Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witold Skrzydlewski: chłopak z łódzkiego Zarzewa

Anna Gronczewska
Witold Skrzydlewski
Witold Skrzydlewski Krzysztof Szymczak
Gdy słyszy Pan nazwę Łódź to co sobie myśli? To moje miasto. Na pewno chciałbym, aby było piękniejsze. Aby dorównało innym, przez które się przejeżdża i są czyste, kolorowe. Wtedy mocniej człowiekowi wali serce i ogarnia żal, że Łódź taka nie jest.

Jest Pan łodzianinem od pokoleń. To powód do dumy?

Pochodzę z miasta Łodzi i z tego jestem dumny. Gdy niedawno Widzew grał z Legią Warszawa to powiedziałem, że musimy wygrać ten mecz, bo przyjeżdża największa wieś znad Wisły. Dumny jestem, że moja rodzina mieszka tu od pokoleń i nie zostałem przywieziony z innych stron, tylko urodziłem się w Łodzi.

Gdzie się Pan wychowywał?

Na Zarzewie, dokładnie na ulicy Przybyszewskiego. Mój dom stał pod numerem 204. Dziś w tym miejscu stoi wiadukt. W pobliżu znajduje się jeszcze drewniany barak. Tam była szkoła, do której chodziłem.

Zarzew wyglądał kiedyś zupełnie inaczej...

Kiedyś to była wieś Zarzew, która po wojnie została włączona w granice Łodzi. Tramwaj dochodził tylko do ulicy Tatrzańskiej, dalej szło się pieszo. Całe osiedle Widzew-Wschód powstało na terenie dawnych podłódzkich wsi. Pamiętam, że chodziliśmy do kościoła świętej Anny. Moja rodzina uczestniczyła w jego budowie. Największą atrakcją dla mnie i innych chłopaków było chodzenie po kościelnym murze. W Wielkanoc wchodziło się na niego i strzelało z kalichlorku. W Wielką Sobotę ksiądz jeździł po okolicy i święcił w domach pokarmy. Kupowało się u Gostomskich wielkie, czekoladowe zające. Zawsze jeszcze przed święceniem część tego zająca zjadałem. Gdy ksiądz machnął kropidłem, to zając się przewracał, bo połowy go nie było. Mama za ucho wytargała... Grało się w piłkę, biegało z fajerką z pieca. Przez Zarzew, ulicą Przybyszewskiego, przejeżdżało wiele pociągów. Bawiliśmy się w wojsko i na niby je ostrzeliwaliśmy. Ale kiedyś wpadliśmy na genialny pomysł, by strzelać do nich z procy. Nie chcę nawet opowiadać, jak to się skończyło. No i mam z tamtych czasów pamiątkę na kolanie.

Jaką?

Wtedy do komunii szło się w białych, krótkich spodenkach. Przed komunią, zamiast na religię, poszedłem nad tory, by grać z chłopakami w noża. I nóż wszedł mi w kolano. Było to tydzień przed komunią. Nie przyznałem się mamie, wdało się zakażenie... Na komunii zamiast stać w pierwszym rzędzie, bo byłem niedużego wzrostu, to jestem tak schowany, że na zdjęciach widać mi tylko czubek głowy. O "trzepanku", które dostałem od Helenki, nie wspomnę...

Do dziś mieszka Pan na Zarzewie?

Mam dom na ulicy Marmurowej, kolejny poza Łodzią. Ale na ulicy Dziewiarskiej znajduje się moja firma. Są tam mieszkania i mogę w nich nocować. Cały czas jestem związany z Zarzewem. Tu są moje korzenie. Mógłbym się nie poruszać po innych rejonach Łodzi. Na Zarzewie znam każdy kamyczek.

Jakie inne miejsca w Łodzi się Panu jeszcze podobają?

Cieszę się, że rewitalizowany jest Księży Młyn, powstała Manufaktura. Gdy odwiedzają mnie goście z zagranicy to im pokazuję te miejsca. Coraz bardziej podoba mi się Piotrkowska, bo stoi na niej coraz więcej odnowionych kamienic. Gdy zakończy się jej remont, to znów będziemy mogli chwalić się tą ulicą. To są miejsca, które leżą mi na sercu.

Zarzew się zmienił. A Łódź?

Na pewno. Kiedyś nic nie było remontowane. Teraz chce się tę historię przypomnieć i wierzę, że Łódź znów będzie piękna. Wszyscy narzekają, że nie można przejechać ulicami, stoi się w korkach. Ale ja zawsze mówię, że aby coś zbudować, trzeba coś wcześniej rozkopać. Tylko czasem można zarzucać, że niektóre remonty nie są przeprowadzane z głową, jak na przykład ulicy Przybyszewskiego... w przyszłym roku chcą wysadzić wiadukt...

Wierzy Pan, że powstanie w Łodzi stadion na miarę Europy?

Na miarę Europy nie, ale chciałby, aby powstał chociaż na miarę Kielc. Liczę, że taki stadion w końcu zostanie zbudowany w Łodzi.

Jest Pan osobą bardzo kojarzoną z Łodzią. Nigdy nie myślał Pan, by wyjechać z naszego miasta?

Kiedyś powiedziałem, że nie mogę tego zrobić mojej mamusi, bo by mi nie darowała. Ale uważam, że ja, jako nieduży przedsiębiorca, w rzadko którym mieście miałbym tak pod górkę, jak w Łodzi. Niestety, to miasto jest dla takich przedsiębiorców jak ja wrogiem. Liczą się tylko duże, globalne firmy. Zastanawiam się nad tym, czy podatków nie będę płacił w innym mieście.

Nie zawsze mówi się dobrze o Łodzi. Jednak czym Pana zdaniem nasze miasto może się pochwalić?

Szkołą filmową, kiedyś sportowymi sukcesami. Taki Widzew jako ostatni polski klub grał w Lidze Mistrzów.

Co by Pan zmienił w naszym mieście?

Kiedyś byłem jednodniowym prezydentem. Wtedy podjąłem trzy decyzje. Straż Miejska nie mogła przez trzy dni wystawiać mandatów. Chciałem, by w urzędach zostali zatrudnieni młodzi ludzie, a także by właściciele obiektów sportowych nie płacili podatku od nieruchomości. Teraz w pierwszej kolejności ograniczyłbym liczebność Straży Miejskiej. Nie bawiłbym się w budowanie na przykład trasy WZ, tylko najpierw naprawił te drogi, które są. Dopiero potem zająłbym się innymi przedsięwzięciami. Zrobiłbym wszystko, by młodzież stąd nie uciekała. By Łódź nie stawała się tylko sypialnią. Pomyślałbym o emerytach. Na przykład miasto prowadziłoby apteki, na których by nie zarabiało, a mogliby w nich kupować lekarstwa starsi łodzianie. Wiem, za jak wielkie pieniądze leki wykupuje moja mamusia. Człowieka mającego emeryturę z reguły na to nie stać. A sądzę, że na lekach zarabia się ogromne pieniądze.

Marzenia o takiej Łodzi się kiedyś się spełnią?

Bardzo bym chciał. Gdy przyjeżdżają do mnie znajomi to pokazuje im łódzkie rodzynki. Ale by pewnych rzeczy nie widzieli, to w drodze do tych perełek powinienem założyć im opaskę na oczy. Marzy mi się, by tej opaski nie trzeba było zakładać.
Rozmawiała Anna Gronczewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki