Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystkie grzechy Sylwestra Cacka, czyli dlaczego Widzew bankrutuje

Paweł Hochstim
Krzysztof Szymczak
Osiem lat temu chciał budować wielki Widzew. Dzisiaj klub pada, bo choć Sylwester Cacek włożył w niego miliony, to popełnił dziesiątki błędów.

- Najważniejsze jest równoważenie budżetu. Mając nawet mniejsze środki w Polsce można rywalizować z bogatszymi klubami. Ale nie można wydawać więcej, niż się ma - mniej więcej te słowa Sylwester Cacek powtarzał w każdym momencie swojego zaangażowania w Widzew. Niestety - nigdy się do nich nie stosował, bo przez lata dorzucał do klubu swoje prywatne pieniądze, a, gdy przestał, Widzew popadł w kłopoty.

Przez wszystkie lata swojej działalności w Widzewie - w czwartek minęło osiem lat od dnia, w którym został większościowym akcjonariuszem Widzewa - Cacek włożył w klub miliony i, poza pojedynczymi meczami, nie zanotował ani jednego sukcesu sportowego, bo przy tych nakładach trudno za sukces uznać awans do ekstraklasy, czy zajęcie w nim dziewiątego miejsca. Piłka nożna okazała się dla właściciela Widzewa trudnym biznesem, choć słowo "biznes" nie bardzo tu pasuje. "Kosztowne hobby"? Też raczej nie, bo po działalności Cacka nigdy nie było widać, by prowadzenie Widzewa sprawiało mu jakąś radość.

Widzew Łódź. Wilczyński będzie walczył o licencję dla klubu

Sam właściciel łódzkiego klubu twierdzi, że wpompował w Widzew minimum 60 milionów złotych i jest to kwota realna, bo w łódzkim klubie przez długi czas żyło się ponad stan, a wysokie kontrakty przyciągały w Al. Piłsudskiego wielu piłkarzy i menedżerów. To oni zrobili na Cacku najlepszy interes, bo przez osiem lat przez Widzew przewinęła się wielka grupa piłkarzy, spośród których wielu było przepłaconych. Nazwisk przykładów wręcz patologicznych było bardzo wiele. Ale o nich później...

Skąd się wziął Sylwester Cacek? To pytanie przez ostatnie lata zadawali sobie nie tylko piłkarscy kibice, ale i obserwatorzy polskiego biznesu. W latach osiemdziesiątych był nauczycielem ZPT w liceum w Piasecznie i aktywnie działał w harcerstwie, gdzie pełnił rolę harcmistrza. Biznesem zajął się jeszcze przed transformacją ustrojową, gdy zarobione na Zachodzie pięć tysięcy dolarów zainwestował w sklep z zabawkami w Górze Kalwarii, a później pośredniczył w kredytach na sprzedawany przez siebie sprzęt RTV.

Nie doszło do spotkania Sylwestra Cacka z Wiesławem Wilczyńskim

Z czasem zaczął pośredniczyć przy kredytach na samochody używane, aż wykupił dolnośląski Cuprum Bank i stał się bankierem. A później sprzedał bank za 500 milionów - tak w skrócie wyglądała jego droga zawodowa, choć teorii spiskowych nie brakuje...

Gdy przejmował Widzew z rąk Zbigniewa Bońka i Wojciecha Szymańskiego wydawał się być dla łódzkiego klubu zbawcą. Rzutki, bogaty, ambitny - tak o nim mówiono. Na dzień dobry zapowiedział, że Widzew będzie wielkim klubem, a on sam wybuduje stadion. Od miasta potrzebuje tylko ziemi pod budowę. "Budujemy Wielki Widzew" - tej treści napis pojawił się na scenie jednego z łódzkich teatrów, gdzie zorganizowano uroczystość, podczas której Cacek oficjalnie stał się głównym udziałowcem Widzewa. Kilka miesięcy później miał już w swoich rękach sto procent akcji Widzewa. Co wyszło z tej budowy? Dzisiaj niestety to widać...

Sylwester Cacek miał budować wielki Widzew. Swoją misję kończy w brzydkim stylu

Cacek w Widzewie otoczył się ludźmi z najbliższej rodziny i dawnymi współpracownikami. Jego pierwszym grzechem było wycięcie w pień niemal wszystkich pracowników, których odziedziczył po Bońku. Zwolnienie prezesa Władysława Puchalskiego można oczywiście zrozumieć - to stanowisko, gdzie trzeba mieć zaufanego pracownika - ale Cacek wymienił niemal całą ekipę. Nie ostał się nawet wieloletni kierownik drużyny Tadeusz Gapiński, legenda klubu. To był jeden z najcięższych widzewskich grzechów Cacka. Do tego postawił wysoki płot wokół stadionu, posadził strażnika w budce i właściwie wszystkim zabronił wstępu do klubu. Z klubu, w którym panowała rodzinna atmosfera Widzew stał się korporacją. Był jak bank, złośliwi powiedzą, że z dzurawą kasą, bo Cacek ciągle musiał do niej wrzucać. Satysfakcję miał właściwie tylko jedną - spełnił marzenie syna...

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Dziś mało kto o tym pamięta, ale przez długi czas to Mateusz Cacek, a nie jego ojciec realnie rządził klubem, oficjalnie w randze wiceprezesa. To wtedy Cacek musiał najwięcej dokładać z własnych pieniędzy, bo to wtedy popełniono najwięcej transferowych błędów. Dość powiedzieć, że niemal wszyscy piłkarze, którzy opuszczali Widzew robili to po zakończeniu kontraktów, a ledwie na kilku łodzianom udało się zarobić.

Widzew Łódź dostanie licencję na grę w 2. lidze? Sądny tydzień dla przyszłości klubu

Przypomnijmy choćby nazwiska Riku Riskiego, czy Bogdana Stratona, którzy zarabiali wielkie pieniądze, ale byli kompletnie bezużyteczni. Takich ludzi w Widzewie było więcej, a i ci potrzebni byli przepłacani. Wystarczy przypomnieć kilkudziesięciotysięczne zarobki Macieja Mielcarza, który w wieku trzydziestu lat dostał do podpisu... pięcioletnią umowę gwarantującą mu olbrzymie dochody.

Dziś, gdy w klubie - oficjalnie - brakowało siedmiu tysięcy złotych by pojechać na mecz do Lubina trudno sobie to wyobrazić, ale właśnie rozrzutność była jednym z największych grzechów Sylwestra Cacka i jego ekipy. Pamiętacie choćby występ orkiestry genewskiej z okazji setnej rocznicy założenia Widzewa?

Cacek miał niebywałą wiarę w doradczy głos Grzegorza Bakalarczyka, który przez lata miał wiele do powiedzenia w kwestiach sportowych. To Bakalarczyk, kiedyś niespecjalnie utytułowany trener, stał za wieloma decyzjami. On m.in. przesądził o zatrudnieniu Włodzimierza Tylaka w roli trenera i pozytywnie opiniował wiele transferowych niewypałów. Kolejne błędy nie spowodowały jednak, że Cacek przestał mu ufać.

Dobór trenerów - to kolejny z grzechów właściciela Widzewa, który przejął klub w czasie, gdy drużyną rządził Michał Probierz, jeden z najzdolniejszych polskich trenerów, który jednak miał wielką wadę - zatrudniał go Boniek... Zastąpienie Probierza Markiem Zubem brzmiało jak żart, ale niestety nim nie było...

W sumie Cacek w Widzewie miał dwunastu trenerów: Probierza, Zuba, Janusza Wójcika, Waldemara Fornalika, Pawła Janasa, Andrzeja Kretka, Czesława Michniewicza, Radosława Mroczkowskiego, Rafała Pawlaka (2 razy), Artura Skowronka, Tylaka i Wojciecha Stawowego. Jak na osiem lat zarządzania klubem to bardzo dużo, a część z nich nigdy nie powinna znaleźć się na widzewskiej ławce, jak choćby Zub, Wójcik, czy Pawlak. Zwłaszcza ten ostatni jest niezwykłym przykładem, bo był współwinnym dwóch spadków, a drużyna pod jego wodzą przegrała niemal wszystkie mecze, ale Cacek był z jego pracy zadowolony.

W niezykłych okolicznościach Cacek zwolnił trzech trenerów, do których pracy akurat zastrzeżeń mieć nie było można - Fornalika, Michniewicza i Mroczkowskiego. Ten pierwszy prowadził Widzew w rundzie jesiennej sezonu 2008/ 2009 na zapleczu ekstraklasy i zajął pierwsze miejsce w tabeli. Cackowi zamarzył się jednak bardziej medialny trener i zastąpił go Janasem, najdroższym trenerem w historii Widzewa. Z kolei zbyt duża medialność przeszkadzała szefowie Widzewa u Michniewicza, który osiągnął z Widzewem najlepszy wynik za czasów Cacka, bo zajął dziewiąte miejsce w ekstraklasie. Wprawdzie Widzew nie odważył się nie zaproponować przedłużenia umowy lubianemu przez kibiców trenerowi, ale zrobił to w taki sposób, by Michniewicz się nie zgodził. Jego następca - Mroczkowski - szybko pokazał, że można na niego liczyć, ale też podpadł szefowi, który w niewybredny sposób atakował go w mediach. I z Widzewa musiał odejść.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Cacek w czasie ostatnich ośmiu lat w Widzewie zdążył skłócić się właściwie ze wszystkimi - kibicami, byłymi piłkarzami, władzami miasta, Polskim Związkiem Piłki Nożnej, Łódzkim Związkiem Piłki Nożnej, innymi klubami i osobami, którym los klubu leży na sercu, jak choćby łódzki biznesmen Grzegorz Waranecki, który wielokrotnie pomagał Widzewowi. Cacek coraz częściej narażał klub na śmieszność, ale i sobie nie umiał poprawiać wizerunku, bo trudno korzystnie ocenić biznesmena z listy najbogatszych Polaków, który pozwala na to, by komornik licytował mu zegarek...

Zatrudnianie niekompetentnych ludzi musiało skończyć się upadkiem, chyba, że właściciel nadal zasilałby klubową kasę swoimi pieniędzmi. Widzew non stop przynosił straty, a przecież wcale tak być nie musiało. Jak jednak traktować poważnie klub, który przez blisko rok nie jest w stanie przygotować się do funkcjonowania bez własnego stadionu na czas budowy nowego obiektu.

Pracownicy Cacka tak przez wiele miesięcy negocjowali z władzami Piotrkowa Trybunalskiego, że w ostatniej chwili musieli błagać burmistrza Poddębic o wydanie zgody na grę w malutkiej Byczynie, gdzie do tego nie mogli zarabiać na sprzedaży biletów. Może lepiej byłoby grać na spełniającym wszystkie wymogi stadionie w Bełchatowie, ale skoro wcześniej Cacek atakował w mediach GKS krytykując zarządzanie klube, który w jego ocenie przepłacał piłkarzy, to nic dziwnego, że nikt tam nie chciał z nim współpracować.

To przykre, że Widzew, klub bez wątpienia z wielkimi osiągnięciami jak na polskie warunki dziś kojarzy się bardziej z dyrektorem sportowym, który siedząc na Teneryfie zaprzecza iż jest na urlopie, niż z piłką nożną. Który bardziej przypomina upadający cyrk, niż klub na którym wychowało się kilka pokoleń piłkarskich kibiców w Polsce. I winę ponosi za to właśnie Sylwester Cacek, który zrobił bardzo wiele złego, choć - trzeba o tym pamiętać - włożył w Widzew ogromne pieniądze. Dziś jego czas w łódzkim sporcie dobiega końca i szkoda, że nie potrafi przyznać się do błędów, bo to pozwoliłoby pewnie wielu ludziom spojrzeć na niego życzliwiej.

Nie jak na kibica Legii Warszawa, który wykończył Widzew, a może bardziej jak na człowieka, który wpakował kilkadziesiąt milionów złotych w zasłużony klub, ale nie udało mu się odbudować potęgi. Niestety, Cacek zapracował sobie w Widzewie na wizerunek człowieka, którego trudno jest lubić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki