Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witold Kulesza: uważam się za lodzermenscha

Redakcja
Witold Kulesza, kierownik Katedry Prawa Karnego Materialnego Uniwersytetu Łódzkiego
Witold Kulesza, kierownik Katedry Prawa Karnego Materialnego Uniwersytetu Łódzkiego Dziennik Łódzki / archiwum
O prof. Witoldzie Kuleszy, wybitnym prawniku, byłym szefie pionu śledczego IPN i miłośniku kotów - pisze Joanna Leszczyńska

Na podwórku kamienicy przy ulicy Piotrkowskiej 145 bawił się z chłopakami w wojnę.

- Pamiętam karabiny wystrugane z drewna i to, że nikt z nas nie chciał być Niemcem - wspomina prof. Witold Kulesza. - Byliśmy przekonani, że nie było klęski wrześniowej 1939 roku, że Polacy od początku wygrali tę wojnę.

Tak się złożyło, że problematyka drugiej wojny światowej towarzyszy mu przez całe życie zawodowe. Chociaż oczywiście nie można szukać inspiracji w chłopięcych zabawach, ale raczej w spotkaniach z wybitnymi ludźmi, wspartymi zainteresowaniami.

Mało kto wie, że Witold Kulesza marzył, by zdawać do łódzkiej "filmówki" na wydział operatorski. Uznał jednak, że praca operatora byłaby dla niego czystą przyjemnością, a uważał dojrzale już wtedy, że przyjemność nie może być jedyną motywacją planowania życia.

- Życzeniem mojej mamy było, abym studiował prawo- mówi prof. Witold Kulesza, kierownik Katedry Prawa Karnego Materialnego Uniwersytetu Łódzkiego, który wprowadził do polskiej terminologii prawniczej pojęcie "kłamstwa oświęcimskiego". - Chciała uczcić pamięć swojego najstarszego brata Piotra Zaborskiego, który jako młody i wybitnie zapowiadający się łódzki prawnik został zamordowany na początku okupacji przez Niemców. Miałem obowiązek moralny spełnić życzenie mamy.

Witold Kulesza do czasu dorosłości mieszkał przy ulicy Piotrkowskiej 145. Była to tak zwana kamienica "Pod zegarem", bo fasadę budynku zdobił duży zegar, znajdujący się nad zakładem zegarmistrzowskim, który, niestety, już nie istnieje. Mama prowadziła zakład optyczny przy Nowomiejskiej 3, a tata był urzędnikiem. W czasie wojny uciekł z robót przymusowych i trafił do Auschwitz. Tam zachorował na malarię lub specjalnie go nią zainfekowano dla celów eksperymentu medycznego. Później znalazł się w Majdanku. O swoich przeżyciach chciał więcej mówić dopiero ćwierć wieku po wojnie.

Studia prawnicze Witold Kulesza zaczął w październiku 1968 roku, kilka miesięcy po wydarzeniach marcowych. W programie nauczania pojawiły się obowiązkowe wykłady z filozofii marksistowskiej i nauk politycznych, pokrywające się tematycznie, których głównym zadaniem była indoktrynacja socjalistyczna studentów. w tym przekonywanie ich o wyższości naszego prawa. Na tych wykładach prowadziło się życie towarzyskie. Ale na uczelni byli wykładowcy, którzy mrugali jednym okiem do studentów, żeby nie traktowali poważnie tej indoktrynacji. Np. prof. Jan Waszczyński, późniejszy mistrz prof. Kuleszy.

- Kiedy na egzaminie mówiłem o pełnej niezawisłości sędziów w Polsce, profesor Waszczyński zapytał , czy wiem, co na ten temat mówi Radio Wolna Europa. Powiedziałem, że wiem. A on na to: "To bardzo dobrze, że pan wie". I dostałem piątkę.

Chciał być sędzią. Na ostatnim roku studiów złożył wniosek o przyjęcie na aplikację sędziowską w Sądzie Wojewódzkim w Łodzi, ale z nieznanych mu powodów nie zaproszono go nawet na rozmowę kwalifikacyjną. Był rozgoryczony, gdyż był pewien, że jako student, który dostał nagrodę za najlepsze wyniki w nauce na ostatnim roku prawa, dostanie się na aplikację.

Kiedy dowiedział się o tym prof. Waszczyński, zaproponował mu, aby złożył pismo o przyjęcie go na etat asystenta stażysty do jego Katedry Prawa Karnego Materialnego. I tak w 1973 roku zaczęła się naukowa kariera Witolda Kuleszy. Za sprawą prof. Waszczyńskiego zaczął społeczną współpracę z Okręgową Komisją Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi.

- W katedrze kierowanej przez profesora, stałym wątkiem badawczym były zbrodnie hitlerowskie, których badanie zapoczątkował Mieczysław Siewierski, mistrz prof. Waszczyńskiego - mówi prof. Kulesza. - Mieczysław Siewierski był oskarżycielem w największych procesach zbrodniarzy hitlerowskich w Polsce, między innymi Rudolfa Hessa, czy Artura Greisera. Jedną z pierwszych lektur niemieckojęzycznych, jakie dostarczył mi mój mistrz, były materiały z procesu sprawców z obozu w Auschwitz, jaki odbył się we Frankfurcie nad Menem z lat 1963-65.
Doktoryzował się w 1982 roku na podstawie rozprawy "Zniesławienie i zniewaga. Ochrona czci i godności osobistej człowieka w polskim prawie karnym".

Narodziny Solidarności były ciekawym doświadczeniem. Współorganizował NSZZ Solidarność na Uniwersytecie Łódzkim. W stanie wojennym był obrońcą w postępowaniach dyscyplinarnych i ze stosunków pracy osób represjonowanych z przyczyn politycznych.

W 1992 roku obronił rozprawę habilitacyjną "Demonstracja, Blokada, Strajk. Granice wolności zgromadzeń i strajku w polskim prawie karnym na tle prawa niemieckiego. Praca ta została nagrodzona I nagrodą miesięcznika "Państwo i prawo". Przygotowując tę rozprawę korzystał z doświadczeń i wiedzy zdobytej podczas stażów naukowych na Uniwersytecie w Giessen i Instytucie Maxa Plancka a we Freiburgu, gdzie był stypendystą Fundacji Humboldta. Wykładał i wygłaszał referaty m.in. na uniwersytetach w Giessen, Marburgu, Grazu, Heidelbergu, Budapeszcie i Instytucie Gaucka w Berlinie.

Jednym z ciekawszych jego doświadczeń zawodowych było kierowanie Główną Komisją Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Łączył tę pracę z pracą naukową na UŁ od 1998 do 2006 roku. Jako szef pionu śledczego IPN zainicjował wiele znaczących śledztw, m.in. w sprawie zbrodni w Jedwabnem i zbrodni katyńskiej. W ramach działalności pionu Zainicjował też śledztwa w sprawach zbrodni sądowych, określając podstawy dogmatyczne i prawne odpowiedzialności karnej sędziów i prokuratorów za ich popełnienie.

Pracę w IPN bardzo wysoko ceni w swoim dotychczasowym życiu zawodowym. Co w nie wniosła?

- Anglosaska kultura prawna odróżnia tak zwane prawo w książkach i prawo w działaniu. Praca w Głównej Komisji pozwoliła mi na doświadczenie prawa w działaniu, Sądzę, że wyszedłem z tej pracy lepszym prawnikiem niż byłem. Przekonałem się, że jest to także ważne dla studentów, którzy chcą wiedzieć, czy prowadzący zajęcia z teorii prawa karnego ma doświadczenia z praktyki sądowego stosowania prawa. Mogę dziś powiedzieć, że wykładam prawo karne obowiązujące w państwie prawnym i mam poczucie, że do kształtowania się takiego państwa przyłożyłem rękę.

Jego ulubione miejsce w Łodzi to odcinek ulicy Sienkiewicza, między kościołem św. Krzyża, a kościołem ojców Jezuitów. W tych kościołach kolejne pokolenia Kuleszów brały śluby i chrzciły swoje dzieci.

Kariera w Warszawie nie skłoniła go do porzucenia Łodzi.

- Długa rodzinna tradycja sprawia, że ja, uważający się za lodzermenscha, traktuję Łódź jako miejsce dla realizacji własnych życiowych planów. A ponieważ uważam się za lodzermenscha, mam w tym mieście coś do zrobienia. Mam też poczucie, że jako profesor Uniwersytetu Łódzkiego przyczyniam się do odbudowy łódzkiej inteligencji.

Profesor Kulesza obecnie kończy monografię "Sędziowska niesprawiedliwość w świetle prawa karnego". Myli się jednak ten, kto myśli, że profesor żyje tylko pracą naukową. Nie rozstał się bowiem z aparatem fotograficznym. Wciąż utrwala na kliszy życie rodzinne, a wcześniej, kiedy pozwalało mu na to zdrowie, fotografował podwodny świat. Profesor z dumą opowiada, że dwa i pół miesiąca temu jego życie rodzinne niezwykle wzbogaciła wnuczka Marysia, córka jedynaka Jana.

Niedawno ujęła go pięknym rysunkiem jednego z jego kotów. Trzeba wiedzieć, że koty są pełnoprawnymi członkami rodziny profesora Kuleszy. Trzy koty są domownikami, a jeden mieszka na balkonie w specjalnie dla niego zbudowanej budce. Korzystając ze zdobyczy techniki, wygrzewa się na elektrycznej poduszce.

Miłość do kotów dzieli z nim od lat jego żona Ewa, również pracownik naukowy na wydziale prawa Uniwersytetu Łódzkiego, były Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. Nikt tak pięknie jej nie fotografuje jak prof. Kulesza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki