Moja wiedza na temat tego, co mi jest ponoć potrzebne, znacznie się powiększa, nim dojdę do pierwszego skrzyżowania. Boję się zajrzeć do książki, którą lubię poczytać w środkach komunikacji miejskiej, by nie "wyskoczyła" jakaś reklama. Liczba szyldów, plakatów, billboardów, ulotek i innych "informacji", które chcąc nie chcąc, idąc lub jadąc ulicą, wzrok i mózg czytają, sprawia, że powinniśmy być szalenie oczytanym społeczeństwem. Bliżej nam jednak od tego wszystkiego do czystego szaleństwa. Nie rozreklamowanego.
Łódź to co prawda nie Warszawa (na szczęście) i liczba reklam zaśmiecających miasto nie jest jeszcze tak olbrzymia, jak tam, ale odnoszą też liczbę relatywnie do większej łódzkiej powolności, jest równie drastycznie. Najbardziej przykre jest natomiast to, że brzydko jest gdy reklamy się pozawiesza, a jeszcze brzydziej, gdy już przestaną być ważne. A wiszą dalej. A raczej nędzne, brudne resztki. Straszą i drażnią, czasem też straszy i drażni to, co potem odsłonią. Jak np. pewien wielki budynek w centrum Łodzi. I ciągle mam wrażenie, że te szkaradne estetyczne "efekty" nikomu nie przeszkadzają. Bo nikt z tym nic nie robi, nikt nie każe za takie śmieciowe sprawy zapłacić. Ba, nie dziwi mnie to do tego stopnia, że zastanawiam się, jaka reklama zawiśnie na budynku Urzędu Miasta Łodzi, który teraz, pod przykryciem, ma sukcesywnie odnawianą elewację. Bo jakaś zawiśnie, nie? I co zobaczymy, jak się ją potem zdejmie!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?