Rośnie liczba zabójstw. W minionym roku w woj. łódzkim doszło do 48 morderstw, czyli do 12 więcej niż w 2017 roku. Wśród nich najwięcej emocji wzbudziło zabicie 28-letniej Pauliny D., urodziwej absolwentki UŁ, przez oprawcę z Gruzji, który wciąż czeka na Ukrainie na ekstradycję. W tej ponurej statystyce dominują jednak tzw. zabójstwa kuchenne – podczas zakrapianej biesiady.
Optymistyczne wydaje się głównie to, że sprawcy wszystkich mordów w 2018 roku zostali złapani przez policję i wkrótce będą osądzeni.
CZYTAJ >>>>
Jeszcze jedna dobra wiadomość: w Łodzi i regionie nie dochodziło ostatnio do śmiertelnych strzelanin i porachunków między gangami bądź krwawych napadów na banki. Jeśli chodzi o płeć sprawców, to zdecydowanie dominują mężczyźni – zwykle mający około 30 lat, chociaż – oczywiście – są też starsi i młodsi.
Zabójstwa kuchenne, w których dużą rolę odgrywa impuls i przypadek, tak że nie można ich przewidzieć, a tym bardziej zapobiec, stanowią w Łódzkiem aż 80-90 procent tego typu przestępstw. Na czym polegają?
Do takich zabójstw dochodzi w mieszkaniach w trakcie imprez, biesiad czy wręcz libacji mocno zakrapianych alkoholem. Odbywają się one w szerszym gronie znajomych lub w węższym – na przykład mąż i żona czy para żyjąca w konkubinacie. Nagle wybucha awantura między biesiadnikami. Jeden z nich chwyta za narzędzie, które ma pod ręką – może to być nóż, tłuczek do mięsa czy butelka po wódce – i zadaje ciosy, które kończą się śmiercią. Co znamienne, niektórzy sprawcy zostają w miejscu tragedii i czekają na przyjazd policji.
Dlaczego? Są w szoku lub starali się ratować ciężko rannego – przyznaje nadkomisarz Adam Kolasa z zespołu prasowego KWP w Łodzi.
Jeśli chodzi o motywy, to mogą być różne. W miarę jak ubywa alkoholu w butelkach, biesiadnicy nagle zaczynają wypominać sobie dawne urazy czy nieporozumienia. Bywa,że partner partnerce, albo odwrotnie, zarzuci zdradę i inny przejaw niewierności, aby w następstwie doszło do krwawej jatki. Niekiedy takim „zapalnikiem” stają się rozliczenia finansowe, niekiedy tak prozaiczne – jak przyznaje Adam Kolasa – że jeden z biesiadników nie dołożył się do kolejnej butelki alkoholu.