Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka pasja i miłość do futbolu. Żaranin oglądał mecz swojej ukochanej drużyny z wielkiego podnośnika. Teraz mówi o nim cała Polska

Jakub Kłyszejko
Jakub Kłyszejko
Żaranin, Tomasz Żółkiewicz z takiej perspektywy oglądał mecz PKO Ekstraklasy pomiędzy Wisłą Płock, a Śląskiem Wrocław.
Żaranin, Tomasz Żółkiewicz z takiej perspektywy oglądał mecz PKO Ekstraklasy pomiędzy Wisłą Płock, a Śląskiem Wrocław. Krystyna Pączkowska/ materiały Śląska Wrocław
O wyczynie Tomasza Żółkiewicza, mieszkańca Żar i wielkiego kibica futbolu mówi cała Polska. Fan Śląska Wrocław wynajął 22-metrowy podnośnik i z tej wysokości oglądał mecz w Płocku. Porozmawialiśmy z nim o tym niecodziennym pomyśle, miłości do piłki nożnej, a także problemach, z jakimi zmagają się sympatycy piłki. Pan Tomasz opowiedział też o najciekawszych kibicowskich przygodach. Zdradził, dlaczego opiekun w internacie wysyłał telegram do jego domu i czemu musiał... przebrać się za Szweda. Zachęcamy do zapoznania się z historią wielkiego pasjonata futbolu i obejrzenia, jak wygląda mecz z zupełnie innej perspektywy.

Spodziewał się pan tak dużego zainteresowania mediów?
- Na pewno nie. Moim wyjazdem do Płocka zainteresowało się wiele mediów polskich, ale i również zagranicznych. Chciałem obejrzeć kolejny mecz Śląska. Byłem zmotywowany, żeby tam być, bo nie udało mi się obejrzeć meczu z Rakowem Częstochowa i nie zobaczyłem też starcia w Gdyni, mimo tego, że byłem tego dnia w Gdyni. To, co stało się teraz, gdzie wszyscy się tym zainteresowali, przeszło najśmielsze oczekiwania. Nawet prezes Wisły Płock zaapelował, żebym się z nimi skontaktował, a oni przekażą mi pamiątkową koszulkę. Dla mnie największym wyróżnieniem był telefon od trenera Vítězslava Lavički. Podziękował za mój wyjazd do Płocka i zaprosił na niedzielny mecz z ŁKS-em.

Dlaczego akurat dźwig? Ciężko było go załatwić?
- Chciałem, aby pojawił się on już w Gdyni. Miałem wstępnie zamówiony 30-metrowy podnośnik koszowy, bo to jest różnica. Pojawił się problem, bo tam jest zupełnie inny stadion. Istniała obawa, że nawet z takiego podnośnika nie uda się zobaczyć całej murawy. Przede wszystkim dwóch bramek. Zrobiliśmy symulację, wykorzystując zdjęcia lotnicze, które pokazały, że byłoby to dobrze widać dopiero z 40 kilku metrów. Same jupitery mają 42 metry i widziałem, że może się to nie udać. Wierzyłem, że w Płocku będzie lepiej. Miałem trochę szczęścia, bo nawiązałem kontakt z moim znajomym kamieniarzem. On przekierował mnie do osoby, którą zna. Okazało się, że jest ona trenerem jednej z grup młodzieżowych Wisły Płock. Bezwzględnie mi pomógł. Nie chciał żadnych pieniędzy. Musiałem zapłacić tylko sto złotych za operatora. Firma nie bała się zrealizować tej usługi. W Gdyni rozmawiałem z trzema firmami. Od razu pojawiały się obawy. Wie pan, dzwonię do kogoś i mówię, że potrzebuję wypożyczyć podnośnik na dwie godziny. Zaraz pojawia się pytanie, co będę z nim robił. Odpowiedziałem, że potrzebuję się wspiąć na tę wysokość, a po dwóch godzinach poproszę o zdjęcie. To nie trafiało do ludzi. Chcieli wiedzieć, co dokładnie będę robił, a jak pojawiał się temat stadionu, to część podawała wielką kwotę za usługę, a ja wiedziałem, że nie będzie to łatwe do zrealizowania. Pandemia, mecz, wysokość i to wszystko rodziło pewne obawy. W Płocku nie było żadnych problemów. Ludzie byli przyjaźnie nastawieni i wiedzieli, że nie jest to przypadkowa sprawa.

Ruszyła machina! Pierwsi zawodnicy związali się z nowymi klubami PKO Ekstraklasy na sezon 2020/21. Na liście znajduje się:- trzech Polaków, Niemiec oraz Łotysz- dwóch napastników, boczny obrońca, stoper, środkowy pomocnik- po dwóch piłkarzy z Ekstraklasy i 1 Ligi oraz jeden piłkarz z 2. Bundesligi

Klepnięci! Piłkarze, którzy podpisali kontrakty w Ekstraklas...

Kiedy zaczęła się pana miłość do Śląska?
- Wszystko trwało etapami. Urodziłem się pod Wrocławiem, a dokładnie w Środzie Śląskiej. Tam mieszkałem około 12 lat. Potem rodzice przyjechali do starego województwa zielonogórskiego. Dzięki przeprowadzce miłość do Śląska bardzo mocno wzrosła. Wcześniej chodziłem na mecze z ojcem, który zaprowadził mnie na Oporowską. Bywałem na wielu spotkaniach, jeżdżąc głównie rodzinnie. Później, coraz bardziej utożsamiałem się z tym miejscem, Wrocławiem i klubem. Były też takie czasy, gdzie mieszkałem w bursie w Zielonej Górze. Pamiętam, jak po którymś meczu Śląska wróciłem późno w nocy. Mocno zdenerwował się mój opiekun – kibic Falubazu. Wysłał telegram do domu, że syn znowu wrócił o trzeciej w nocy z Wrocławia. Tak się złożyło, że mój ojciec odebrał telegram i mi się upiekło. W kolejnych latach miłość do klubu jeszcze bardziej rosła.

Jakie historie najbardziej pan wspomina?
- W latach 90-tych pojechałem do Warszawy i musiałem uważać, aby nie dostać kamieniem od kibiców przeciwnej drużyny. Historii jest wiele. Często wyjazdy różnie się kończyły. Na szczęście nigdy nie ucierpiałem. Kiedyś wyjazd z grupą kibiców zawsze oznaczał kłopoty. Czasem ktoś rzucał kamieniem w pociąg, innym razem można było oberwać pałką od milicjanta. Dzisiaj przeszkodą jest to, że nie wpuszcza się kibiców na mecz. Czasem mamy trudności w komunikacji. Zdarzało się tak, że oglądałem starcie, siedząc na drzewie. Było to w 2011 roku podczas pojedynku z GKS-em Bełchatów. Bardzo chciałem pojechać na pucharowy mecz do szwedzkiego Helsinborga. Wtedy kibice mieli zakaz. Wtedy musiałem prawie przebrać się za Szweda. Założyłem marynarkę, trampki i w ten sposób wszedłem na mecz, bo mój bilet był anulowany. Pamiętam czasy, gdzie nie mogłem wejść na stadion, bo nie było biletu i wchodziłem dopiero w drugiej połowie. Dużo już przeżyłem, ale myślę, że jeszcze wiele przede mną. Jestem członkiem Stowarzyszenia Kibiców Niepełnosprawnych, gdzie często wcielam się w rolę opiekuna. To są fajne chwile, bo jeździmy po całej Polsce z kibicami. Przeżywam fajny etap i w taki sposób często pojawiam się na meczach wyjazdowych.

Stara się pan jeździć na wszystkie domowe i wyjazdowe spotkania?
- Historia jest bardzo prosta. Od 2011 roku to regularność na poziomie takim, że opuściłem dwa mecze wyjazdowe. Był jeszcze trzeci, ale nie z własnej woli, bo nie mogłem wejść na stadion i trudno mówić o tym, że nie byłem na wyjeździe. Przez dziesięć lat dwa razy nie byłem na meczu Śląska.

Taką pasję można połączyć z pracą? Obowiązki zawodowe mocno w tym przeszkadzają?
- To bardzo dobre pytanie. Komuś może się wydawać, że przecież mecz nie jest codziennie i można się jakoś zorganizować. Kiedyś nie mogłem na nie jeździć, bo albo brakowało pieniędzy, albo odległość była koszmarna. To był największy ból. Często po spotkaniach zatrzymywałem się u mojej siostry pod Wrocławiem. Wszystko funkcjonowało przez pewien czas. Później nie mogłem tak często jeździć. Jednak w 2010 roku nastąpił przełom i było coraz więcej tych meczów. Skończyło się na tym, że poza wyjątkami bywam na wszystkich. Od blisko 20 lat prowadzę firmę ze wspólnikiem. To nie oznacza, że mogę sobie zawsze pozwolić na wszystko, ale przynajmniej mogę popracować dłużej. Pracuję dość długo. Nie będę mówił ile, bo czasami może to wprawić w przerażenie. Po prostu, kiedy jest mecz Śląska, to nie ma mnie w pracy. Mam taką możliwość i muszę z tego korzystać. W moim przypadku choćby się waliło, paliło, terminarz mam już zajęty. Tak to wygląda od wielu lat.

Z jakich środków lokomocji pan korzysta? Na mecze jeździ się w pojedynkę?
- W pojedynczych wyjazdach ktoś do mnie dołączył. Dużo ludzi jeździło ze mną na mecze do Wrocławia przez to, że chcieli zobaczyć stadion, czy poczuć atmosferę. W 95 procentach przypadków jeżdżę sam. Czasami zabieram rodzinę, ale ona nie wchodzi na stadion. Najczęściej towarzyszy mi i zostaje na mieście, bo także kocha Wrocław. Do Wrocławia, Poznania, czy Szczecina jeżdżę sam i zazwyczaj samochodem. Nie mówiłem jeszcze o tym, ale uprawiam turystykę stadionową. Jadąc do Białegostoku, otwiera mi się droga do zwiedzenia fajnych rzeczy. Korzystamy z tego jako rodzina. Kraków, Trójmiasto, Warszawa... To wycieczki typowo rodzinne, bo przy okazji mamy możliwość poznania nowych miejsc. Dlatego też teraz tak bardzo cierpimy, bo nie ma wyjazdów, atmosfery, planowania... Moja wizyta w Płocku była próbą manifestacji. Dobrze, że media o tym mówią, bo chciałem pokazać świat pracowitego kibica. Często zaniedbuje się przez to rodzinę, czy pracę. Razem ze wspólnikiem prowadzimy fundację „Natura Polska”, w której realizujemy wiele projektów. Ciężko jest to wszystko pogodzić. Jednak, jeżeli jest ta pasja, to nieraz wracam z wyjazdu o piątej nad ranem, godzinę śpię i wracam do pracy. Jestem przekonany, że znoszę to dużo lepiej, niż gdybym miał mieć standardową umowę o pracę i po takim wyjeździe musiałbym wziąć dwa dni wolnego. Zupełnie inaczej funkcjonuje się w takiej konfiguracji.

Robert Lewandowski jest jednym z najlepiej zarabiających piłkarzy świata, a za post na TikToku dostaje ponad 80 tys. euro. Plotkarski serwis BuzzBingo opublikował listę celebrytów, którzy znakomicie "sprzedają się" na Instagramie. W czołowej 20 znalazło się aż ośmiu sportowców, w tym kapitan reprezentacji Polski. Jaką kwotę trzeba zapłacić mu za sponsorowanego posta? Jak wyglądają jego wpływy na tle Jennifer Lopez, Kendall Jenner czy Cristiano Ronaldo? Sprawdź!Uruchom i przeglądaj galerię klikając "NASTĘPNE >", strzałką w prawo na klawiaturze lub gestem na ekranie smartfonu

Gwiazdy sportu zbijają miliony na Instagramie. Robert Lewand...

Dzwonił trener Lavicka, Krzysztof Mączyński mówił o panu na konferencji prasowej. Najbliższy mecz Śląska będzie dla pana wyjątkowym wydarzeniem?
- Na pewno tak. Już po meczu w Płocku myślałem o tym, czy uda mi się obejrzeć mecz z ŁKS-em. Informacja o mojej wizycie szybko przedostała się do klubu. Chwilę po meczu pojawił się komunikat, co się stało za stadionem. Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. To dla mnie wyróżnienie, ale przede wszystkim chciałbym, aby kibice jak najszybciej wrócili na stadiony. Tylko wtedy wszystko ma sens. Moja potrzeba została zaspokojona, bo obejrzałem mecz w Płocku, ale za chwilę będą kolejne. Wciąż żyjemy w niepewności. Wszystko na to wskazuje, że od 19 czerwca kibice wrócą na stadiony, ale potrzebne będą jeszcze zgody wojewody, czy inspektora sanitarnego w danym regionie. Mam nadzieję, że przynajmniej we Wrocławiu uda się obejrzeć mecze. Od wielu lat mam karnet i nie martwię się o wejście na stadion. W trakcie pandemii czekałem na wznowienie rozgrywek, ale czym bliżej tego terminu, to nie odliczałem dni. Wiedziałem, że będzie to smutny dzień, bo nie będę mógł wejść na stadion. Nie było radości, że piłka wraca. Cieszy mnie to, że w niedzielę uda mi się zobaczyć drugi mecz, ale mam taki wewnętrzny niesmak, że inni kibice nie mogą z tego skorzystać.

Zobacz zdjęcia z tego meczu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki