Na wygraną widzewiaków nad Podbeskidziem liczyli w Bełchatowie, bo wówczas drużynie PGE GKS do utrzymania wystarczał remis w Gliwicach. Grali też widzewiacy dla siebie. W przypadku zwycięstwa i korzystnych rezultatów innych meczów kasa Widzewa mogła powiększyć się nawet o 850 tysięcy złotych. Niemal dokładnie taka różnica wypłacana na koniec sezonu dzieli dziewiątą pozycję - najwyższą, którą mógł zająć Widzew - od czternastej, czyli najniższej. Niestety, Widzew zarobi mniej - kończy sezon na trzynastej pozycji.
Niedzielne spotkanie intrygowało kibiców również z innego powodu. Trenerem Podbeskidzia jest wszak Czesław Michniewicz, który rozstawał się z Widzewem w niezbyt miłych okolicznościach. Ponoć polski Mourinho chciał zemścić się na Widzewie, wygrywając z nim w Łodzi.
I się zemścił. Zaskakujące, że Czesław Michniewicz wcale mocno nie przeżywał tego spotkania. Siedział spokojnie na swoim stołeczku i dopiero w końcówce mocniej reagował na boiskowe wydarzenia. Nie szalał nawet przy bramkach dla swojej drużyny. Tak, jakby wiedział i był pewny, jakim wynikiem mecz się zakończy.
Już po 11 minutach gry goście objęli prowadzenie. Przy biernej postawie Marcina Rybickiego i Thomasa Phibela Widzewa Marcin Wodecki z lewej strony boiska dośrodkował w pole karne. Jakub Bartkowski odwrócił się plecami i niepilnowany Damian Chmiel piekielnie silnym strzałem głową pokonał Macieja Mielcarza.
Więcej bramek w pierwszej połowie już nie było. Można było najwyżej mieć pretensje do sędziego, że nie podyktował jedenastki dla Widzewa za faul na Dino Gavriciu.
Po przerwie obraz gry nieco się zmienił, łodzianie odważniej zaatakowali. Może sprawiła to podwójna zmiana wymyślony przez trenera Radosława Mroczkowskiego. Oto bowiem Marcina Kaczmarka zastąpił Emerson Carvalho, a za Krystiana Nowaka wszedł Veljko Batrovic.
Przerwa w meczu została przedłużona do 30 minut z powodu opóźnienia meczu Legia - Śląsk. Działacze Ekstraklasy chcieli, by trzy ważne dla układu sił mecze rozpoczęły się o tej samej porze, a więc ten w Warszawie, ten w Łodzi i w Gliwicach mecz Piasta z PGE GKS.
Gdy kibice Widzewa mieli prawo oczekiwać wyrównania, goście zdobyli drugiego gola. W 56 minucie po niepotrzbnie ostrym starciu obrońcy Jakuba Bartkowskiego z Fabianem Pawelą arbiter podyktował karnego, którego na drugą bramkę dla Podbeskidzia zamienił Robert Demjan. Tym samym mało znany zawodnik, na stadionie Widzewa przypieczętował swój tytuł króla strzelców ekstraklasy.
Dwie minuty po golu na 2:0 widzewiacy przeprowadzili jedną jedyną piękną akcję tego dnia. Stojąc tyłem do bramki kolejny dżoker wprowadzony w drugiej połowie Alex Bruno zagrał piętą prostopadle do Mariusza Rybickiego, który w sytuacji sam na sam pokonał bramkarza rywali.
Widzewiacy niby walczyli, w jednej sytuacji nawet nie oddali piłki rywalowi, czym sprokurowali awanturę na boisku, ale wyniku nie zmienili. Dobrze, że ten sezon już się skończył...
WIĘCEJ O MECZU: Podbeskidzie zwycięstwem w Łodzi zapewniło sobie utrzymanie!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?