Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wittbrodt: Nauczyciele nie chcą pracować indywidualnie nawet z prymusami

Piotr Brzózka
Edmund Wittbrodt
Edmund Wittbrodt Grzegorz Mehring
Z prof. Edmundem Wittbrodtem, byłym ministrem edukacji, rozmawia Piotr Brzózka:

Z raportu Edukacyjna Wartość Dodana wynika, że ponad połowa łódzkich liceów to "szkoły wymagające pomocy" przy nauczaniu przedmiotów ścisłych. Niewiele lepiej jest, jeśli chodzi o humanistyczne. Wygląda na to, że jest się czym martwić.
Trudno uogólniać. Według innego raportu, biorąc pod uwagę trzy kryteria - test PISA, umiejętności myślenia matematycznego 10-latków i 15-latków - Polska plasuje się na czternastym miejscu na świecie. To pokazuje, że wcale nie jest tak źle. Edukacyjna Wartość Dodana to tylko jeden z parametrów służących do oceny szkół. Oczywiście, źle się dzieje, jeśli ten wskaźnik jest słaby. On pokazuje, co w danej szkole nauczyciele robią z uczniami, czy marnują talenty czy jej rozwijają. Nawet jeżeli przychodzą słabsze na starcie dzieci, to rolą szkoły jest poradzić sobie z nimi, żeby nauczyła ich więcej, niż przeciętnie się to robi. Jeśli tak nie jest, to znaczy, że nauczyciele sobie nie radzą, szkoła potrzebuje pomocy, wymaga zmian. Trzeba się zastanowić nad kondycją nauczycieli, czy są dobrze przygotowani do pracy, co sprawia, że nie mają wyników. Trzeba się zastanowić, jak im pomóc. Bo nawet jeśli młodzież na koniec liceum osiąga dobre wyniki w porównaniach zewnętrznych, ale równie dobre miała już do szkoły przychodząc, to znaczy, że od tych uczniów można było uzyskać znacznie więcej.

Mówiąc o rozważaniach nad kondycją nauczycieli, ma Pan na myśli wymianę kadry?
Niekoniecznie. W pierwszej kolejności trzeba spróbować im pomóc, podać wzory.

Kto miałby to zrobić?
Jest zawsze organ prowadzący szkoły. Wnioski powinny wyciągać gminy. U nas w Gdańsku to robi miasto, odpowiednie osoby, w porozumieniu z kuratorem. Potem adresuje się do nauczycieli specjalne programy, podpowiada, co nauczyciele powinni zmienić w pracy, żeby mieć lepsze wyniki. Ale jeśli to nie pomoże, wtedy trzeba wymieniać kadrę.

Czy w naszych liceach pracuje się w ogóle z młodzieżą słabszą?
Szwankuje indywidualna praca z uczniami, ze słabymi w szczególności. Jeżeli nauczyciel będzie współpracował z prymusami, to przynajmniej spłynie na niego część splendoru za ich wyniki, a to może zaważyć na jego awansach, nagrodach. Z pracy ze słabszymi niewiele będzie miał. Ale praktyka pokazuje, że nawet talentami nauczyciele nie chcą się zajmować. Mamy program Zdolni z Pomorza, szukamy nauczycieli, którzy byliby zdolni po przeszkoleniu zająć się indywidualnie najlepszymi uczniami. Okazuje się, że zainteresowanie jest niewielkie, trzeba trochę nauczycieli przymuszać. A spodziewałbym się, że w sytuacji, gdy w Polsce mamy 70 proc. nauczycieli dyplomowanych i 20 proc. mianowanych, oni sobie będą radzić.

Z czym jest większy problem, z nauczaniem przedmiotów ścisłych czy humanistycznych?
Ścisłych. Widać w różnych testach, że z humanistycznymi radzimy sobie lepiej i jest większy postęp. Jeżeli zaś chodzi o ścisłe, testy PISA pokazują, że jest nieco lepiej z matematyką, ale wciąż dużo gorzej niż w innych krajach. To jest związane z przygotowaniem nauczycieli do wyjaśniania problemów nauk ścisłych. Zawsze to jest cecha indywidualna nauczyciela, czy potrafi pokazać, po co to liczymy, co z tego wynika. Ale to co zazwyczaj widzę, to jest nauczanie pamięciowe. Jak ktoś się nauczy regułek i ich nie zapomni, to zda. Tymczasem istota jest w rozumieniu. Jeżeli uczeń czuje problem, jest on dla niego logiczny, to on nie musi pamiętać formułek, sam do tego dochodzi, matematyka staje się przyjemnością. Chodzi o to, żeby pokazywać zastosowanie matematyki i jej rozumienie na przykładach z życia. Takiego uczenia brakuje w szkole, nauczyciele nie potrafią tego zrobić.

Nauczyciele akademiccy, przejmujący młodzież po maturze, narzekają też na poziom wykształcenia humanistycznego, widząc w tym m.in. konsekwencje testowego systemu oceniania uczniów.
Jeżeli nauczyciel uczy pod testy, to źle. A często tak się dzieje. Wtedy wszystkie ujemne skutki się uzewnętrzniają. Jeżeli wszystko ma się opierać na testach, to nauczyciel prędzej czy później w taką ścieżkę wejdzie, żeby mieć wyniki. Mniej istotne stanie się, jak młody człowiek myśli, interpretuje, tylko co zapamiętał i czy w odpowiedniej kratce postawi odpowiedni znaczek. Dlatego test powinien być tylko jednym z elementów sprawdzających.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki