Mariusz Leśniewski mieszka we wsi Goślub. Do niedawna utrzymywał się z uprawy i sprzedaży warzyw. Dziś nie widzi w tym przyszłości. - Gospodarstwo przejąłem od rodziców w początku lat 90. Wtedy areał wynosił 7,5 ha. Hodowałem krowy mleczne, ale ze względu na zmniejszającą się opłacalność zrezygnowałem z produkcji mleka. Zająłem się uprawą warzyw i zbóż - opowiada.
Jedna trzecia powierzchni areału gospodarstwa w Goślubiu tu uprawa pszenicy i pszenżyta.
- Pszenżyta mam 5 ha, a pszenicy 4 ha upraw. Plony pszenżyta jarego to 5 ton z hektara, a pszenicy jarej nawet 7 ton. To sporo. Jakość zbóż też jest dobra, więc większą część sprzedaję do młyna w Woli Branickiej - opowiada Leśniewski.
Mariusz Leśniewski: - Co z tego, że moje gospodarstwo jakoś prosperuje, skoro już wiem, że nie będę mieć następców
Problem to brak następców.
- Moje dzieci nie planują poświęcić się gospodarce. Chcą się uczyć lub pracować w mieście, co sprawia, że sam muszę doglądać upraw. Człowiek się starzeje, staje się to niebezpieczne dla zdrowia. W ten sposób gospodarstwo kurczy się i zmniejsza produkcję - ubolewa rolnik.
W wioskach gminy Piątek oraz okolicznych gmin takich gospodarstw jest znacznie więcej.
- Tylko 2 lub 3 utrzymują się z własnej produkcji rolnej. Reszta to sypialnie dla młodych ludzi pracujących w Zgierzu lub Łodzi. W naszej wsi mieszkają praktycznie tylko starsi rolnicy, którzy nigdzie nie chcą się przeprowadzić. Nie ma kto prowadzić i rozwijać gospodarstw. To powolny koniec takich wiosek jak Goślub - mówi Mariusz Leśniewski.
Wieś Wytrzyszczki w gminie Parzęczew jeszcze kilka lat temu była miejscowością typowo rolniczą. W każdym gospodarstwie rolnicy mieli trzodę, bydło mięsne i mleczne. Dzisiaj zaledwie dwóch rolników zajmuje się zawodowo produkcją mleka i mięsa. Jednym z nich jest sołtys Krzysztof Strąkowski, który wraz z żoną Jolantą - zootechnikiem, prowadzi hodowlę tuczników oraz krów mlecznych.
- Ale jesteśmy tu praktycznie jedyni. Brak stabilności w produkcji tuczników oraz niskie ceny mleka, jakie mieliśmy na naszym rynku jeszcze dwa lata temu, spowodowały masowe odchodzenie rolników od hodowli zwierząt gospodarskich - mówi Strąkowski.
W podobnej sytuacji jest Józef Wojtyniak z Woli Grzymkowej w gminie Aleksandrów Łódzki, który gospodaruje wraz z żoną na ponad 9 ha ziemi uprawnej klasy V i VI. Wojtyniakowie hodują krowy mleczne z przeznaczeniem na odchowanie i sprzedaż jałówek oraz byczków.
- Nasz jedyny syn wyjechał za granicę i nie interesuje go gospodarstwo. A mamy już oboje ponad 70 lat i coraz mniej sił. Poza tym zbyt mały areał ziemi by utrzymać większe stado krów. Jeszcze parę lat temu mieliśmy trzymaliśmy w oborze pełną obsadę stanowisk od 8 do 10 krów i produkowaliśmy mleko, które sprzedawaliśmy do mleczarni w Aleksandrowie. Jednak czasy się zmieniły, mleczarni już nie ma, a my musieliśmy zrezygnować z produkcji mleka - opowiada Józef Wojtyniak.
Rolnik nie widzi szans na rozbudowę czy modernizację swojego gospodarstwa. - Nie stać nas na zwiększenie stada krów czy rozbudowę obory. Ze względu na wiek i małe możliwości produkcyjne nie będziemy również brać kredytu - mówi z żalem.
Sytuacja w gospodarstwie Wojtyniaków jest podobna do sytuacji wielu mniejszych gospodarstw w okolicach Aleksandrowa Łódzkiego.
- To szerszy problem, który dotyczy wielu gospodarstw. Takie gospodarstwa nie mające następców z niewielkim areałem ziemi i małą ilością zwierząt hodowlanych wegetują, nie mogąc inwestować we własny rozwój z powodu braku możliwości finansowych - mówi Józef Wojtyniak.
Źródło: Dziennik Łódzki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?