaczego była tak bardzo nieszczęśliwa. Przy okazji przybliżyć środowisko, w której przyszło jej żyć. To możliwe? Czy ona sama by to potrafiła? Była wielką Whitney. A chciała częściej być zwykłą „Nippy”, jak nazywała ją rodzina...

Kevin Macdonald, autor oscarowego dokumentu „One Day in September”, realizując film poświęcony Whitney Houston nawiązał bliską relację z rodziną artystki, otrzymując akceptację Houstonów dla swoich poczynań, a zarazem dostęp do niepublikowanych wcześniej materiałów i informacji. W tym jednej szokującej - o molestowaniu piosenkarki w dzieciństwie przez jej sporo starszą kuzynkę, znaną wokalistkę soulową. Dzisiaj trudno jest owe rewelacje zweryfikować, obie panie już nie żyją. Można jednak mieć obawę, że po filmie Macdonalda w powszechnej świadomości może pozostać tylko ta porażająca, jeżeli prawdziwa, informacja.

Tymczasem reżyserowi udało się poruszyć wrażliwość również wątkami, które wydają się być doskonale znane. Macdonald przyjrzał się krzywdzie i poczuciu bycia głęboko nieszczęśliwą wypisanym na twarzy opatrzonej przepięknym uśmiechem. Oddał głos bliskim wokalistki, by wspólnie zastanowić się, dlaczego wkroczyła na samobójczą drogę pośród demonów i rozpaczy. Stara się podkreślić, że wszystko, co o Whitney Houston wiemy, co stało się publiczną opowieścią to fasada, za którą skrywa się zatrważająca samotność. Uniwersalnie przedstawiona przypadłość współczesnego człowieka.

Kevin Macdonald skrótowo przedstawia karierę Houston, prezentując najważniejsze dokonania i zakręty. Zaskakująco skromnie dopuszcza do głosu też samą Whitney. Woli, by wybrzmiały muzyka i znaczenie, jakie twórcza praca wokalistki miała dla kultury oraz społecznych zmian w Ameryce. Wyjaśnia doniosłość jej sukcesu dla czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, porywającą moc niezapomnianego wykonania hymnu USA podczas finału Super Bowl czy finałowej sceny pocałunku z Kevinem Costnerem w filmie „Bodygard”, która uczyniła więcej dla tolerancji i otwarcia umysłów niż tysiące politycznych deklaracji. Przypomina, że w jej przypadku chodziło o popularność tak olbrzymią, iż praktycznie uniemożliwiającą normalne, codzienne życie. Sławę, której niełatwo sprostać.

Z dokumentu Macdonalda wynika, że Whitney niespecjalnie owej sławy chciała. Miała świadomość, że śpiewa fantastycznie, ma wielki, przeszywający głos, emocjonalność skłaniającą do wstrząsających interpretacji piosenek. „Śpiewa się umysłem, sercem lub bebechami. Ona potrafiła tym wszystkim” - mówi o Whitney jej matka, Cissy Houston, także ceniona wokalistka. Posiadając tak ogromny talent i możliwości, Whitney nie znosiła show-businessu i fałszu, który się z nim wiąże. I ceny, jaką musi płacić za to, by móc śpiewać i przekazywać muzykę słuchaczom. Obserwujemy zagubioną artystkę, która chcąc robić to, czego pragnie najbardziej, nie wie komu może zaufać.

Co znamienne, występujący w filmie bracia Whitney, Bobby Brown, z którym gdy był jej mężem płynęła wodospadem narkotyków i alkoholu, a także bliscy, przyjaciele, znajomi wokalistki przed kamerą Macdonalda konsekwentnie oddalają od siebie odpowiedzialność za los Houston (co nieco dostaje się jedynie tatusiowi, głównie za pazerność). Ich wersje dążą do punktu kulminacyjnego filmu, jaki jest wyjawienie tajemnicy o molestowaniu młodziutkiej Whitney. Lecz Macdonald nienachalnie przywołuje fakty, które wskazują, że ów niepojęty gwałt na osobowości człowieka jest najtragiczniejszym elementem dzieciństwa, które wbrew obowiązującemu w przypadku Houston mitowi nie było sielskie. Pomieszkiwanie z rodzeństwem u różnych ciotek i wujków, rozwód rodziców, romans matki z pastorem, wykorzystywanie finansowego sukcesu córki przez ojca - wszystko to złożyło się na tak bezgraniczny chaos, kłopoty z tożsamością i brak punktów odniesienia. I poszukiwanie miłości, która gdy jest tak wielkim pragnieniem, często prowadzi do dokonywania złych wyborów.

Whitney chciała kochać cały świat. Świat pokazał jej swoją zbudowaną przez ludzi bezwzględność. I ją „pożarł”.

Whitney USA dokument, reż. Kevin Macdonald, wyst. Cissy Houston, Bobby Brown, Mary Jones, Gary Houston, Clive Davis
4/6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki