Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory na prezydenta Łodzi. Co nam mówią kandydaci i jak rozszyfrować ich słowa?

Marcin Darda, Piotr Brzózka
Piotr Biliński. Tak apolityczny i tak rozsądny, że... nie budzi emocji
Piotr Biliński. Tak apolityczny i tak rozsądny, że... nie budzi emocji Krzysztof Szymczak
To już ostatnia prosta. Kandydaci na prezydenta Łodzi dosłownie strzępią sobie języki, by przekonać do siebie niezdecydowanych bądź przeciągnąć na swoją stronę stronników konkurencji. O czym najczęściej mówią w swoich narracjach?

Do wyborów pozostało:

W odróżnieniu od poprzednich wyborów, w tegorocznych startuje urzędujący prezydent. To ustawia przebieg kampanii. Hanna Zdanowska jest skazana na gloryfikację swojej prezydentury. Reszta, niezależnie od prezentacji własnych walorów, musi odwołać się do negatywnych instynktów i poczucia dezaprobaty. Stąd - może niezbyt ostry, ale jednak zauważalny - układ: ona jedna kontra ich ośmioro.

Zdanowska: nie jestem politykiem, tylko gospodarzem

W narracji Hanny Zdanowskiej na plan pierwszy wybija się kilka schematów. Po pierwsze, urzędująca prezydent roztacza aurę sukcesu wokół swoich dokonań, czego wyrazem wyborcze hasło "Zmieniam Łódź". Wsparciu tej tezy służyć może praktycznie każde wydarzenie, od remontu chodnika po nową inwestycję w mieście. "Spotkałam się w Marsylii z prezesem Airbus Helicopters" - mówi nienachalnie Zdanowska i nic więcej robić nie musi. Mniejsza o szczegóły i kulisy. Jest inwestycja, jest plus na koncie, konkurencję szlag trafia.

Po drugie, Zdanowska dystansuje się od Platformy Obywatelskiej, mimo iż jest szefową partii w mieście i mimo że szyld ten wciąż z automatu gwarantuje w Łodzi wysokie poparcie. Zdanowska powtarza: nie jestem politykiem. Logo Platformy wyjątkowo dyskretnie prezentuje się i na wyborczych plakatach, i w czasie samorządowej konwencji. Tu Zdanowska bryluje jako gospodarz miasta, a wspiera ją inny taki gospodarz - Rafał Dutkiewicz. To kalkulacja zakładająca, że żelazny elektorat PO i tak będzie wiedział, co zrobić.

Po trzecie, wszystko to podlane jest miłosnym sosem, w najkrótszy możliwy sposób wyartykułowanym w drugim z wyborczych haseł: "Kocham Łódź". Dwa tygodnie temu, podczas wspomnianej konwencji, prezydent mówiła tak: "Kocham Łódź i łodzian. Codziennie zmieniam łódź. Od 4 lat Łódź rozwija się na niespotykaną skalę. Trzeba dać ponieść się marzeniom". W tym kontekście na poczet swoistej prekampanii można zaliczyć więc wystąpienia pani prezydent sprzed kilku miesięcy, w którym łódzkim radnym powiedziała wprost: "wy nie kochacie Łodzi".

Po czwarte, Hanna Zdanowska jest jednym z niewielu kandydatów, którzy jedynym punktem odniesienia uczynili własną postać. O konkurencji praktycznie nie mówi, uporczywie odmawia udziału w debatach, na które wyzywają ją kontrkandydaci (Tomasz Trela, Joanna Kopcińska). Nie wynika to jedynie z osobowości obecnej prezydent, ale też sytuacji obiektywnej (sprawuje urząd), a także... sondażowej. Eryk Mistewicz w swym kursie dla politycznych żółtodziobów doradza kandydatom zamawianie lokalnych sondaży - pierwszy z takich sondaży opowie wyborcom kampanię i ustawi scenariusz. Ważne tylko, by prognozowane zwycięstwo nie było zbyt okazałe, by nie zdemobilizować elektoratu. Hanna Zdanowska takie sondaże ma i choć sama się do nich nie odnosi, w eter poszła już opowieść, w myśl której to ona przewodzi stawce. Reszta goni, większość nie ma szans.

Kopcińska: PO nas opuściła, więc ja opuściłam PO

Goni oczywiście Joanna Kopcińska (wsparta przez PiS), odwołując się do casusu z 2002 roku, gdy przegrywający z początku Jerzy Kropiwnicki przegonił ostatecznie Krzysztofa Jagiełłę z SLD. Na początku sierpnia Kopcińska mówiła w wywiadzie dla "Dziennika Łódzkiego" o głębokim rozczarowaniu Hanną Zdanowską i Platformą Obywatelską: "Okazało się, że ta partia opuściła nas wszystkich - łodzian. Zamiast głębokimi zmianami w mieście, zajęła się konfliktami, awanturami i konsumowaniem owoców władzy".

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Okazuje się, że nie było za grosz przypadku w tych sformułowaniach. Kopcińska z powtarzalnością karabinu maszynowego prawi o Platformie, która opuściła ludzi i przejada konfitury władzy. W szczególności obrywa się Zdanowskiej. Kopcińska i jej otoczenie o niczym nie mówią z taką pasją, jak o Platformie. Lecz nie chodzi o urazę. Kopcińską, byłą radną PO, "rozprowadza" inny były radny PO Łukasz Magin, zaś o skryte inspirowanie tej akcji podejrzewany jest były poseł PO Krzysztof Kwiatkowski, obecnie prezes NIK. W ostatni piątek Kopcińską wsparł były parlamentarzysta PO Jarosław Gowin przy udziale byłego marszałka z ramienia PO Włodzimierza Fisiaka.

W takiej sytuacji nie ma co ściemniać - jedyną możliwą strategią do akceptacji przez elektorat PiS-owski jest frontalny atak na Platformę. Trzeba przyznać, że Kopcińska nieźle radzi sobie z zarzutem, że sama brała udział w opisywanych przez siebie niegodziwościach, bo jeszcze rok temu była w PO. Z niewzruszoną miną odpiera z naciskiem: "No właśnie, BYŁAM". W tle tej strategii obecny jest silnie motyw "ofiary" PO oraz symbolika przejścia na jasną stronę mocy (słynne zdanie "lepiej mi wśród was", skierowane do działaczy PiS w czasie partyjnej konwencji). W notorycznym odwoływaniu się do Zdanowskiej niejeden spec od marketingu politycznego dostrzeże zapewne także strategię światła odbitego. Kandydaci niegrzeszący rozpoznawalnością często starają się świecić światłem odbitym swych politycznych patronów (vide: zdjęcie z Wałęsą), ale przecież światło można też odbić od bardziej znanego przeciwnika - a tym przypadku jest nim Zdanowska - ustawiając się do niego w kontrze.

Trela: oni wszyscy to układ Kropiwnickiego

Mechanizm ten widać było też w pierwszych poczynaniach Tomasza Treli i innych polityków SLD, z tą różnicą, że oni postanowili wesprzeć się na plecach Jerzego Kropiwnickiego. Już w wakacje usłyszeliśmy zgrabną bajkę o układzie zamkniętym, którego osią miał być były prezydent Łodzi, odwołany w referendum, zorganizowanym przez Dariusza Jońskiego. Działacze Sojuszu usiłowali dowieść, że Łodzią od 12 lat rządzi ta sama prawicowa ekipa. Wszak Zdanowska była u Kropiwnickiego wiceprezydentem, zaś Kopcińską poparł Włodzimierz Tomaszewski, dawny zastępca Kropiwnickiego, zatem tylko czekać, aż uczyni to i sam "Kropa". Ba, do układu zamkniętego usiłowano dokooptować nawet Krzysztofa Makowskiego.

Politycy SLD zaplanowali, że po dwóch fazach kampanii, polegającej na zohydzaniu prawicy, w fazie trzeciej Trela pojawi się na białym koniu i zaoferuje zbawienie. Fakt, charakter kampanii się zmienił, zamiast straszyć prawicą, Trela pokazuje roczną Zosię, której to Zosi chce zapewnić bezpieczną i czystą Łódź. Trela usiłuje się przebić jako kandydat wyważony i merytoryczny. Jest i o budowie mieszkań, i obniżce cen biletów MPK, i terenach inwestycyjnych, i budżecie obywatelskim, i darmowych śniadaniach dla dzieci w szkołach. Ale w zalewie propozycji kompletnie rozmywa się przekaz - ciężko powiedzieć w dwóch zdaniach, czego chce i co oferuje SLD, a właśnie takiej klarownej opowieści szuka wyborca. Trela może sobie pluć w brodę, że niemal walkowerem oddał Joannie Kopcińskiej dwa tematy oczywiste: tzw. socjal oraz korki w mieście i niedogodności, spowodowane przebudową trasy W-Z. Spin doktorzy PiS trafnie wyczuwają, że w miejscach takich jak skrzyżowanie marszałków może "leżeć" kilka punktów procentowych poparcia. W ten ton PiS ma uderzać do 14 listopada.

Wojciechowska van Heukelom: kobieta do ciężkiej roboty

Pomysł z układem zamkniętym chwycił o tyle, że próbują czasem do tego motywu nawiązać inni kandydaci. Piotr Biliński reklamuje się jako jedyny całkowicie apolityczny, zaś Agnieszka Wojciechowska van Heukelom, startująca z poparciem Kongresu Nowej Prawicy, przekonuje, że miastem od lat rządzi tych samych 500 osób, tylko w różnych konfiguracjach. Ona zaś chce wsadzić kij w mrowisko.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Narrację tę wzmacnia podobnymi w wymowie konstrukcjami retorycznymi. Kpi na przykład z kandydatów, którzy chcą słuchać albo którzy chcą zarządzać. Przekonuje, że to miasto potrzebuje ludzi do ciężkiej roboty - i oferuje swoją skromną osobę do tego zadania. Jest to przekaz w miarę spójny z jej działalnością społeczną, którą uprawia od lat. Można powiedzieć, że jest w tej materii emanacją prof. Zdzisławy Janowskiej. Poza tym Wojciechowska, jeśli krytykuje konkurencję, to tylko obie panie. Robi to po to, by wstawić nogę między drzwi "kampanii dwóch kobiet", bo od miesięcy mówi się, że wybory w Łodzi to tylko pojedynek kandydatek PiS i PO.

Apolityczni i pokojowi rzecznicy zwykłych łodzian

Jednym z narzędzi kampanii niezależnego kandydata Piotra Bilińskiego również jest krytyka obecnej prezydent. Jednak Biliński robi to nienachalnie, nie za wszelką cenę, a z rozsądnymi argumentami. Ceną za tę nienachalność jest jednak to, że te argumenty rzadko się przebijają. Program prezentuje głównie w internecie oraz na swoich dyżurach wyborczych.

Prezydentkę niezwykle rzadko szturcha Wojciech Łaszkiewicz, kandydat PSL. Ma wyznaczony inny cel niż zdobycie prezydentury. PO to koalicjant PSL w rządzie sejmikach, zatem krytyka byłaby nie na miejscu, a celem Łaszkiewicza jest głównie podbudowanie bardzo niskiego poparcia PSL przed wyborami parlamentarnymi. Jeśli krytykuje, to samą politykę rozwoju miasta w konkretnych obszarach, jak choćby bezpieczeństwo ruchu drogowego, ale personaliów w tej krytyce nie używa. Lubi użyć dosadnego określenia, narrację kieruje także ku najbiedniejszym mieszkańcom Łodzi.

Podobnie John Godson, kolejny niezależny kandydat. Od tego, kogo poprze w drugiej turze, zależy jego start w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych, zatem Godson kreuje wizerunek kandydata rozsądnego, pokojowo nastawionego, którego mogłoby poprzeć zarówno PO, jak i PiS - to zasada nr 2 jego narracji. Bo zasada nr 1 to zejście polityka między ludzi. Kompletnie nie zawraca sobie głowy znanymi autorytetami, sam na takie kreuje zwykłych łodzian, których mijamy na ulicach. Aczkolwiek numer z czyszczeniem butów łodzianom, który niedawno zastosował, uznano za niesmaczny i pod publiczkę. Taki "amerykański", jakby kandydat przesadził z czytaniem jakiegoś amerykańskiego elementarza z cyklu jak wygrać wybory. Kołem zamachowym jego kampanii jest kontakt z ludźmi.

Ten, który zarejestrował się jako ostatni, czyli Wenancjusz Szuster, kampanię prowadzi ledwie od tygodnia, głównie w internecie i wśród znajomych. Przedstawia się jako kandydat, dla którego ci, którzy wyborów dotąd unikali, pójdą oddać swój głos. Start ma być działaniem profrekwencyjnym, czysto obywatelskim. O narracji Piotra Misztala na razie trudno coś powiedzieć, bo nie wystąpił jeszcze publicznie. Za to jest bardzo aktywny, jeśli idzie o rozklejanie plakatów. I to jest ta "narracja".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki