Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wycinka drzew: prezes powinien podać się do dymisji

Redakcja
Wywiad z pełnomocnikiem mieszkańców protestujących przeciw wycince drzew
Wywiad z pełnomocnikiem mieszkańców protestujących przeciw wycince drzew
Z mecenasem Rafałem Kasprzykiem, pełnomocnikiem mieszkańców wieżowca przy ul. Piotrkowskiej 235/241 w Łodzi, protestujących przeciwko wycince drzew, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej "Śródmieście" w Łodzi nie zastosował się do decyzji sądu, wstrzymującego wycinkę drzew do czasu zakończenia sporu i rankiem w sobotę pilarze przystąpili do wycinki. Jak by Pan ocenił postępowanie prezesa?
To przykład niebywałej arogancji. Dokonując tej wycinki nad ranem prezes chciał wszystkich postawić przed faktem dokonanym, ale nie bardzo mu się tu udało. Zainteresowała się tym prasa, wiceprezydent miasta i straż miejska wstrzymała wycinkę. Prezes czuje się, jakby był ponad prawem. Jak się tłumaczy, nie dostał jeszcze oficjalnego postanowienia sądu o wstrzymaniu wycinki, ale znał jego treść, co wynika z jego wypowiedzi dla dziennikarki "Dziennika Łódzkiego". Moim zdaniem, popełnił przestępstwo, gdyż dopuścił się nielegalnej wycinki. Kodeks karny stanowi bowiem, że naruszenie stanu środowiska prawnie chronionego jest przestępstwem.

Czytaj też: Kolejna nielegalna próba wycinki drzew

Wyrok nie był jednak prawomocny...
To nie ma w tym przypadku znaczenia. Wprawdzie sąd wydał postanowienie w trybie zabezpieczenia powództwa, wobec czego jest to ochrona tymczasowa, nie mniej jednak jest to ochrona prawna. Ten kompleks przyrodniczy pozostaje pod ochroną prawa z chwilą wydania takiego postanowienia. Ono jest wykonalne mimo nieprawomocności. Za takie przestępstwo grozi kara do dwóch lat więzienia. Teraz będę musiał zmodyfikować powództwo, czyli podtrzymać roszczenie o zaniechanie wycinki istniejących drzew, natomiast co do drzew wyciętych będą się domagał przywrócenia stanu zgodnego z prawem.

Kto zapłaci za pracę 50 ochroniarzy, wezwanych do ochrony wycinki?
To jest na koszt spółdzielni, czyli zapłacą mieszkańcy. Trzeba teraz za to prezesa rozliczyć poprzez zwołanie walnego zgromadzenie spółdzielni.

Czytaj też: Sąd zakazał wycinki drzew

Czym mógł kierować się prezes, podejmując decyzję wbrew orzeczeniu sądowemu?
W postępowaniu cywilnym za naruszenie takiego nakazu sądu grozi grzywna do 1000 złotych. Następne naruszenie to kolejne 1000 złotych, potem dopiero sąd może stosować areszt. Prezes wykalkulował sobie, że wytnie drzewa i sąd mu za to wlepi 1000 złotych, co w porównaniu z apanażami, które otrzymuje spółdzielnia i pośrednio prezes z kontraktu na budowę apartamentowca, który miał stanąć w tym miejscu, to kwota wręcz symboliczna. W dodatku będzie to grzywna w postępowaniu cywilnym, co nie jest traktowane jako popełnienie przestępstwa i nie jest wpisane do krajowego rejestru karnego. Uważam, że prokuratura powinna wszcząć postępowanie karne przeciwko prezesowi o popełnienie przestępstwa przeciwko środowisku, dlatego że sąd zakazując wycinki tych drzew udzielił ochrony prawnej tej enklawie przyrody. Nie można dopuścić, że postanowienia sądu nie mają żadnego znaczenia.
Działacz samorządowy czy parlamentarzysta jest rozliczany przez wyborców, którzy mogą go nie wybrać na następną kadencję. Prezes czuje się bezkarny?
Prezesa wybiera zebranie delegatów. W praktyce są to zebrania niewielkich grup członkowskich. Zwykle bywa tak, że na walne zebranie przychodzą ci sami ludzie od wielu lat, a reszta mieszkańców się tym kompletnie nie interesuje. Wobec tego prezesi spółdzielni mieszkaniowych czują się bezkarni. Spółdzielnie mieszkaniowe w naszym wydaniu to jest trochę taka karykatura prawa spółdzielczego. Spółdzielnie zostały pomyślane jako zrzeszenia o charakterze produkcyjnym dla niewielkiej liczby osób. Najwyżej do 200. Przeważnie to były spółdzielnie produkcyjne. Zresztą one do tej pory działają. Najwięcej chyba w Hiszpanii - spółdzielnie rybaków. Natomiast spółdzielnie mieszkaniowe to wymysł socjalizmu. Stosowanie prawa spółdzielczego do takiej sytuacji jak zarządzanie wielkimi kompleksami mieszkaniowymi jest nieporozumieniem. Po pierwsze, są one za duże. Po drugie, kontrola nad zarządem jest zupełnie iluzoryczna. To są takie miasta w mieście. Prezes dużej spółdzielni ma większą władzę niż prezydent miasta i podlega dużo mniejszej kontroli. Bo kontrola nad nimi jest bardzo utrudniona.

Czytaj też: Prezes obiecał, ale chciał ciąć?

Jest przecież Rada Nadzorcza...
W małych spółdzielniach, gdzie Rada Nadzorcza pełni funkcję społecznie, kontrola jest rzeczywista. O walnym zebraniu każdy wie i każdy na nie idzie. Ale wielkie spółdzielnie to zaprzeczenie idei spółdzielczości. W skład Rady Nadzorczej wchodzą przeważnie ci sami ludzie od pokoleń. Za swoją pracę dostają wynagrodzenie. W takich dużych spółdzielniach tworzy się pewna sitwa ludzi, którzy głosują sami na siebie i swoich kolegów, udzielają absolutorium zarządowi, przyklepując wszystkie jego decyzje. To są przeważnie ludzie prezesa, czy szerzej zarządu i Rady Nadzorczej. To jest pewien układ, który bardziej tłumaczą prawa socjologii niż prawo stanowione.

Jak prezes może wyjść z twarzą z tej sytuacji?
Moim zdaniem, jedynym honorowym wyjściem jest złożenie dymisji. W Anglii i USA jest taka kategoria przestępstwa, jak obraza sądu. Takie zachowanie prezesa spółdzielni "Śródmieście" w tych krajach byłoby bardzo poważnym przestępstwem. Za to poszedłby do więzienia, a nie tylko został skazany w zawieszeniu. I na pewno byłby skończony jako osoba publiczna. U nas poczucie praworządności wśród społeczeństwa jest jeszcze dosyć znikome. Można jednak tego wymagać od prezesa spółdzielni, który z racji pełnionej funkcji z prawem styka się na co dzień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki