Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widzew, czyli wieś która stała się robotniczą dzielnicą Łodzi [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
W tych starych domach mieszkali kiedyś robotnicy widzewskich fabryk - ul. Antoniewska
W tych starych domach mieszkali kiedyś robotnicy widzewskich fabryk - ul. Antoniewska Grzegorz Gałasiński
Obchodzimy w tym roku hucznie stulecie przyłączenia Bałut do Łodzi, ale zapominamy, że także sto lat temu w granice Łodzi włączone zostały Widzew oraz Chojny. A decyzję w tej sprawie podjęli Niemcy, którzy wówczas okupowali Łódź.

Nikt nie wyobraża sobie dzisiaj Łodzi bez Widzewa. Pierwsze historyczne wzmianki dotyczące wsi Widzew pochodzą z 1337 roku. Wtedy biskup kujawski Jan Kropidło przeniósł wieś Łódź i sąsiadującą z nią Widzewnicę z prawa polskiego na niemiecki. Ustanowił sołectwa oraz obowiązki sołtysa. Pierwszy sołtysem Widzewa został Janusz Piotrowicz, występujący w niektórych źródłach jako Jan. Nadano mu na gruntach Łodzi i Widzewa po dwa łany ziemi, czyli około 34 hektarów wolnych od opłat i powinności. Jednocześnie otrzymywał on między innymi jedną trzecią dochodów z karczmy i spraw sądowych. Miał też prawo wybudować na Widzewie młyn.

I młyn na Widzewie powstał w rejonie rzeki Jasień. Nazywano go Młynem Wójtowskim.

Od początku XVI wieku do XIX dzierżawiła go rodzina Chrapowiczów, w niektórych źródłach występująca jako Chrapki. Jak podają „Dzieje Łodzi” napisane pod redakcją Ryszarda Rusina, w XVI wieku Widzew zamieszkiwało 11 osób - 7 chłopów i 1 zagrodnik.

Przez wieki Widzew był zagubioną wśród lasów i pół wsią. Lepsze czasy nastały dla niego wraz z początkiem przemysłowej Łodzi. Nie bez znaczenia był fakt, że Widzew znajdował się nad rzeką Jasień. Krokiem milowym w rozwoju Widzewa była wizyta w Łodzi, w 1825 roku cara Aleksandra I.

- Wtedy postanowiono powiększyć tereny dzielnicy Łódka o obszar wsi Wólka - opowiadała nam Alina Jabłońska, łódzka przewodniczka. - A mieszkających na jej terenie włościan przenieść do wsi Widzew i Zarzew.

Mieszkańcy Widzewa żyli głównie z rolnictwa, ale ziemie tu były słabe, piaszczyste. Gdy w Łodzi zaczął rozwijać się przemysł, także widzewiacy zaczęli czerpać z tego korzyści. Świadczyli usługi transportowe. Wynajmowali izby w swoich domach dla robotników, którzy przyjeżdżali z różnych stron kraju do pracy w łódzkich fabrykach.

Pewnie dalej byłby on małą wioską, gdyby nie rozwijający się w sąsiedniej Łodzi przemysł i fabrykant Juliusz Kunitzer.

- Zachodnia część Widzewa miała charakter bardziej miejski, a wschodnia wiejski - wyjaśniała nam Alina Jabłońska.- Pod koniec lat 70. XIX wieku tereny Widzewa kupił Ludwik Mayer. Zamierzał budować tu fabrykę. Ale sprzedał ziemie Juliuszowi Kunitzerowi.

Kunitzer kupił za bezcen ziemię znajdującą się w dolinie rzeki Jasień i razem z Juliuszem Heinzlem założył Widzewską Manufakturę. Zaczynają tu ściągać w poszukiwaniu pracy mieszkańcy okolicznych wiosek. Kunitzer buduje dla nich słynne dziś tzw. osiedle kunitzerowskie. W kwartale dzisiejszych ulic Szpitalnej, Teodora, Kazimierza i Niciarnianej stawia 150 drewnianych domów dla robotników swojej manufaktury. W jednym zamieszkuje 6 rodzin. Przed domem był ogródek, gołębnik. Przybyli ze wsi robotnicy mogli czuć się jak w swojej wiosce. Obok powstają też murowane domy, do których wprowadzają się majstrowie pracujący w Widzewskiej Manufakturze.

Widzew rozwija się z każdym miesiącem. Na ulicy Niciarnianej, za torami będącymi częścią kolei wiedeńskiej, łączącej Łódź i Koluszki, Kunitzer buduje fabrykę nici, zwaną potem przez lata „Niciarka”.

Juliusz Kunitzer, mimo że przyczynił się rozwoju Widzewa, nie był lubiany przez robotników - m.in. przez to, że traktował ich surowo i płacił najniższe stawki. Ale to właśnie on zaczął myśleć o tym, by zaspokoić potrzeby duchowe robotników i wybudować dla nich kościół.

W 1900 roku Juliusz Kunitzer kupił pawilon z wystawy przemysłowej, która miała miejsce w parku im. Staszica. Mający 86 metrów długości, 17 metrów szerokości i 8 metrów wysokości drewniany budynek przeniesiono na plac na Widzewie. Umieszczono go przy dzisiejszej ul. Szpitalnej (wtedy Kunitzera), w miejscu, gdzie dziś mieści się przychodnia.

W 1911 roku widzewską parafię erygował arcybiskup warszawski Wincenty Chościel-Popiel. Osiedlono tu dwóch księży, między innymi pierwszego proboszcza parafii, ks. Jana Albrechta i Walentego Miałczyńskiego, który z czasem też został tu proboszczem. Myślano jednak o budowie nowego kościoła. Sprawa wróciła po zakończeniu I wojny światowej, gdy Widzew był już częścią Łodzi.

Widzewską Manufakturą zarządzał już Żyd Oskar Kon. Juliusz Kunitzer nie żył, został zabity przez jednego z robotników. Tymczasem Rada Parafialna pisała do Kona listy i prosiła, by podarował ziemię pod budowę kościoła, bo msze dalej odbywają się w tymczasowej świątyni, znajdującej się pawilonie wystawowym.

- Tę opowieść znam od starego widzewiaka, pana Szuberta - mówił nam przed laty Bogumił Zawadzki, nieżyjący już łódzki przewodnik. - Proboszcz parafii poszedł na karty do Oskara Kona. W czasie tej gry ksiądz jeszcze raz poprosił fabrykanta o ziemię na budowę kościoła. Kon się zastanowił i powiedział: „Na placu, blisko kościoła stoi głaz. Dostaniecie tyle ziemi, o ile ten głaz w ciągu nocy da się przetoczyć”...
Podobno na Widzewie zapanowało wielkie poruszenie. Każdy kto mógł przyszedł pomóc przetaczać głaz. Nie było to proste - wokół był bagnisty, mokry teren. Ale widzewiacy toczyli przez noc ten głaz. Przetoczyli go wzdłuż ul. Niciarnianej, torów kolejowych, skręcili w lewo w ul. Kunitzera (Szpitalna) i dalej lewo, w ul. Kazimierza. W obecności rejenta Kołakowskiego Oskar Kon podarował ten plac parafii... W tym miejscu stoi dziś kościół pw. św. Kazimierza.

Kościół św. Kazimierza, był przez lata jedyną parafią dla tej części Widzewa. Jego budowę rozpoczęto w 1925 roku. Główne prace zakończono w 1936 roku. Przed wojną nie dokończono budowy kościoła św. Kazimierza. Dopiero kilka lat temu udało się go otynkować, ozdobić figurami świętych.

Po wojnie, w parafialnych budynkach otworzono kino „Pokój”. Całe rodziny chodziły tam na seanse filmowe. Obok, też w salach należących do parafii, było przedszkole. Wielu mieszkańców Widzewa z rozrzewnieniem wspomina, jak pięknie kiedyś wyglądała ul. Niciarniana. Była porośnięta czterema rzędami lip. Sprawiały wrażenie wielkiej altany...

Dla Anny Boreckiej stary Widzew to najpiękniejsze miejsce w Łodzi, choć nie mieszka tam ponad 20 lat. Nie ma już tu drewnianych domów robotników Widzewskiej Manufaktury, ale przy ul. Szpitalnej, Niciarnianej, Konstytucyjnej stoją dalej bloki z lat 60., w których się wychowała. Jest jej ulubiony kościół św. Kazimierza.

- Mieszkałam blisko stadionu Widzewa - opowiada Anna Borecka. - Pamiętam jeszcze ten stary, z drewnianą trybuną, a także czasy, gdy łódzki Widzew awansował do ekstraklasy. Teraz stary stadion już zburzono. Mam nadzieję, że niedługo wybudowany będzie nowy.

Pani Maria skończyła już 80 lat i mieszka w tzw. kunitzerówkach. Dwa rzędy murowanych, dwupiętrowych budynków wybudowanych dla pracowników Widzewskiej Manufaktury stoją jeszcze do dziś przy ul. Szpitalnej. Pani Maria wprowadziła się tu na początku lat 60. Ale tak jak robotnicy „Wi- My” mieszkanie ogrzewa węglem, a do ubikacji chodzi na korytarz.

- Niektórzy już porobili sobie łazienki w mieszkaniach, ale ja nie - mówi.

Pani Maria przyzwyczaiła się do tego mieszkania przy ul. Szpitalnej, choć nie ma w nim wygód. Blisko do sklepu, tramwaju, autobusu. Żałuje tylko, że nie ma „konsumu”. Dużego sklepu, który znajdował się na rogu ul. Szpitalnej i Rokicińskiej, dziś al. Piłsudskiego. Bogumił Zawadzki mówił nam, że był to chyba pierwszy łódzki hipermarket. Powstanie „konsumu” jest związane z Oskarem Konem. Otwarto go przed wojną. Sprzedawano w nim artykuły spożywcze, tekstylne. Wszystko było w nim droższe niż w innych sklepach.

- Ale pracownicy dostawali talony na zakupy w „konsumie”, więc chętnie tu kupowali - wyjaśniał Bogumił Zawadzki.

Anna Borecka pamięta dobrze i „konsum”. Jako dziewczynka często tam chodziła. Lubiła zwłaszcza odwiedzać stoisko ze sprzętem elektronicznym.

- Marzyłam o kasetowym magnetofonie, ale mama nie chciała mi go kupić - wspomina. - Więc przyglądałam się tym „kaseciakom” leżącym za szklaną ladą. W tej samej kamienicy był też sklep mięsny. Dochodziło się do niego wąskim chodnikiem wzdłuż torów tramwajowych. „Konsumu” nie ma, zburzono go, gdy poszerzano ul. Rokicińską.

Ul. Szpitalna swą nazwę zawdzięcza znajdującemu się tu przed laty szpitalowi. Wybudowano go dla pracowników firmy Kunitzer i Heinzel. Był to parterowy barak, w którym znajdowało się 40 łóżek. W tym miejscu jest dziś przychodnia lekarska. A naprzeciwko Szkoła Podstawowa nr 37. Ania chodziła do tej podstawówki. Gdy zaczynała w niej naukę, to przed nowym gmachem szkoły stał jeszcze stary. Po latach go rozebrano. Naprzeciw murowanych „kunitzerówek”, w miejscu gdzie jest dziś przedszkole, znajdował się magiel. Obsługiwał mieszkańców ul. Niciarnianej, Szpitalnej, Rokicińskiej. Było to miejsce, gdzie nie tylko maglowało się pranie, ale też plotkowało o sąsiadach.

Najważniejszą fabryką w tej części Łodzi była Widzewska Manufaktura. Popularna „Wi-Ma” miała dużą przędzalnię, z czasem też odlewnię, fabrykę maszyn. Była jednym z największych zakładów przemysłowych w Łodzi. W „Wi-Mie” kręcono w 1927 roku pierwszą ekranizację „Ziemi obiecanej”. W czasie wojny stała się częścią koncernu Hermana Goeringa.

- Stało się to gdy Oskar Kon zrzekł się na rzecz Goeringa udziałów w fabryce - wyjaśnia Alina Jabłońska. - Akcje miał jednak ulokowane w szwajcarskim banku i mógł je odebrać tylko osobiście. Niemcy zawieźli więc go do Szwajcarii. Dzięki temu Oskar Kon, który był Żydem, przeżył wojnę.

Po wojnie „Wi-Mę” upaństwowiono. W 1949 roku na jej bazie powstały trzy zakłady: Widzewskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego im. 1 Maja, Fabryka Maszyn i Części Zamiennych „Wifama”, oraz Zakłady Włókien Chemicznych „Anilana”.
W latach 60. Michalina Tatarkówna, ówczesna szefowa Komitetu Łódzkiego PZPR, zadecydowała, że robotnicy widzewskich fabryk powinni zamieszkać na nowym osiedlu. W okolicach m.in. ul. Rokicińskiej, Niciarnianej, Szpitalnej, Konstytucyjnej, Kazimierza, Józefa wybudowano bloki. Osiedle to nazwano Widzew-Zachód. Wcześniej na tych terenach znajdował się folwark Wi-My.

- Folwark znajdował się naprzeciw miejsca, gdzie dziś stoi widzewski Urząd Stanu Cywilnego - tłumaczył Bogumił Zawadzki.

Jednym z tych widzewskich osiedli, które zachowały dawny wygląd, jest tzw. Grembach, zwany też Podgórzem. Rozciąga się on między ulicami: Czechosłowacką, Edwarda, Mazowiecką, Niciarnianą i Nowogrodzką. Bogumił Zawadzki pochodził z Grembachu. Urodził się i wychował na ul. Mazowieckiej.

- Tyle, że my trochę z wiejska mówiliśmy Grymbach, dziś przyjęte jest Grembach - mówił nam pan Bogumił.

Grembach zawdzięcza swoją nazwę prawdopodobnie kolonistom niemieckim, którzy na początku XIX wieku osiedlali się na tzw. Podgórzu. Grunbach po niemiecku oznacza zielone miejsce. Choć niektórzy twierdzą, że nie dotyczy to zielonej okolicy, a wodzie płynącej z farbiarni fabryki nici...

Przez lata osiedle nie zmieniło się wiele, choć koło drewniaków pojawiają się już okazałe wille. Wchodząc w ulice Antoniewską, Wilanowską i kilka równoległych, dochodzących do ul. Nowogrodzkiej ma się wrażenie, że zatrzymał się tutaj czas. Uliczki zachowały dziewiętnastowieczny charakter. Stoją tu drewniane domy, altanki, jeździ się po kocich łbach, a ulicami spływają nieczystości. Pana Mirosława, który wprowadził się na Grembach 24 lata temu, bardzo denerwuje, że jeszcze czasem ludzie wypuszczają ścieki na ulicę. Na przykład Antoniewska nie jest ciągle cała skanalizowana. Przed laty kanalizacji nie było na większości ulic Grembachu.

- Brak kanalizacji, wodociągów sprawiał, że mieszkało się tu trudno - opowiadał Bogumił Zawadzki. - Sam po wodę chodziłem czterysta metrów. Najbardziej to dokuczało wtedy, gdy trzeba było zrobić pranie albo podlać ogródek. Gdy założyli w końcu uliczne hydranty, to odległość jaką musiałem przemierzać po wodę skróciła się o połowę.

Na ul. Niciarnianej, za torami kolejowymi, które zostały ostatnio rozebrane, stoją jeszcze charakterystyczne, piętrowe domy. Nazywane są „Pawiakiem”. Mieszkali w nich znaczący robotnicy i majstrowie Widzewskiej Fabryki Nici. Nie wiadomo, skąd wzięła się ta nazwa. Przypuszcza się, że te domy nazwano tak, bo były ogrodzone. Teren był pilnowany, nikt obcy nie mógł tam wejść. Jak na tamte czasy, były bardzo dobrze urządzone. Była tam pralnia, magiel, suszarnia. Mieszkańcy „Pawiaka” mieli blisko do fabryki, tramwaju, pociągu. Nieopodal, przy ulicach Czechosłowackiej i Mazowieckiej, znajduje się inne osiedle, gdzie kiedyś mieszkali robotnicy fabryki nici. Od strony północnej, przy ul. Czechosłowackiej, stał budynek, w którym zamieszkali zatrudnieni w widzewskiej fabryce inżynierowie.

- W przeciwieństwie do „Pawiaka”, „baraki” były jednopiętrowe - wyjaśniał nam Bogumił Zawadzki. - Było to 6 domów, w których znajdowało się 96mieszkań. To osiedle też było ogrodzone, miało pralnię, magiel, a co najważniejsze bieżącą wodę. Teraz ustawiono tam parkan oddzielający istniejące domki od ulicy Czechosłowackiej.

Na ul. Niciarnianej za torami, w kierunku ul. Czechosłowackiej (przed wojną ul. Pograniczna), a więc w zasadzie na Grembachu, powstała fabryka nici, zwana „Niciarką”. Założyli ją Juliusz Kunitzer i pochodzący z Petersburga kupiec Lejzor Lourie, który wcześniej prowadził fabryczkę tasiemek i nici przy ul. Kopernika. Na początku XX wieku przejęli ją Anglicy. Była to wtedy wzorcowa fabryka. Anglicy zupełnie inaczej traktowali zakład niż Polacy, Niemcy czy Żydzi. Wybudowali na przykład łaźnię, w której robotnicy obowiązkowo musieli się kąpać. Koło fabryki powstało pole do krykieta i dom kultury. Dziś ma w nim siedzibę Dom Kultury „Ariadna”. Anglicy organizowali w nim między innymi kursy haftu dla robotników. Ale też mogli tu uzupełnić wykształcenie. Była też obok stołówka robotnicza.

W latach 30. XX wieku angielscy właściciele fabryki utworzyli Widzewskie Towarzystwo Sportowe „Podgórze”. Wybudowali boisko i korty tenisowe, które są tam do dziś. Podczas wojny fabrykę nici przejęli Niemcy. Po wojnie ją upaństwowiono. Władze ludowe nadały jej imię Hanki Sawickiej, a w latach 60. działaczka ruchu robotniczego musiała się podzielić opieką nad fabryką z Ariadną. Fabryka „Ariadna” jest jednym z niewielu łódzkich zakładów włókienniczych, który istnieje do chwili obecnej. Dalej produkuje się w nim nici...

Za tzw. widzewskim mostem zbudowano osiedle, które nadało staremu Widzewowi nowoczesną twarz. To dziś jedna z największych łódzkich sypialni, którą zamieszkuje ponad 50 tysięcy łodzian. A jeszcze kilkadziesiąt lat temu w tym miejscu rosły łany zbóż. Pierwsze bloki na Widzewie-Wschodzie postały w 1974 roku, w okolicy ul. Elsnera. Ale nie od strony al. Piłsudskiego, lecz od ul. Dąbrowskiego. Jednocześnie stawiano bloki po jednej i drugiej stronie ul. Puszkina.

Widzew-Wschód podzielony jest na trzy osiedla: im. Stefana Batorego, Bolesława Chrobrego i Mieszka Pierwszego. Ich mieszkańcy wprowadzili jeszcze własne podziały, według kolorów bloków. Osiedle im. Batorego podzielili zatem na białe, czerwone i zielone. „Chrobrego” na brązowe, niebieskie i żółte. Natomiast osiedle im. Mieszka Pierwszego nazywano po prostu kolorowym...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Widzew, czyli wieś która stała się robotniczą dzielnicą Łodzi [ZDJĘCIA] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki