Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wi-Ma i jej "perły" świętują. Od doliny kreatywnej do projektu społecznego [ZDJĘCIA]

Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński
W sobotę o godz. 17 miana szyldu przypieczętowała proces, który trwa od pięciu lat. Zakłady Przemysłu Bawełnianego oficjalnie zmieniły się w Zakłady Przemysłów Twórczych.

Wi-Ma, skrót od przedwojennej Widzewskiej Manufaktury, w 1992 roku przywrócony, pozostaje. Szyld, przy dźwiękach afrykańskich bębnów pomogą zmienić tancerze z grupy LineAct, spece od karkołomnych akrobacji na elewacjach. To najnowszy rezydent dawnego Towarzystwa Akcyjnego Widzewskiej Manufaktury Bawełnianej, mierzące 150 ha imperium tekstylnego Juliusza Kunitzera i Juliusz Heinzla, które powstało w latach 80. XIX w.

Urodzin nowej Wi-My odbyły się na 2. piętrze budynku „B”. W programie znalazły się koncerty, zwiedzenie pracowni, poznawanie ich twórców, 6. Noc Wytwórców w FabLabie, pracowni zrzeszającej kilkadziesiąt osób z różnych dziedzin technologicznych i artystycznych. Teatr, muzyka i spółdzielnia dla konstruktorów - o co w tym chodzi? Dziś wiedza o tym, czym ma być to miejsce jest znacznie większa niż w 2011 roku, gdy na jednej z dyskusji Regionalnego Kongresu Kultury w Łódzkim Domu Kultury ktoś wstał, przedstawił się i zaprosił wszystkich do Wi-My na rozmowę o niej. Magistrat miał już wtedy w ręku strategię Łodzi jako Centrum Przemysłów Kreatywnych (od początku przyjmowaną z rezerwą), a na RKK nie brakowało autorytetów z dziedziny sztuki i kultury, ale - jak to bywa - głównie teoretyzowano. Zamiast tego Stanisław Zaręba, wiceprezes Wi-My zaproponował praktykę. I 6 hektarów postindustrialnej przestrzeni na twórcze lub jak kto woli kreatywne inicjatywy. - Gdy skończyłem część osób rzeczywiście klaskało, a w kuluarach jedni mówili: „Czego się panu od życia chce? Tu tego nie da się tego zrobić”, a spora grupa młodych deklarowała, że chcą wejść w to czy mi się uda - wspomina Zaręba. - A ja im mówiłem: nie „mi się uda”, tylko „nam”. Bo to jest pomysł dla nas, wspólnie.

Akademia Prototypowania i Fabrykacji. Kołyska "buja" w reakcji na płacz, a rower ładuje akumulatory

W gabinecie wiceprezesa są trzy obrazy Tadeusza Romana. Ujął on okolice Wi-My w kształcie powojennym: nieistniejącą „czapę” wieży przędzalni, domki tkackie na tle wielkiej płyty, tramwaj na ul. Armii Czerwonej (od 1990 roku al. Piłsudskiego), a w tle wciąż istniejący kantor, najstarszy budynek fabryki. Tej Wi-My już nie ma. Nie ma też tej, którą Zaręba zastał, gdy jego firma, Grupa Zamateks, została tu udziałowcem, a gdy sytuacja finansowa fabryki zaczęła się pogarszać - wyrokiem Sądu Najwyższego także strategicznym udziałowcem.

- Dowiedzieliśmy się o tym, gdy weszli komornicy. Z żoną przeżyliśmy dramat. Ale wyszliśmy z tego - wspomina. W 2009 roku działalność ostatniej przędzalni w Łodzi wygaszono, maszyny sprzedano, długi spłacono. Na wielką rewitalizację potrzeba było wielkiego inwestora (koszt to ok. 300 mln zł), fabryka ma status zabytku i, jak mówi Zaręba, dziś nie można wejść tu z mieszkaniówką (choć blisko są bloki), szpitalnictwem i galeriami (jak wyżej). Przy przychylności partnera biznesowego z Krakowa, który kupił udziały poprzedniego zarządu, zdecydowano poszerzać listę istniejących firm o branżę przemysłów kreatywnych. - Wiedzieliśmy, że nie podlegamy np. kalendarzowi politycznemu, że możemy sobie pozwolić na działania na dłuższym dystansie - mówi Zaręba.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Impuls dało zjawienie się Pawła Olszewskiego i Artura Urbańskiego, współzałożycieli firmy AMG.net, po sprzedaży której chcieli poświęcić się muzyce. Założyli klub i ośrodek muzyczny „Bajkonur”. Zaręba nazywa go pierwszym kryształem, wokół którego zaczęły narastać kolejne. Siedem, piętnaście, w 2014 roku ponad 20. - Moim marzeniem było dojść do trzydziestu firm - mówi wiceprezes Zaręba.

Akademia Prototypowania i Fabrykacji w łódzkim FabLabie. Pokazali 19 prototypów

Dziś jest ich blisko 50, m.in. producent napędu elektrycznego PEVT, studio fotograficzne „PackshotMe”, laserowy paintball „Alfa Laser”, designerzy „Wood & Paper”, „Pan Tu Nie Stał” i „ Fajne Chłopaki”, architekci „Atelier Nawrot”, studio nagrań „Soyuz”, projektantka Aleksandra Kmiecik, coraz szerzej znane studio WJTeam, założony przez absolwentów „filmówki” Teatr „Zamiast”, wyróżniony Złotą Maską recenzentów „za nową energię w mieście”, a ostatnio też Muzeum Animacji Se-ma-for. Niektórzy odchodzą, ale tendencja jest rosnąca. Do tego dochodzą dziesiątki inicjatyw z Radą Osiedla, ZHP, Stowarzyszeniem „Topografie”, Instytutem Spraw Obywatelskich, festiwalami fotografii i designu, półkolonie ze świetlicami środowiskowymi. To prawdziwa „dolina kreatywna”. A droga do niej wiedzie przez pokój z obrazami Łodzi jako „miasta w procesie”.

- Chcę dowiedzieć się jak widzą swą działalność i jak można im pomóc w skojarzeniu z już tu będącymi. Musimy zobaczyć czy oni pasują tu i czy ja im pasuję jako partner - mówi Zaręba. - Zasady są trzy. Nikt nie może występować przeciw drugiemu, uczymy się działać dla dobra wspólnego. Druga, za Ghandim: Niech każdy będzie zmianą, którą chce widzieć w świecie. Trzecia: Zero narkotyków.

Jak dodaje, rozmowy z ludźmi z „Bajkonuru” były też punktem zwrotnym uruchamiającym społeczny aspekt. - Chciałbym, by zgromadziła się tu masa krytyczna intelektu młodych Polaków, którzy dzień dzisiejszy przewartościują w świat, w którym chcą żyć. Niech czerpią z mego doświadczenia lub odrzucą, co uznają za balast. Ale jak mają problem, zawsze mogą przyjść rozmawiać - mówi. Co to za doświadczenie? Całkiem bogate. Doświadczenie 70-latka, którego ojciec przeżył wojenną niewolę, a on sam był pierwszym dzieckiem w rodzinie, które zdobyło wyższe wykształcenie. Wpojono mu, że człowiek potrzebuje wiedzy, jako dźwigni społecznego awansu też. Doświadczenie zawodowego gracza w brydża, którego nauczył się od aktorów Jerzego Kamasa i Bogumiła Antczaka, a który daje szlify osobowościowe, i pasjonata lekkoatletycznych dyscyplin drużynowych, uczących współdziałania, a potem działacza ruchu studenckiego i partyjnego, wraz z żoną włączającego się w społeczne inicjatywy. - Całe moje doświadczenie podpowiadało mi, że nie można pogłębiać podziałów społecznych, że najbardziej racjonalny jest dialog, a potem respektowanie jego ustaleń - mówi. - Rozmawiając mamy szansę poznać nasze poglądy i intencje, wtedy może znajdą się wspólne punkty. Pomyślałem, by ta Wi-Ma była oazą spokoju, by młodzi pracowali i dostali szansę na rozwój i nie podlegali naciskom politycznym i ekonomicznym. By nie odbierano im godności w kolejce do pośredniaka. I gdy nie idą tam, bo wzięli los w swoje ręce, niech społeczeństwo ich szanuje. A jeśli wzięli, to jeśli jeszcze trzeba, pomóżmy im.

27. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi. Nagrody przyznane!

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Zaręba planuje zrobić tableau dzieci, które rodziły się, gdy ich rodzice osiedli w Wi-Mie. Mówi, że będzie to 16-18 młodych łodzian. - To jest miara sukcesu, bo za taką decyzją idzie pewność, że kogoś stać na wychowanie potomka - mówi.

Wi-Ma jako społeczny projekt to też udowodnienie, że nie można upokarzać ludzi związanych z kulturą (a jeśli robi to władza, to będzie jej oddane w wyborach - jak ostatnio), ale też że ekonomia musi być w niej rozważana. To też stworzenie ekosystemu, w którym „starsi” sprawiedliwie wspierają „młodych” z niższych stawek czynszu wchodząc na wyższe. Jak będzie przyszłość tego miejsca? Zaręba zastanawia się, jaki będzie udział Wi-My w dużych miejskich projektach: rewitalizacji i wystawy EXPO. Twórcza aktywność i społeczna użyteczność Wi-My sprawia, że za bodaj najdłuższą elewacją na al. Piłsudskiego postaje autentyczna chluba miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki