Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widzę Łódź: Łódź sławna Rubinsteinem FELIETON

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Ze zbiorów Muzeum Miasta Łodzi
Ze zbiorów Muzeum Miasta Łodzi Grzegorz Gałasiński
Sto trzydziestą szóstą rocznicę urodzin Artura Rubinsteina obchodzi Łódź i to szczytna okazja, by przypomnieć, że w tym przypadku mamy to czynienia z osobistością w historycznym dorobku naszego miasta o znaczeniu prawdziwie globalnym i ponadczasowym.

Rzecz jasna, zdaję sobie sprawę, że dla zdecydowanej większości nie tylko młodych ludzi, i to także z Łodzi, Artur Rubinstein to postać nie znana i pozostanie taką, dopóki jakiś sieciowy „flix” nie wyprodukuje serialu „Rodzina Rubinsteinów” czy „Gra o fortepian”. Ale czasem warto sobie uświadomić i powtarzać ku pokrzepieniu, iż większość wcale nie ma racji. W dodatku ów bóg fortepianu nie tylko osiągnął artystyczny status trwałości pomnikowej, do której dzisiejsi bohaterowie internetu pewnie nawet nie zdołają się zbliżyć, bo zostaną zbyt szybko pożarci przez kolejne wytwory technologii, lecz również pozostawił po sobie legendę sybaryty, który cieszył się życiem z klasą, do której współczesnym globalistom w rodzaju Elona Muska dalej niż do gwiazd. Artur Rubinstein urodził się z niebywałym talentem, do którego dołożył pracowitość i konsekwencję wpojone przez rodziców. Jego charakter kształtowały trudne czasy (zabory, dwie wojny światowe, Holokaust, komunizm, emigracja); na decyzje wpływało trzymanie się jasnych zasad. Przyjaźnił się z największymi osobowościami swojej epoki: od Alberta Einsteina po Charliego Chaplina. Znał osobiście królową Elżbietę i kilku prezydentów Stanów Zjednoczonych, portretował go Pablo Picasso. Był oddanym, kochającym mężem Anieli, co nie przeszkadzało mu darzyć afektem wielu kobiet. Pięknie smakował życie, pasjonował się nie tylko muzyką, ale także literaturą, malarstwem, nauką, cenił dobre jedzenie, wyborny trunek, aromatyczne cygaro. Mistrz elegancji i etykiety, zarazem ujmujący gawędziarz i dusza towarzystwa. Patriota, gotowy na zdecydowaną postawę: podczas koncertu w San Francisco dla delegatów i gości Konferencji Pokojowej, na której powołano Organizację Narodów Zjednoczonych, głośno wyraził swoje oburzenie brakiem polskiej flagi i zagrał Mazurka Dąbrowskiego; po wojnie nigdy nie koncertował w RFN, czy NRD. A przede wszystkim był jednym z najwybitniejszych, jeśli nie najwybitniejszym pianistą XX wieku. Urodzonym w Łodzi. Trudno o większą i piękniejszą sławę dla naszego miasta.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki