Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystkich Świętych 2015. Są takie cmentarze, których czas przemija

Dariusz Piekarczyk
W Szadku o tym, że był tam cmentarz ewangelicko-augsburski, świadczy między innymi zrujnowany grobowiec Jerzego Karola Kurnatowskiego
W Szadku o tym, że był tam cmentarz ewangelicko-augsburski, świadczy między innymi zrujnowany grobowiec Jerzego Karola Kurnatowskiego Krzysztof Kaniecki
Nagrobki mchem otulone, zapadnięte w ziemię, nieczytelne tablice epitafijne, ścieżki różnorakim zielskiem zarośnięte, przygarbione krzyże, jakby pragnęły zapaść się pod ziemię. Tak wyglądają cmentarze w naszym regionie, które nie miały szczęścia i ich czas też przemija

Zapomniane cmentarze, gdzie rzadko ktoś zagląda. Jeśli już, to najczęściej przypadkiem. Są także w regionie łódzkim.Na pozostałości takiego cmentarza natrafiamy w Warcie. Dziś w miejscu, gdzie były pochówki, jest boisko do gry w piłkę nożną, ale mało kto gra tu w piłkę.

- Jak są mocniejsze opady deszczu, to czasem ziemia odsłania przedmioty po zmarłych, kości - mówi Tadeusz Żak, historyk regionalista z Warty. - O, proszę popatrzeć, mam tu różaniec, scyzoryk, pudełeczko. Historia tego cmentarza, a raczej cmentarzyka, którego nie ma, rozpoczyna się w roku 1940.

Niemcy zwozili tu szczątki żołnierzy, nie tylko swoich, poległych w czasie walk nad Wartą we wrześniu 1939 roku. Wcześniej była tu żwirownia. - Bodajże w roku 1952 żołnierze Armii Czerwonej przyjechali trzema ciężarówkami, na których byli jeńcy niemieccy. Rozpoczęła się ekshumacja, ale Rosjanie otoczyli szczelnie teren. Szczątki pochowanych wywieziono w niewielkich skrzyniach. Nie zrobiono jednak tego dokładnie - mówi Tadeusz Żak. - Każdego 1 listopada palę tu, nie tylko ja zresztą, znicze.

W okolicach Warty jest jeszcze, zupełnie zapomniana, mogiła około 80 żołnierzy niemieckich, którzy zginęli tu w styczniu 1945 roku. Niewiele osób o niej wie, bo w tym miejscu jest teraz wysypisko śmieci. Jakieś 800 metrów od tego miejsca jest z kolei mogiła 12 osób, 10 folksdojczów z terenu gminy Warta i dwóch żołnierzy niemieckich. - Ta mogiła jest na terenie bagnistym. Trudno tam wejść. Próbowałem zimą, ale bezskutecznie. Miejscowi z niechęcią mówią o tym grobie - dodaje historyk.

Do zaniedbanych cmentarzy można zaliczyć dawny cmentarz ewangelicki w Holendrach w gminie Zapolice. Data jego powstania jest nieznana, jednak znajdują się tam nagrobki, pamiętające XIX wiek, a najmłodszy lata 50. XX wieku. Jest też kilka grobów folksdojczów z czasów drugiej wojny światowej. Cmentarz położony jest w lesie na południe od wsi, za dawną szkołą. Jest na nim w sumie kilkadziesiąt nagrobków i ziemnych mogił. Tylko na nielicznych widać kwiaty i znicze. Inne są całkowicie zniszczone. Całość porasta wysoka trawa i zarasta las. W centralnym punkcie stoi duży drewniano-metalowy współczesny krzyż z figurą Chrystusa.

Na cmentarz przy ulicy Górniczej w Łęczycy niewielu ludzi zagląda. Straszą obrośnięte mchem nagrobki czy potłuczone tablice zabytkowych grobów. Powstanie cmentarza datuje się na lata 40. XIX wieku i związane jest z osadnictwem niemieckich kolonistów. Społeczność ewangelicka odgrywała wtedy ważną rolę w życiu gospodarczym Łęczycy. Po drugiej wojnie światowej cmentarz utożsamiany był z Niemcami i długo nosił piętno cmentarza niemieckiego. W tym okresie społeczność ewangelicka w Łęczycy zmniejszyła się. Wielu mieszkańców sądziło, że na cmentarzu pochowani są żołnierze niemieccy, którzy mordowali Polaków. Młodzież często plądrowała groby.

Dopiero na początku lat 90. XX wieku Mirosław Pisarkiewicz, były nauczyciel szkoły podstawowej i gimnazjum w Łęczycy, zorganizował akcję sprzątania nekropolii. Na cmentarzu pochowano m.in. Adama Szuberta (zmarł w 1844 roku) uczestnika bitwy pod Raszynem, naczelnika powiatu łęczyckiego, bliskich Jadwigi Grodzkiej czy bogatych przedsiębiorców. Jest tu także zniszczona kwatera żołnierzy, poległych podczas pierwszej wojny światowej.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Jadąc z Uniejowa w stronę Dąbia, w lesie po lewej stronie można dostrzec XIX-wieczną cerkiewkę. To grobowiec rodzinny Tollów z 1885 roku. Ten unikatowy zabytek prawosławnej kultury dziś jest turystyczną atrakcją. Skąd wzięło się to niecodzienne jak na nasz region miejsce pochówku pod Uniejowem? W czasie zaborów właścicielem pobliskiego Orzeszkowa został generał Toll, w nagrodę za zasługi przy tłumieniu powstań. Otrzymał folwark i wieś, co spowodowało długotrwałe zatargi spory z mieszkańcami wsi.

Zarządzaniem dóbr zajął się syn generała - hrabia Aleksander Toll. Pomimo wspomnianych konfliktów, Orzeszków zawdzięcza rodzinie Tollów wybudowanie pałacu, budynków towarzyszących i rowów melioracyjnych. Równocześnie rozwinęło się rzemiosło, świadczące usługi na rzecz folwarku. Eugeniusz Toll, syn Aleksandra, rozumiejąc trudną sytuację miejscowej ludności, jeszcze przed pierwszą wojną światową rozpoczął parcelację majątku. Rodzina Tollów na stałe związała się z tymi terenami, gdyż Aleksander, jego żona oraz synowa spoczęli w leśnym grobowcu, zwanym cerkiewką. Ten nietypowy grobowiec w formie dwukondygnacyjnego mauzoleum na planie greckiego krzyża obsadzono kręgiem dębów w odległości około dwustu metrów na zachód od trasy Uniejów - Dąbie.

- Przy wyjeździe ze Świątkowic w stronę Lututowa znajdują się resztki cmentarza ewangelickiego - mówi doktor Tadeusz Olejnik, historyk regionalista z Wielunia. - Pochowani są tam ewangelicy, którzy mieszkali na tym terenie.

- Cmentarz, znajdujący się w Swobodzie koło Świątkowic, powstał zapewne w połowie XIX wieku. W tym regionie mieszkali kolonizatorzy niemieccy, głównie w Lututowie oraz okolicznych miejscowościach - opowiada Jan Książek, dyrektor Muzeum Ziemi Wieluńskiej. - Te ziemie wchodziły w skład Prus Południowych. W Swobodzie działała nawet szkoła ewangelicka. Dla mnie ten leśny cmentarzyk to miejsce magiczne. Dlaczego? Spotykamy tam połamane krzyże, zniszczone nagrobki, ale także takie, gdzie ktoś przychodzi, bo są kwiaty, palą się znicze. I pomyśleć, że ktoś je kiedyś stworzył, dotykała je ludzka ręka. Groby znajdują się między drzewami, tworząc niesamowitą wręcz scenerię. Jednym słowem: memento mori.

W regionie wieluńskim szczątkowo zachował się jeszcze cmentarz ewangelicki w Krzeczowie oraz Józefowie koło Grąbienia. Czynny jest cmentarz w Wieluniu.

Zapomniany cmentarz jest też w Łowiczu. To cmentarz prawosławny przy ulicy Listopadowej, będący jednocześnie najstarszą nekropolią w mieście. Powstał w roku 1820 dla łowickich parafii katolickich św. Ducha i Katedralnej. Z tego czasu zachował się wystawiony w 1829 roku nagrobek napoleońskiego pułkownika, kawalera Krzyża Kawalerskiego Virtuti Militari, uczestnika bitwy pod Lipskiem Józefa Rzodkiewicza.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

W 1836 roku cały cmentarz został przejęty przez Rosjan i od tej pory służył im aż do końca XX wieku. Pochowano na nim ponad trzy tysiące osób, między innymi burmistrza Łowicza Sergiusza Kazancewa czy wybitnego fotografika Igora Russela. Do czasów dzisiejszych zachowało się zaledwie kilkadziesiąt nagrobków, które w przeważającej mierze zostały zdewastowane. Wśród nich ocalały zabytkowe dziewiętnastowieczne neoklasycystyczne i secesyjne nagrobki, stworzone między innymi przez warszawskich rzeźbiarzy, wykonujących na co dzień swoje prace na warszawskich Powązkach.

- W rejonie Bełchatowa jest ponad 30 zapomnianych cmentarzy i cmentarzyków - mówi Maciej Kuszneruk, autor publikacji „Zapomniane cmentarze w okolicach Bełchatowa”. - W większości są to cmentarze ewangelickie wiernych wyznania luterańskiego oraz braci czeskich. Potomkowie tych ostatnich mieszkają do dziś w Zelowie. Są to małe cmentarzyki przy wsiach, gdzie nie mieszkają już ewangelicy, bo uciekli na początku roku 1945, kiedy wchodziła Armia Czerwona, bądź zostali wysiedleni. Po wojnie większość nagrobków rozgrabiono. Były przypadki, że przekopywano cmentarz, jak chociażby w Kolonii Łuszczanowice, gdzie podczas budowy Bełchatowskiego Zagłębia Węglowego wjechała koparka i brutalnie przekopała cmentarz. Były też rabunki. Miejscowa ludność wiedziała, że ewangelicy chowali się na bogato - kobiety w biżuterii, mężczyźni zabierali do trumny zegarki. Rozkopywano więc mogiły. Kradziono także nagrobki marmurowe bądź kamienne. Używano ich potem jako budulca. Do dziś, choćby w Zelowie, stoją domy, gdzie w ścianach są kawałki nagrobków. Posuwano się nawet do tego, że wysadzano w powietrze nagrobki, używając do tego amunicji karabinowej, pochodzącej z nabojów. Z kolei z piaskowca, który w naszym regionie rzadko bywał, miejscowi robili osełki. Czasem rabowano nawet drzewa, bo na cmentarzach ewangelickich często rosły wiekowe dęby. Dodam, że ostatni faza grabieży, czy lepiej powiedzieć szabru, przeszła przez te nekropolie w latach 80-tych XX wieku. Dlatego między innymi, niewiele cmentarzy ewangelickich zostało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki