Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Wigilia” Fundacji Kamila Maćkowiaka w Łodzi: Mądry teatr w dobrym tonie

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Para znakomitych aktorów, dobrze napisana sztuka o aktualnie brzmiących, dotykających nas tu i teraz lękach i problemach, czysta, nieprzeszkadzająca reżyseria. Naprawdę, to mocniejsze niż serial z jakiegoś Pleplekliksa...

Kamil Maćkowiak i jego fundacja podjęli ryzyko. Funkcjonując w komercyjnej sferze działalności artystycznej zaproponowali spektakl od komercji daleki. W dodatku w mieście i czasach niełatwych dla wysłuchania w skupieniu słowa z jednej strony, a teatru nie poddającego się współczesnemu efekciarstwu z drugiej. „Wigilia” Daniela Kehlmanna - w ascetycznej, a przez to tym bardziej poruszającej inscenizacji Waldemara Zawodzińskiego - to przedstawienie w formie tradycyjne, na temacie i aktorach skoncentrowane, gatunkowe (w dodatku korzystające z nieczęstego dziś na naszych scenach thrillera politycznego), za solidnym, stabilnym teatrem instytucjonalnym tęskniące. A zarazem podtrzymujące wiarę, że i w świecie bez ułatwiających wiele dotacji nie trzeba się do widza mizdrzyć. Takie ryzyko nie tylko ma sens, ale niespodziewanie może zaskoczyć... frekwencyjnym sukcesem.

W „Wigilii” - prezentowanej w Akademickim Ośrodku Inicjatyw Artystycznych (należy przypomnieć, że od stycznia teatr Fundacji Kamila Maćkowiaka zagości w kompleksie Monopolis) - udało się skonfrontować i jednocześnie wyważyć elementy komponujące spektakl zajmujący, pozostawiający przy tym materiał do refleksji, nie zadowalający się jednoznacznymi, hasłowymi wskazaniami. Równowaga prezentacji przeciwstawnych postaw zawarta jest już w samym tekście żyjącego między Wiedniem a Berlinem autora. Przekonany o konieczności „opieki” państwa nad obywatelami oficer służb specjalnych przesłuchuje przekonaną o tym, że jej serce bije po lewicowej stronie profesor filozofii, dopiero co wyciągniętą z taksówki, w której jechała na wigilijną kolację z rodzicami. Ścierają się racje, doświadczenia, motywacje, przeciwstawne punkty widzenia, charaktery. Oboje pokiereszowani w prywatnym życiu, samotność i niespełnienie zamienili na walkę o idee, o wolność i jej granice. A właściwie o wszystko ze wszystkimi. Ich pojedynek, w którym do głosu dochodzi również gra między mężczyzną i kobietą oraz prawdą i fałszem ogląda się z niesłabnącym napięciem, samodzielnie i bez prowadzenia za rękę opowiadając się po jednej ze stron. Słuchamy wygłaszanych przez nich proklamacji, obserwujemy, jak się one zapętlają, a jednocześnie odkrywamy, ile hipokryzji jest w pochylaniu się elit nad odrzuconymi, ile naginania rzeczywistości i tłamszenia indywidualizmu w przyznawania sobie prawa do zapewniania społecznego porządku. Tym bardziej, gdy bałagan panujący za fasadą silnego państwa zmaga się z realnym lub wyimaginowanym zagrożeniem terroryzmem, a szumne hasła, zdaniem zawziętych ideologów, uzasadniają cierpienie jednostek w imię konieczności wprowadzenia słusznej zmiany, dla niepoznaki zwanej postępem. W sztuce Kehlmanna są jeszcze rozgrywka na śmierć i życie oraz „przewrotka” niczym z dobrego dreszczowca, co dostarcza dodatkowych emocji.

Żywiołowość i detale owej rywalizacji przenoszą z oddaniem sprawie na scenę Milena Lisiecka i Kamil Maćkowiak. Garściami czerpią ze swojego zawodowego warsztatu, prezentują nieco odmienną technikę, ale przede wszystkim dają nam okazję obserwowania całej gamy partnerstwa, aktorstwa wchodzącego w dialog, znakomicie utrzymującego rytm spotkania, śmiało dopuszczającego do zderzeń, ale zarazem pierwszorzędnie wzajemnie się uzupełniającego. Lekcja i przyjemność zawłaszczania przestrzeni, budowania nastrojów, utrzymywania publiczności w skupieniu i oczekiwaniu.

Milena Lisiecka tworzy swoją rolę z silnych, pulsujących emocji, rozedrgania, aż do momentu, gdy poznajemy prawdziwe intencje jej bohaterki. Z wyczuciem prowadzi postać, jest czujna, potrafi zagrać również to, co w danej chwili myśli, a nie tylko mówi. Kamil Maćkowiak, przeciwnie - tonuje charakterystyczną dla siebie ekspresję, trzyma w garści swojego bohatera, jest stanowczy, a jednocześnie miękki, podstępny. Świadom każdego elementu, uzbraja oficera w determinację, dążenie do zamierzonego celu bez względu na koszty, a zarazem swoistą wrażliwość, spragnienie okazywania uczuć, na które - jak sądzi jego postać - pozwolić sobie nie może.

Oboje fantastycznie rozgrywają swoje role w niuansach, drobnych a znaczących gestach czy grymasach - np. gdy on zmienia wyraz twarzy słysząc za sobą szelest papieru lub ona zamienia stan porażki w zwycięstwo. Kamil Maćkowiak po raz kolejny udowadnia, że produkując spektakle na dwójkę aktorów perfekcyjnie dobiera sobie partnerów, a Waldemar Zawodziński z klasą i precyzyjnie ich reżyseruje.

Fundacja Kamila Maćkowiaka dojrzewa, ma już bogaty, urozmaicony repertuar (dziesięć premier). Ma też odwagę sięgnąć po materiał wymagający dla aktorów i dla widzów. Nowa scena powinna wyzwolić nową energię. A może też czas sprawdzić się - np. z „Wigilią” właśnie, na dobrze obsadzonym, teatralnym festiwalu? Nagrody aktorskie nie zdziwią...

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki