Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Łaszkiewicz: Zablokowano mi start na prezesa zarządu łódzkiego lotniska...

rozm. Marcin Darda
Wojciech Łaszkiewicz: Jeśli ze strony pani prezydent pojawi się propozycja jakiegoś stanowiska, to będziemy o tym w PSL dyskutować
Wojciech Łaszkiewicz: Jeśli ze strony pani prezydent pojawi się propozycja jakiegoś stanowiska, to będziemy o tym w PSL dyskutować Krzysztof Szymczak
Nie chodziło mi o to, by startem na prezydenta Łodzi wylicytować stanowisko prezesa lotniska. Decyzję o starcie podjąłem, gdy Przemek Nowak był jeszcze wśród żywych - mówi Wojciech Łaszkiewicz w rozmowie z Marcinem Dardą.

I po co Panu ten start na prezydenta Łodzi? Nie szkoda pieniędzy?
Pieniądze to oczywiście ważna rzecz, ale przemijająca. Raz są, a raz ich nie ma. A ponieważ mój temperament polityczny nie pozwala mi przejść obojętnie obok wyborów, a pojawiła się okazja, by odświeżyć pamięć o sobie. PSL jest aktualnie moją partią i gdy mi zaproponowano start, bo jestem właściwym kandydatem, dałem się skusić. Jednak chciałbym coś dla Łodzi zrobić, nawet w kwestii werbalnej, coś komuś podpowiedzieć. No i nawet gdybym nie wygrał, to przejdę do historii.

A ja myślę, że chodzi po prostu o tę mało wyrafinowaną i tradycyjną strategię PSL, "czyli poprzemy prezydent z PO przed drugą turą i dostaniemy za to jakiś fajny stołek".
Być może moi kierownicy w partii o czymś takim myślą, ale nigdzie nic takiego oficjalnie nie padło. Natomiast Janusz Piechociński wspominał raczej o solidnym przetarciu przed wyborami parlamentarnymi w Łodzi, bo PSL chce tu zdobyć mandat posła. Piechociński w ogóle myśli o przekształceniu PSL ze związku zawodowego rolników w partię także miejską i ogólnonarodową. W przypadku mojej kandydatury i mojej prowieniencji politycznej sens jest zatem taki, by zmienić trochę twarz PSL, odkleić od partii etykietkę elektoratu tylko wiejskiego i wyrwać trochę miejskiego.

Tak, tylko że PSL na początku zastanawiało się nad poparciem prezydent Hanny Zdanowskiej od razu, bez wystawiania kandydata. A skoro stało się inaczej, to wniosek jest taki, że chodzi o wytargowanie jakiegoś stołka.
Jeżeli pojawi się taka propozycja ze strony pani prezydent i PO, w co zresztą wątpię, to będzie dyskutowana. Powiem więcej, była też dyskutowana kwestia, czy od razu pójść do PO z taką propozycją, ale przecież zdrowy polityczny rozsądek nakazuje sprawdzić się w tym superteście, jakim są wybory i to w nowej odsłonie, takiej chadecko-ludowej. Stąd nasza próba uwiedzenia elektoratu miejskiego.

Uwieść będzie wam ciężko. Pana poprzednik w roli kandydata na prezydenta Łodzi nawet procentu głosów tu nie uzbierał.
Ale kampania Adama Fronczaka polegała na jednym spotkaniu i kilku billboardach. A ja jestem ambitniejszy, szykuję parę wydarzeń, które powinny zwrócić na mnie uwagę, poza tym mam w Łodzi swój elektorat, choć niewielki, to jednak stały. Te szable podniosą się w mojej sprawie.

A nie lepiej byłoby startować w konkursie na prezesa łódzkiego lotniska? Rada nadzorcza ogłosiła konkurs, a Pan był kiedyś wiceprezesem.
Myślę, że to nie rada nadzorcza, a pani prezydent poszukuje prezesa lotniska. (śmiech)

To chyba jeszcze lepiej. Gdyby Pan teraz złożył aplikację i poparł Zdanowską...
Ależ ogłaszając ten konkurs tak pospiesznie na skutek tragicznej śmierci Przemka Nowaka, zablokowano mnie. Idąc teraz na lotnisko, a nie po wyborach, po prostu straciłbym twarz.

Bo wyszłoby, że cały ten Pana start na prezydenta był ukierunkowany na stanowisko prezesa lotniska?
Dokładnie tak. Ale żeby nie było niejasności: ja zdecydowałem się na start, gdy Przemek Nowak był wśród żywych i nawet gratulował mi tego pomysłu.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Po wyborach mógłby Pan zostać choćby dyrektorem ds. marketingu i sprzedaży, przecież zwalnia się posada. Oczywiście, za poparcie pani prezydent i przy założeniu, że sięgnie Pan po więcej niż 1 proc. poparcia.
Cóż, kiedyś się tym zajmowałem, a mam świetne kontakty w branży. Szczerze jednak mówiąc, dyrektor marketingu... Powiedzmy, że zjechałbym bardzo w dół.

To nie chodzi o dobro lotniska, tylko o Pańskie ambicje osobiste?
Chodzi o dobro lotniska, powiem zatem, że chętnie doradzę nowemu prezesowi lotniska, ale oczywiście za sowitym wynagrodzeniem.

Coś jednak na rzeczy jest. Lotnisku wiedzie się kiepsko, a Pan, były wiceprezes i konkurent obecnej prezydent, nawet półsłówkiem nie zabrał jeszcze głosu w kampanii na ten temat, nie mówiąc już o krytyce.
Kiedy ja byłem wiceprezesem i zajmowałem się siatką połączeń, tych połączeń było sporo. Oczywiście, był też lepszy trend na rynku, który pomagał, ale sam połączeń nie naganiał. Kiedyś jednak skrytykowałem panią prezydent, no może nie wprost, bo skrytykowałem sytuację zarządu, który chyba niezbyt zręcznie namawiał ją do wsparcia. Ja miałem takie wsparcie od prezydenta Kropiwnickiego, któremu na lotnisku bardzo zależało. Było mi dzięki temu łatwiej, ale wkładałem w pracę mnóstwo inwencji, by pasażerowie mieli choć skromny, ale jednak wybór. Ten wybór teraz jest, ale bardzo skromny w porównaniu z moimi czasami.

To znaczy, że Hannie Zdanowskiej nie zależy na lotnisku?
Ma wiele innych problemów, rozpoczęła wielkie inwestycje drogowe, które moim zdaniem są średnio trafione. Przyjemnie się jedzie trasą Górna, ale bez wschodniej obwodnicy Łodzi, czyli autostrady A1, ta trasa sprowadza potężny ruch na Jana Pawła II i Włókniarzy. Mieszkam niedaleko, zatem odczuwam to. A wracając do lotniska... Ono nie jest dobrze skomunikowane z resztą kraju. Gdy będzie, to na pewno szefowi marketingu będzie łatwiej. Jest jeszcze parę rzeczy w infrastrukturze lotniska do zrobienia, niezbyt grubych, ale niezbędnych do tego, by szefowie operacyjni linii brali nas jako główne lotnisko zapasowe dla Warszawy czy Krakowa. Łódź jest świetnie położona, ale nie skomunikowana. Gdyby miastu na tym zależało, to lobbowałoby do upadłego. Ja to robiłem. Nawet dość swobodnie obiecane w kampanii wyborczej 50 mln zł przez Jarosława Kaczyńskiego w końcu żeśmy wyegzekwowali i one wylądowały na lotnisku. Trzeba po prostu chcieć i mieć trochę sprytu.

Za to Hanna Zdanowska w dosyć ostrych słowach stwierdziła, że lotnisko jest źle rozplanowane. Nie czuje się Pan spoliczkowany? To kamień w stronę ekipy Jerzego Kropiwnickiego, czyli Pana. Pani prezydent zapewne w tej sytuacji skorzystała z jakiejś PR-owskiej podpowiedzi. Musiała to z siebie zrzucić, prawdopodobnie nie miała wyjścia, zresztą na jej miejscu chyba też zwaliłbym wszystko na poprzedników. Przypomina mi w tym wszystkim prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz, która zawsze przy okazji jakichś zarzutów rzuca piskliwe "To nie ja, to nie ja, to oni." Głupia to strategia. Zatem uważam, że serce jej takiej strategii nie podpowiedziało, podpowiedział to pani prezydent ktoś z jej najbliższego otoczenia i musiała tak zrobić.

No to na jaki wynik Pan liczy? Bo eurowybory w Łodzi także pokazały, że bariera 1 proc. to dla was sufit. Pan powiada, że ma tu własny elektorat, na ile zatem szacuje Pan swoje poparcie?
Zaryzykuję, wierząc w swoją szczęśliwą gwiazdę, że będzie to dosyć znaczący wynik...

No wie Pan... W przypadku kandydata PSL w Łodzi 2 proc. to byłby wynik o ponad 100 proc. lepszy niż w ostatnich elekcjach, tylko, że nie byłby to raczej wynik "znaczący".
Myślę raczej o wyniku gdzieś w okolicach naszych czerwonych braci z SLD. Czyli 6-7 proc. Jak na PSL w Łodzi to ostro zalicytowałem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki