Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyłudziła ponad 4 mln zł kredytów i pożyczek. Martyna P. z Bełchatowa po raz kolejny odpowie przed sądem

Ewa Drzazga
Według ustaleń bełchatowskiej prokuratury, na liście pokrzywdzonych jest ponad 40 osób. Martyna P., posługując się ich danymi i fabrykując dokumenty lub namawiając ich na wzięcie pożyczki, którą deklarowała się spłacać, miała wyłudzić z banków ponad 4 mln zł.

38-letnia bełchatowianka Mar-tyna P. pracowała w biurze pośrednictwa kredytowego. Najpierw dowodziła nim sama, potem szefem został jej mąż. Dzięki temu miała niemal nieograniczony dostęp do danych swoich klientów, a jako agent mogła w imieniu tych osób zawierać umowy kredytów i pożyczek za ich zgodą.

Część prokuratorskich zarzutów dotyczy sytuacji, gdy Martyna P. namawiała znajomych lub członków bliższej czy dalszej rodziny, by wzięli w banku kredyt, który ona później miała spłacać. Prokuratura ustaliła, że zgadzali się na to, bo kobieta obiecywała im za to 20 procent pożyczanej sumy i jednocześnie wręczała dokument, w którym zobowiązywała się do spłaty całego zadłużenia (prokuratura uznała, że osoby te nie działały w złej wierze). Kwoty pożyczane w ten sposób sięgają od kilkuset złotych do kilkuset tysięcy złotych - w zależności od zdolności kredytowej danej osoby. I faktycznie - początkowo każdy kredyt czy pożyczka były przez Mar-tynę P. spłacane. Po kilku ratach bank przestawał jednak otrzymywać pieniądze. I z reguły dopiero z bankowego zawiadomienia o zaległościach albo z pisma od firmy windykacyjnej faktyczni kredytobiorcy dowiadywali się o tym, że mają do spłacenia kosmiczne sumy.

Według ustaleń prokuratury, Martyna P. działała również w inny sposób. Wykorzystywała dane klientów i bez ich wiedzy na ich nazwiska zaciągała kredyty. Zdaniem śledczych, fabrykowała przy tym dokumenty, np. te dotyczące zatrudnienia pokrzywdzonych w agencji kredytowej męża.

Martyna P., jak podkreśla prokuratura, wykreowała swój wizerunek w taki sposób, że postronni obserwatorzy mogli mieć złudzenie, iż wiedzie wspaniałe życie kobiety biznesu. To miało pomóc jej w kolejnych działaniach. Kilka zarzutów dotyczy bowiem sytuacji, gdy wmówiła znajomym, że pracuje w znanym banku i dzięki temu może lokować pieniądze na wyjątkowo korzystnych warunkach. Kilka osób przekazało pieniądze, żeby umieściła je na tych „superlokatach” - oczywiście nigdy nieistniejących.

Gdzie podziały się miliony?

Akt oskarżenia przeciwko Mar-tynie P. już trafił do bełchatowskiego sądu. Kilkanaście zarzutów dotyczy 2014 roku. Apogeum działalności agentki kredytowej miało przypadać na lata 2015 i 2016. W sumie prokuratura oskarża ją o ponad 130 czynów. Śledczy podkreślają, że aby zatrzeć ślady wpływów i wypływów pieniędzy z wyłudzanych kredytów, 38-latka stworzyła zagmatwany system przelewów na ogromną ilość różnych rachunków i do wielu osób.

Co się stało z sumami, które miała wyłudzić P.? Prokuratura twierdzi, że część została przeznaczona na spłacanie innych pożyczek. Martyna P. pieniądze wydawała na wyjazdy, część przeznaczana była na zwykłą konsumpcję. W akcie oskarżenia wskazano, że jest prawdopodobne, iż część pochodzących z przestępstwa pieniędzy kobieta gdzieś lokowała. Gdzie - tego nie udało się ustalić.

Martynie P. grozi nawet do 8 lat pozbawienia wolności. Odrębne postępowanie ma wyjaśnić, czy i w jakim zakresie prawo łamały osoby, które wciągnęła w tę kredytową machinę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki