Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystko jest ważne. Picasso i stare rachunki

Łukasz Kaczyński
Jasia Reichardt, krytyk sztuki, spadkobierczyni dorobku Themersonów.
Jasia Reichardt, krytyk sztuki, spadkobierczyni dorobku Themersonów. Łukasz Kaczyński
Stefan pracował do ostatniej chwili. Pod koniec życia podyktował Nickowi trzy teksty, które po polsku nie są jeszcze znane. Pierwszy był o jego młodości, dedykowany Kazimierzowi Askanasowi, przyjacielowi już z okresu dzieciństwa. Obaj mieszkali naprzeciw siebie na ulicy Grodzkiej w Płocku. Drugi tekst był o kinie, a trzeci o filozofii. Z Jasią Reichardt, krytykiem sztuki, spadkobierczynią dorobku Themersonów, rozmawia Łukasz Kaczyński

Jako kuzynka Franciszki w 1988 roku zaczęła Pani opiekować się spuścizną po Themersonach. Wcześniej opiekowała się także nimi samymi.

Ostatnie lata były bardzo ciężkie. Po śmierci Franciszki, albo Nick Wadley (malarz, historyk sztuki, wykładowca Chelsea School of Art - przyp. red.), albo ja pomieszkiwaliśmy ze Stefanem, który został sam. Przedtem bywaliśmy u nich co dzień. A Stefan pracował do ostatniej chwili. Pod koniec życia podyktował Nickowi trzy teksty, które po polsku nie są jeszcze znane. Pierwszy był o jego młodości, dedykowany Kazimierzowi Askanasowi, przyjacielowi już z okresu dzieciństwa. Obaj mieszkali naprzeciw siebie na ulicy Grodzkiej w Płocku. Drugi tekst był o kinie, a trzeci o filozofii.

Jak ocenia Pani wiedzę o dziele Themersonów? Nadal jest dostępna głównie środowiskom akademickim?

Jest pewne grono w Polsce, które interesuje się tematem. Kilka osób jest w Anglii, we Francji i Stanach Zjednoczonych też. Ale to nie jest sztuka przeznaczona dla il popolo, dla szerokiego grona. Chciałoby się, aby tak było, aby świadomość dzieła tej pary była większa, ale tak nie jest. Dlaczego? Dlatego, że to byli intelektualiści. Dlatego, że nie czuli się przynależni do jednego kraju, języka i miejsca. Stefan, gdy był we Francji pisał i tworzył po francusku. Jego pierwsza książka po angielsku "Bayamus" wyszła już w 1947 roku. Pisana była tuż po wojnie. Bardzo dobrze dawał sobie radę z językiem. Ale inaczej pisał po polsku, inaczej po angielsku. Te same jego książki są dostępne w kilku językach. Ale nie można mówić, że je tłumaczył. On pisał ich nową wersję. To był prawdziwy przekład.

Jak wyglądało opracowanie londyńskiego archiwum?

Zajęło mi to ponad dwadzieścia lat. Stale poszerzamy je o nowe publikacje, także te dotąd nieznane. Muzeum Książki Artystycznej w Łodzi wydało właśnie książkę dla dzieci, która nie ukazała się jeszcze nigdy. Od państwa Tryznów dostałam właśnie pierwszy egzemplarz. "Żółte, zielone, czerwone, niebieskie - niezwykłe przygody" pisana była w 1931 lub 1932 roku. Wiemy to po ilustracjach, które zrobiła oczywiście Franciszka. Widnieje przy nich inicjał FWT. "W" to panieńskie nazwisko Weinles, a przestała go używać może trzy lata po ślubie, który był w 1931. Książka odnaleziona została w mieszkaniu ich przyjaciółki, podczas przeprowadzki. Nie jesteśmy dobrzy w robieniu hałasu wokół archiwum i dopiero teraz zaczyna się zainteresowanie ich sztuką (śmiech).

Z domu Themersonów w Maida Vale archiwum zostało przeniesione do Belsize Park Gardens. Co w nim znajdziemy?

To sporych rozmiarów gabinet. Jest podzielony na cztery części, a każda zawiera po kilka tomów poświęconych listom i dokumentom, życiu Themersonów, dziedzinom sztuki, jakimi się zajmowali, także wydawnictwu Gaberbocchus. Jest i część poświęcona Gaberbocchus Common Room, który działał przy wydawnictwie. To było pierwsze taki miejsce w Londynie, gdzie naukowcy i artyści spotykali się razem i dyskutowali. Potem dopiero Institute of Contemporary Art rozpoczął podobną działalność. Trwało to dwa lata, aż Themersonowie zaczęli mieć problem z łączeniem wszystkich obowiązków. Mamy listę wykładów, jakie wygłoszono, i fotografie. Liczę, że ktoś to kiedyś wyda.

Jaki był ich styl życia? Żyli tylko swą sztuką odgrodzeni od świata...

Bynajmniej. Ale Anglia nie jest łatwym krajem. Można robić co się chce i nikt nie przeszkodzi. Często też nikt nie pomoże. Oczywiście zdarzali się ludzie zainteresowani ich pracą, a i małżonkowie odnosili pewne sukcesy. Ale na przykład Kurt Schwitters, wielki artysta, który był bardzo dobrze znany nim wylądował w Anglii, nie mógł się utrzymać.

Część dokumentacji z archiwum przekazała Pani Uniwersytetowi Śląskiemu...

Pan, który wziął nad nimi pieczę, został profesorem i chyba nie ma już tyle czasu. Szkoda. Te zbiory zostały trochę uśpione. Teraz część archiwaliów trafi do Płocka, rodzinnego miasta Stefana, gdzie jest wola utworzenia muzeum Themersonów. Oczywiście trafią tam zupełnie inne rzeczy niż te, które pozostaną w archiwum. British Library chciało przyjąć to archiwum, ale bez rachunków, całej tej księgowości Gaberbocchus Press. A to jest dwanaście pudeł.

Nie mają dla nich wartości?

A to jest historia wydawnictwa. Dla mnie każda książka ma swą biografię. Zaczyna się na przykład od listu z propozycją, potem są notatki, jest rękopis, maszynopis, makieta i tak dalej aż do recenzji i znów do księgowości, czyli sprzedaży i podobnych spraw. Stąd wiemy, że Themersonowie drukowali niektóre książki na kolorowych odpadkach papieru z drukarni. Potrafili to wykorzystać do swej sztuki. To fascynujące.

Skoro o książkach mowa, zachowała się też tak zwana księga wycinków, tak cenna dla Stefana.

Kolekcjonował w niej jeszcze przed wojną wycinki prasowe na temat polskich filmów awangardowych. Ja też zbieram wycinki, bo dzięki nim poznamy coś, czego nie ma w książce. Widząc wywiad z jakimś artystą w popularnej gazecie, nawet w piśmie dla kobiet, ja go wycinam. Bo w nim mówi się o czymś innymi niż w piśmie o sztuce. To jest interesujące, bowiem jest to historia w stanie czystym, która nie podlega wyborowi. Stefan mnie tego nauczył. Jako krytyk sztuki mówiłam mu, że ten albo inny artysta mi się nie podoba. "Dzisiaj ci się nie podoba" odpowiadał (śmiech). On nienawidził wszelkich klasyfikacji. Wiele się od nich nauczyłam, w tym sensie że pogląd na życie Themersonów obejmował wszystko.
Rozm. Łukasz Kaczyński

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki