Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Więźniami getta w Łodzi byli artyści, wybitni naukowcy, pisarze

Anna Gronczewska
Jack Tramiel twórca pierwszych komputerów
Jack Tramiel twórca pierwszych komputerów archiwum
W siedemdziesiątą rocznicę likwidacji Litzmannstadt Getto warto przypomnieć historię znanych postaci, które przeszły przez zgotowane w nim piekło. Jedni przeżyli wojnę, inni zginęli w komorach gazowych. A byli wśród nich nawet kandydaci do nagrody Nobla.

Jednym z najbardziej znanych więźniów Litzmannstadt Getto był Jack Tramiel, twórca legendarnego już komputerów Commodore 64, Amiga, właściciel Atari Corp, współtwórca Atari ST. Kilka dni temu łódzcy radni ustalili, że jego imię będzie nosić rondko koło fabryki "Della". Tak naprawdę nazywał się Idek Tramielski. Urodził się w Łodzi, 13 grudnia 1928 roku. Po wybuchu wojny razem z rodziną został przesiedlony do getta. Pracował w resorcie odzieżowym. Kiedy rozpoczęto likwidację getta, Idka i jego ojca wywieziono do Auschwitz. Stamtąd trafił do obozu w Alum koło Hanoweru. Tam doczekał końca wojny. Jego ojciec zginął w obozie.

W 1947 roku Jack Tramiel wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Pracował jako mechanik, uczył się angielskiego. Potem wstąpił do amerykańskiej armii. Zajmował się naprawą urządzeń biurowych. Po kilku latach przeszedł do cywila. Założył firmę Commodore Portable Typewriter, która reperowała maszyny do pisania. W 1955 roku w Toronto zarejestrował Commodore Business Machines International, która z czasem zaczęła produkować kalkulatory. Pierwsze trafiły na rynek w 1970 roku. Ale kalkulatory były początkiem czegoś wielkiego.

Pierwszy komputer wyprodukowany przez tę firmę nazywał się PET. Hitem okazał się inny model - VIC-20. Po latach uznano go za najlepiej sprzedający się komputer Commodore. Firma cały czas się rozwijała. Szybko okazała się potentatem na komputerowym rynku. W 1982 roku można był kupić legendarny już komputer Commodore 64.

Na całym świecie sprzedano 22 miliony egzemplarzy tego modelu. Stał się najpopularniejszym komputerem domowym! Ale w grudniu 1984 roku Jack Tramiel odchodzi z firmy. Powodem są nieporozumienia ze wspólnikiem. Nie oznacza to, że Jack Tramiel rezygnuje z biznesu. Zakłada firmę Tramel Technology, Ltd. Od Time Warner, kupuje Atari Computers, które chyli się ku upadkowi. Ale nie może przeboleć, że musiał zostawić Commodore. Między Commodore i Atari rozpoczyna się rywalizacja. Obie firmy walczą o klienta cenami. Walka nie przynosi nikomu zwycięstwa. Obie upadają, a Jack Tramiel przechodzi na emeryturę. Zamieszkał w Monte Sereno. Miał żonę Helenę i trzech synów: Sama, Leonarda i Gary'ego. Umarł 8 kwietnia 2012 roku.

Do getta trafiła też znany przedwojenny dyrygent i pianista Teodor Henryk Ryder. Pochodził z Piotrkowa Trybunalskiego.

Urodził się w tym mieście 10 czerwca 1881 roku. Jego ojciec był prawnikiem. Mały Teodor od dziecka pobierał lekcje gry na pianinie. Uczył się m.in. w konserwatorium w Darmstadt. Po studiach dyrygował orkiestrami w Niemczech, Francji czy Szwajcarii. Był kapelmistrzem Opery w Lyonie. Tam poznał Idę Voth, niemiecką sopranistkę. Ida przeszła na judaizm i została jego żoną. Jeszcze przed zakończeniem I wojny światowej, w roku 1916, przyjechał do Warszawy.

Współpracował z tamtejszą filharmonią. Po zakończeniu wojny wyjechał do Łodzi. Został dyrygentem Łódzkiej Orkiestry Symfonicznej. Uczył w konserwatorium (dzisiejsza Akademia Muzyczna). W latach trzydziestych minionego wielu został dyrygentem Radiowej Orkiestry Symfonicznej. W marcu 1940 roku trafił do Litzmannstadt Getto. Razem z nim znalazła się tam żona Ida. Jako że była Niemką, jej rodacy zaproponowali jej powrót na chrześcijaństwo. Odmówiła, postanowiła towarzyszyć mężowi. Umiera w getcie w 1943 roku. Jej mąż dotrwa do momentu jego likwidacji...
W getcie Teodor Ryder współtworzył dom kultury przy ulicy Krawieckiej 3, który został oficjalnie otwarty w marcu 1941 roku. Daje koncerty fortepianowe, dyryguje orkiestrą. Prawdopodobnie ostatni koncert daje w czerwcu 1943 roku. Latem 1944 roku zostaje wywieziony do Auschwitz, gdzie niedługo po tym ginie...

Więźniem Litzmannstadt Getto był także Arnold Mostowicz, dziennikarz, pisarz, tłumacz, z zawodu lekarz. Był łodzianinem. Urodził się 6 kwietnia 1914 roku. Jak podają Andrzej Kempa i Marek Szukalak w książce "Żydzi dawnej Łodzi", był synem Ignacego Moszkowicza i Erby z domu Goldstein. Studia medyczne kończył w Tuluzie. W lipcu 1939 roku powrócił do Polski.

Po wybuchu wojny pracował w szpitalach polowych w Warszawie. Potem wrócił do rodzinnej Łodzi. W getcie zamieszkał przy ul. Stary Rynek 9, Franciszkańskiej 12. Pracował jako lekarz w szpitalu chorób zakaźnych, pogotowiu ratunkowym. Swoje przeżycia z getta, a także obozów koncentracyjnych opisał w książce "Żółta gwiazda i czerwony krzyż". Między innymi spotkanie z komendantem obozu cygańskiego Eugenem Jansenem. Kiedy był lekarzem w szpitalu zakaźnym przy ul. Drewnowskiej, koledzy powiedzieli, że ma się zgłosić do siedziby Krippo. Tam już czekał na niego Jansen, w towarzystwie pięknego owczarka niemieckiego. Wsiedli do dorożki i pojechali w stronę obozu cygańskiego.

- Weszliśmy razem do niewielkiego, piętrowego domku na prawo od głównej bramy- opisywał spotkanie z obozem cygańskim Arnold Mostowicz.- Były tam dwie izby zajęte przez niewielki szpitalik (...) Jansen zatrzymał się na progu jednej z izb, mnie przepuszczając do środka. W każdym z pokoików stało pod dłuższymi ścianami osiem piętrowych prycz. Wszystkie było zajęte. W niektórych leżało po kilku chorych. (...) Podszedłem do chorego z dolnej pryczy po lewej stronie. Był nieprzytomny i miał wysoką gorączkę. Wystarczyło mu odchylić koszulę na piersiach, by postawić szybką diagnozę. Nie ulegało wątpliwości, że to tyfus plamisty.

Jansen zapytał, czy to zaraźliwe. Przeraził się, że bardzo. Zapytał, czy się da to wyleczyć. Doktor skłamał, że tak. Wiedział, że w warunkach jakie tam panowały było to niemożliwe... Kiedy znaleźli się na zewnątrz Jansem powiedział Mostowiczowi, że można to wyleczyć natychmiast. Kazał wynieść na dwór kilku chorych i ułożyć na ziemi. Podszedł do nich i każdemu strzelił w tył głowy...

Do getta wrócili dorożką, gdy z niej wysiadali Mostowicz ostrzegł hitlerowca, by nie woził do obozu psa, bo może roznieść chorobę. Niemiec to zlekceważył. Los okazał się okrutny dla Jansena. Winnym zarażenia komendanta obozu tyfusem uznano psa, którego zaraz zastrzelono. Stan Jansena pogarszał się z każdym dniem. Nie pomagali lekarze niemieccy, żydowscy.

- Szef Kripo wezwał do siebie wszystkich rabinów (było ich, zdaje się czterech) - pisze w swojej książce Arnold Mostowicz.- I poradził im, by zaczęli się intensywnie modlić do żydowskiego Boga o przywrócenie zdrowia oberscharfuehrerowi, bo gdyby umarł, mogłoby to na getto sprowadzić straszne klęski. Rabini mieli więc do wyboru - albo w trosce o los getta pomodlić się, by Eugen Jansen jak najszybciej wyzdrowiał, albo w chęci zmniejszenia na świecie liczby wrogów Izraela, jak i w chęci zmniejszenia deficytu w rachunku krzywd, modlić się, by szybko wyzionął ducha.
Chyba rabini wybrali to drugie rozwiązanie, bo po dwóch dniach Eugen Jansen umarł...

W sierpniu 1944 roku Arnold Mostowicz trafia do Auschwitz. Potem rozpoczyna się jego wędrówka po innych obozach koncentracyjnych. Wyzwolenie zastaje go w obozie w Dörnhau (Kolce). Rezygnuje z pracy lekarza. Powodem jest stan zdrowia. Po przeżyciach wojennych jego organizm zniszczył tyfus, gruźlica. Zajął się dziennikarstwem. W 1973 roku przeszedł na emeryturę. Zaczął pisać książki popularyzujące astronautykę, a także wspomnienia z czasów dzieciństwa i okupacji. Wystąpił w dokumentalnym filmie "Fotoamator" Dariusza Jabłońskiego, w którym opowiadał o łódzkim getcie. W roku 1991 został przewodniczącym Stowarzyszenia Żydów Kombatantów w czasie II wojny światowej, a także współorganizował Fundację Polsko-Niemieckie Pojednanie. Był prezydentem fundacji Monumentum Iudaicum Lodzense, brał udział w ratowaniu łódzkiego cmentarza żydowskiego przy ul. Brackiej. W 1998 roku został honorowym obywatelem miasta Łodzi. Zmarł 3 lutego 2002 roku. Pochowany został w Warszawie.

Marian Turski, czyli Mosze Turbowicz, to znany polski dziennikarz, historyk. Urodził się w 1926 roku na Litwie, w Druskielnikach. W 1940 roku został przywieziony do Litzmannstadt Getto. Potem trafił do Auschwitz. Po wojnie został dziennikarzem. Był między innymi kierownikiem działu historycznego tygodnika "Polityka".

Więźniarką getta była Alina Szapocznikow, uznawana dziś za jedną z najoryginalniejszych rzeźbiarek XX wieku. Urodziła się w 1926 roku w Kaliszu. Jej rodzice byli lekarzami. Podczas okupacji mieszkała w Pabianicach. Jej ojciec już nie żył, zmarł rok przed wybuchem wojny. Razem z matką trafiły do tamtejszego getta. W 1942 roku wywieziono je do Litzmannstadt Getto. Jej droga była podobna do innych więźniów getta. W sierpniu 1944 roku znalazła się w Auschitz. Potem był obóz w Bergen-Belsen i czeskim Teresinie. Po wojnie została w Czechach. Zaczęła studiować w Pradze. Podawała się za Żydówkę z Czeskiego Cieszyna. Dostała stypendium i wyjechała do Paryża. Choroba sprawiła, że wróciła do Polski. W 1963 roku znów wyjechała do stolicy Francji. Tym razem na stałe. Tam zmarła na nowotwór w 1973 roku. Jej pierwszym mężem był znany historyk sztuki, Ryszard Stanisławski, wieloletni dyrektor łódzkiego Muzeum Sztuki.

Wielu więźniów getta urodziło się w Łodzi, ale mnóstwo wykształconych osób przyjechało do Litzmannstadt Getto w transportach Żydów z Europy Zachodniej. Pierwszy z nich przybył do Łodzi 17 października 1941 roku. Ostatni pociąg zajechał na stację Radegast kilkanaście dni później, 4 listopada. W dwudziestu transportach przyjechało do Łodzi 19.953 Żydów z Niemiec, Austrii, Czech, Luksemburga, Holandii.
Pociągi zatrzymywały się na stacji Radegast. Wysiadały z nich eleganckie panie w futrach, dostojni panowie. Po wielu godzinach podróży rozglądali się bezradnie wokoło. Jedynie Żydów z Luksemburga, dwa tygodnie przed transportem poinformowano, że jadą do Łodzi. Żydów z Niemiec, Austrii, Czech czy Holandii wywożono w nieznane. Przed podróżą pozwolono im wziąć 50 kilo bagażu i 100 marek na głowę. Wysiadając na stacji Ragegast nie wiedzieli, gdzie są. Niektórzy przypuszczali, że za chwilę znajdą się w obozie, inni naiwnie liczyli, że odzyskali wolność. Tymczasem zaczynali nowy etap życia: w Litzmannstadt Ghetto. "Kronika Getta" dokładnie relacjonowała przybycie kolejnych transportów. Jeden z wiedeńczyków, starszy, elegancko ubrany mężczyzna, widząc żydowskich milicjantów w charakterystycznych czapkach, myślał że są oni obsługą hotelową.

- Czy może mi pan polecić przyzwoity hotel dla czterech osób? - miał się zapytać jednego z nich. Dopiero po pewnym czasie zorientował się, że nie jest on pracownikiem hotelu, a policjantem....

Jesień roku 1941 roku była w Łodzi wyjątkowa zimna. Padał deszcz, zanotowano pierwsze opady śniegu, a 28 października, gdy na stacji Radegast zatrzymał się transport z Żydami z Dueseldorfu, słupek rtęci wskazywał minus osiem stopni Celsjusza.

Na przybyszów z innego świata czekały dorożki, ciężarówki. Woziły głównie bagaże, ale czasem transportowały do centrum getta ludzi starszych, chorych. Osobiście doglądał tego Chaim Rumkowski, przełożony starszeństwa w Litzmannstadt Ghetto.

Wśród przywiezionych tymi transportami były wybitne postacie. Jak chociażby Hugo Ditz, który do Łodzi przyjechał z Pragi. Był on wybitnym chemikiem, kandydatem do Nagrody Nobla. Już w getcie opracował podręcznik do chemii nieorganicznej. Zmarł na udar serca we wrześniu 1942 roku. Do Litzmannstadt trafił znany lekarz z Berlina, Wilhelm Caspari, bakteriolog, zajmujący się badaniem nad chorobami nowotworowymi. Zmarł w styczniu 1944 roku z niedożywienia. Tu przebywał też Oskar Singer z Pragi, pisarz i dziennikarz. Przybył do Łodzi tzw. III transportem. Urodził się w 1893 roku na Śląsku Cieszyński.

W Wiedniu skończył prawo, uzyskał tytuł doktora. Początkowo pracował jako prawnik. Ale po wyjeździe do Pragi zajął się dziennikarstwem. Pisał do gazet, zajął się też pisarstwem. Stworzył między innymi dramat "Jerozolima", ale i komedię "Rosenbaum kontra Rosenbaum". W roku 1935 ukazał się jego antyhitlerowski dramat pt. "Herren der Welt", wystawiony z dużym sukcesem tego samego roku na deskach Żydowskiej Sceny Kameralnej w Pradze. Do Litzmannstadt Getto przywieziono go razem z żoną Margarettą oraz dziećmi - Ilsą i Erwinem. Zamieszkali w kamienicy przy ul. Limanowskiego 47.

Oskar Singer zaczął pracować w Wydziale Archiwum getta. A od 24 lutego 1943 roku kierował pracami wydawanej tu Kroniki. Redagował też hasła do "Encyklopedii Getta", pisał eseje i reportaże dotyczące życia w getcie. Gdy trzeba było zwrócić się w jakiejś sprawie do władz getta, to on reprezentował czeskich Żydów. Starał się uchronić żydowską inteligencję z zachodniej Europy przed wysiedleniami.

Jak już po wojnie ustalono, że Oskar Singer w sierpniu 1944 roku zgłosił się z rodziną do dobrowolnego wyjazdu z getta. Trafił do Auschwitz. Stamtąd przewieziono go do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, a w listopadzie 1944 roku wywieziono do obozu Kaufering w Bawarii. Tam umarł. Wojnę przeżyły jego dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki