Po pandemii przyszła wojna. To kolejny rok z problemami
Ta wiosna miała już być inna. Bez pandemicznych obostrzeń, z rodzinnym świętowaniem Wielkanocy i beztroską. Tymczasem wojna znów zburzyła nasze poczucie bezpieczeństwa. Ale w te święta optymizmu jest więcej niż w ubiegłych latach. Bo nauczyliśmy się dostrzegać to, co dobre.
Pan Krzysztof Leszka z Łodzi cieszy się, bo po raz pierwszy od trzech lat pojedzie do rodziców na Wielkanoc. Dwa lata temu wybuchła pandemia i świąt właściwie nie było.
- Natomiast rok temu rodzice czekali już na szczepienia, nie chciałem na ostatniej prostej przywieźć im koronawirusa i przełożyłem wizytę o kilka tygodni. Teraz wszyscy jesteśmy zaszczepieni, mogę jechać – mówi.
W parafiach Łodzi znów normalna Wielkanoc
Radość w sercach na myśl o pierwszej od dawna normalnej Wielkanocy mają też łódzcy księża. Dwa lata temu w świątyniach mogło być najwyżej pięć osób, a święcenie pokarmów praktycznie odwołano. Rok temu wciąż obowiązywały limity, a wielu wiernych wciąż bało się spotkać w tłumie.
W tym roku jest normalnie. Ks. Wiesław Kamiński, proboszcz parafii św. Piotra i Pawła w Łodzi już w Niedzielę Palmową zauważył, że wiernych na mszach św. jest prawie tylu, co przed pandemią.
- Zabrakło tych, którzy umarli, oraz tych, którzy z pewnych względów odzwyczaili się od kościoła – przyznaje proboszcz.
Jednak nawet i w tej sytuacji Wielkanoc daje powody do radości. Parafia mogła wrócić do swoich zwyczajów: w Wielki Czwartek po liturgii wierni podzielili się chlebem, zabierając go też do domów, by podkreślić łączność z parafią. A w świąteczną niedzielę po rezurekcji proboszcz będzie serwował ugotowany własnoręcznie żurek z białą kiełbasą i jajkiem.
- Będzie około 300 - 400 porcji, starczy dla wszystkich, którzy przyjdą na rezurekcję – cieszy się ks. Kamiński.
Jego zdaniem pandemia wiele w nas zmieniła.
- Nauczyliśmy się doceniać to, co było dla nas normalnością, że możemy się spotkać i wspólnie modlić – mówi proboszcz.
Planowanie wycieczek. To dla wielu łodzian znów dostępna przyjemność
Wielu łodzian bardziej docenia znów dostępne przyjemności. Justyna Tomaszewska, przewodniczka po Łodzi i rzeczniczka prasowa Centrum Dialogu im. Marka Edelmana przed pandemią raz na miesiące starała się wyruszyć na kilkudniowy zagraniczny city-break. To nadwało rytm jej życiu. W czasie całej pandemii udało się jej wyjechać tylko raz.
Ale tej wiosny zdążyła już być w Barcelonie i w Berlinie. Teraz planuje kolejne wyjazdy, nie boi się obostrzeń i utraty biletów.
- Już się czuję przypływ wielki nadziei i radości, że wraca normalność – mówi. Lubię podróżować po miastach i podglądać jak ludzie tam żyją i spędzają czas. Marzyć, że tak kiedyś będzie w Łodzi. Odpoczywam psychicznie, a przy okazji łapię trochę słońca – wylicza.
Optymizm czuje też zawodowo. Tuż przed pandemią, w lutym 2020 r. Tomaszewska założyła własną firmę przewodnicką Just Lodz. Był to najgorszy możliwy termin i przeżyła ciężkie chwile. Tej wiosny jednak w Łodzi znów są turyści.
- Od dwóch tygodni mam bardzo dużo zapytań o wycieczki, zarówno od indywidualnych turystów jak i od grup. Widać, że życie wraca - mówi przewodniczka.
Nie wszystkie branże już wróciły do formy po lockdownach
W innych branżach optymizm jest umiarkowany. Remigiusz Mielczarek, łódzki muzyk i konferansjer festiwalu Summer Dying Loud w Aleksandrowie Łódzkim w tym roku znów ma poprowadzić trzydniowy festiwal muzyki ciężkiej. To impreza przełożona jeszcze z 2020 r. Bilety zachowały ważność, ale nie wszyscy wykonawcy przetrwali.
- Na przykład zespół Anathema z Liverpoolu rozleciał się, bo muzycy utrzymywali się z koncertów – mówi Mielczarek. - Branża bardzo ucierpiała, nie tylko muzycy, ale też specjaliści od nagłośnienia i menedżerowie, bo to muzyka niszowa. Ale nie ma wyjścia. Albo nastąpi odrodzenie sceny albo jej śmierć. Trzeciej drogi nie ma. Wierzę, że się odrodzi, bo wielu ludzi na świecie lubi taką muzykę – ocenia.
Mieszane uczucia ma też branża gastronomiczna. Izabella Borowska, organizatorka festiwali kulinarnych pod marką Jemy w Łodzi dostrzega problemy.
- Gdy skończyła się pandemia, zaczęła się wojna i ludzie przestali chodzić po knajpach. Za granicą ludzie umierają, trudno jest w tej sytuacji spędzać czas w restauracji - ocenia Jak dodaje nie pomaga też inflacja i konieczność podnoszenia cen w menu.
Michał Sobolewski, właściciel dwóch łódzkich lokali pod marką Owoce i Warzywa tuż przed pandemią rozpoczął tworzenie nowego lokalu przy ul. Piotrkowskiej 217. Nie przeraził się i mimo pandemii budował go dalej. Teraz zrobił remont w starej kawiarni przy ul. Traugutta, choć w ogrzewanym gazem lokalu rachunki bardzo w nim wzrosły.
- Staram się patrzeć długofalowo. Już się wydarzyło tyle złych rzeczy, trudno sobie wyobrazić, że będzie gorzej. Po czasach ciemnych przychodzą czasy jasne – mówi. Jak dodaje stara się dbać o jakość. -Jeśli ludzie będą wydawać pieniądze rzadziej, to na rzeczy, które są tego warte- ocenia.
W szpitalach Łodzi i regionu czas oddechu po pandemii
Tomarz Karauda, lekarz oddziału chorób płuc w szpitalu im. Barlickiego w Łodzi, nie wierzy w koniec pandemii, ale ma pewne powody do optymizmu.
- Mimo poluzowania wszystkich obostrzeń chorych na COVID-19 jest teraz relatywnie mało. Nie mamy pogorszenia sytuacji, a tego się obawialiśmy – przyznaje Karauda.
Jego zdaniem mamy chwilę oddechu od pandemii, ale nie wiadomo, co będzie jesienią. Dlatego tym bardziej powinniśmy się cieszyć.
- Przez pandemię i wojnę nauczyliśmy się, że dobrze nam znany świat możemy stracić w mgnieniu oka. Wszystko dziś mówi nam: doceń to, co masz i bliskich będących przy tobie, bo nic nie jest nam dane na zawsze – zauważa Tomasz Karauda.
Dajmy sobie prawo do przyjemności - mówią psychologowie
Małgorzata Czernecka, psycholog z łódzkiej firmy Human Power zwraca uwagę, że pandemia uczyniła nas silniejszymi.
- Z badań międzynarodowych wynika, że pandemia COVID-19 generalnie wpłynęła na wzmocnienie odporności psychicznej na trudne doświadczenia – wyjaśnia.
Ale w Polsce wraz z pandemią problemy się nie skończyły, bo po trudnej zimie z obostrzeniami pojawił się konflikt na Ukrainie i związana z nim niepewność.
- Dlatego zmiana pory roku na cieplejszą jest bardzo wyczekiwana. Daje szansę na odnowienie zasobów energii, wychodzenie na zewnątrz, spotykania się z ludźmi – wylicza Czernecka.
Teoretycznie możemy znów wrócić do podróżowania i imprez.
- Jednak wiele osób nie daje sobie prawa do tego, żeby cieszyć się, celebrować sukcesy, odczuwać radość, gdy tuż za naszą granicą wiele osób cierpi – mówi Czernecka. Jej zdaniem jest to dla nas dodatkowe obciążenie.
Psychologowie wiedzą bowiem, że jesteśmy w stanie jednocześnie odczuwać różne emocje, na przykład współczuć mieszkańcom Ukrainy i cieszyć się własnym życiem. Małgorzata Czernecka tłumaczy, że nie tylko możemy, ale nawet powinniśmy to robić.
- Jeśli będziemy zagłębiać się w smutku lub lęku, to nie będziemy w stanie pomóc innym, a nawet staniemy się dla nich ciężarem – podkreśla.

szkolenie wojsko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?