Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wymarzył sobie dom, wymarzył sobie żonę. Historia pana Zdzisława

Anna Gronczewska
To niezwykły dom, tak jak jego właściciel. Został zbudowany we wnętrzu wzgórza, jego ścianę i dach pokrywa trawa. A Zdzisław Bolanowski, do którego należy ta budowla, trzy tygodnie temu po raz trzeci został szczęśliwym małżonkiem.

Dom znajduje się blisko drogi prowadzącej z Łodzi do Bełchatowa, we wsi Brzezie. Jego właściciel, Zdzisław Bolanowski, nazwał to miejsce Bolanowem.

- To od mojego pseudonimu artystycznego „Bolan” - wyjaśnia właściciel posiadłości. - Tak podpisuję swoje obrazy.

Życie Zdzisława Bolanowskiego jest tak ciekawe jak historia jego domu. Urodził się we Lwowie. Po wojnie nie znalazł się z rodziną, jak większość lwowiaków, na Śląsku czy we Wrocławiu, ale w Łodzi. Tu jego ojciec Franciszek znalazł pracę jako urzędnik. Zamieszkali w wiejskim domku na Stokach, a potem przenieśli się do domu znajdującego się w okolicy cmentarza na Dołach.

- Kończyłem szkołę podstawową, kiedy tata wziął mnie na poważną rozmowę - wspomina Zdzisław Bolanowski. - Powiedział, że nasza rodzina uchodzi za niepewną, więc powinienem iść do takiej szkoły, by zdobyć zawód. Prosił mnie tylko bym nie był urzędnikiem. Ja wybrałem zawód geodety.

Jednak swego życia nie związał z geodezją. Po maturze dostał się do łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Postanowił zająć się projektowaniem wnętrz. Wiedział, że ze sztuki mało kto wyżyje.

Jako projektant wnętrz nie narzekał na brak pracy. Projektował wnętrza sklepów, szkół, a także urzędów stanu cywilnego.

- Były to czasy wczesnego Gierka - opowiada pan Zdzisław. - Wymagano projektowania urzędów stanu cywilnego tak, by wyglądały jak kościoły. Nic dziwnego, że nazywano je pałacami ślubów. Za czasów Gierka było rozluźnienie w sprawach gospodarczych, ale w innych sprawach, także w stosunku do Kościoła, nie było lepiej niż w czasach Gomułki.

Powodziło się mu jednak dobrze. Miał tak dużo pracy, że nielegalnie zatrudniał po kilku młodych projektantów i dawał im zlecenia.

- Swojej firmy nie mogłem założyć - tłumaczy. - Takie były czasy. Ale sobie radziłem.

Trzy tygodnie przed ogłoszeniem stanu wojennego pojechał na Zachód ze swoją ówczesną żoną. Stan wojenny zastał ich w Niemczech. Postanowili nie wracać do Polski.

- W zawodzie nie mogłem się do końca realizować, bo w Niemczech projektowaniem wnętrz zajmowali się architekci po studiach politechnicznych - opowiada Zdzisław Bolanowski. - Musiałbym tam skończyć studia. Postanowiłem więc wykorzystać swe zdolności plastyczne. Pracowałem przy rekonstrukcji starych budynków. Wykonywałem rysunki rzeźb, płaskorzeźb. Przez prawie dwa lata byłem też właścicielem firmy budowlanej.

Po 1989 roku postanowił jednak wrócić do Polski, choć jego ówczesna żona nie myślała o powrocie. Zresztą jego ówczesne małżeństwo chyliło się ku upadkowi. Po powrocie do kraju zamieszkał w Gdańsku, potem w okolicach Łodzi.

- Byłem takim obieżyświatem - mówi o sobie pan Zdzisław. - Tylko w ciągu pięciu lat pobytu w Niemczech osiem razy zmieniałem mieszkanie. W Gdańsku przez półtora roku mieszkałem w trzech miejscach. Gdy przeprowadziłem się w okolice Łodzi, to też trzy razy zmieniałem miejsce zamieszkania. Dopiero tu, w Bolanowie, znalazłem swój azyl...

O domu, który tu stworzył, marzył od lat. Na Zachodzie zaczęto budować domy przysypane ziemią. On też taki chciał zbudować. Ale do tego potrzebny był odpowiednio ukształtowany teren.

- Miałem już takie miejsce koło Gdańska, potem koło Aleksandrowa Łódzkiego - mówi pan Zdzisław. - Nie do końca to jednak było to... Myślałem też o jaskini, budowie takiego domu w górach.

W końcu znalazł swoje miejsce. W Brzeziu, koło Wadlewa, niedaleko drogi prowadzącej z Łodzi do Bełchatowa. Było tam wszystko, co chciał. Piaszczysta górka, skierowana na południe, a obok wilgotne podłoże. Mogła więc działać pompa ciepła.

- Ta lokalizacja ma tylko jedną wadę - dodaje. - Z okna nie ma widoku na daleką przestrzeń. Jednka zimą widok rekompensuje mi ten niedostatek.

Na czym polega niezwykłość domu Zdzisława Bolanowskiego? Dom wrasta w piaszczystą górkę. Jego północną ścianę i dach pokrywa trawa. Po dachu można spacerować, usiąść. Na jego skraju znajduje się amfiteatr, gdzie witana jest wiosna, a także organizowane są imprezy z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości. Mimo że dom został wbudowany we wnętrzu pagórka, to jest jasny, jedną ze ścian stanowią same okna. Zdzisław Bolanowski śmieje się, że jest współczesnym jaskiniowcem. Ale dla niego ważne jest motto, które można przeczytać przy wejściu do tego niezwykłego domu: „Żeby rozkazywać naturze, trzeba najpierw jej słuchać”.

Dom zaczął budować w 2007 roku. Pamięta, że wielu okolicznych mieszkańców z wielką ciekawością podglądało, co tu się dzieje. Po okolicy rozeszła się nawet plotka, że buduje hotel.

- Jestem otwartym człowiekiem i szkoda, że nikt nie przyszedł i zapytał wprost, co buduję - mówi Zdzisław Bolanowski.

Wiele osób, słysząc o domu wkopanym we wzgórze, myślało, że Zdzisław mieszka w ziemiance. Jego dom jest jednak duży, dobrze oświetlony, a wyróżnia się od innych tym, że dach i północna ściana są przysypane ziemią...

Od lat Zdzisław Bolanowski słynie z tego, że organizuje pożegnanie zimy i powitanie wiosny. To ostatnie odbywa się w marcu, w pierwszy weekend po przesileniu słonecznym. Odbywa się też wtedy palenie marzanny. Do Bolanowa zjeżdża rodzina, przyjaciele, znajomi pana Zdzisława. Każdy przywozi ze sobą zrobioną z papieru lub drzewa lalkę.

- Spotkanie rozpoczyna się na dachu domu - opowiada Zdzisław Bolanowski. - Tam każdy opowiada o swojej lalce. Potem procesyjnie schodzimy na dół i w ognisku palimy marzanny. Potem jest poczęstunek. Każdy z gości coś przynosi do jedzenia. Ja przygotowuję żurek, kiełbaski do pieczenia w ognisku. I lwowski napój zdrowotnościowy! To białe wino, rozcieńczone, z dodatkiem miodu i różnych przypraw.

W tym niezwykłym domu Zdzisław Bolanowski zamieszkał ze swoją drugą żoną Krystyną. Ale zmarła pięć lat temu. Po śmierci Krystyny myślał, że do końca życia będzie sam. Miał wieść życie pustelnika. Wszystko zmieniło się, kiedy kilka lat temu zachorował, choroba ciągnęła się przez całą zimę. Jak opowiada, wraz z nadejściem wiosny wyzdrowiał, wstąpiły w niego nowe siły i zaczął szukać kobiety, z którą mógłby się na poważnie związać. Nie było to łatwe. W końcu półtora roku temu dobiegający 80-tki Zdzisław poznał przez internet blisko o 30 lat młodszą Fatimę.

- Muszę przyznać, że mam w życiu dużo szczęścia - śmieje się pan Zdzisław.

Fatima uważa się za Gruzinkę, ale urodziła się w Dagestanie. Wychowywała w Gruzji, tam spędziła młodość. Potem wyjechała do Azerbejdżanu. Po śmierci męża uciekła do Gruzji. Potem przyjechała do Polski, ale wcześniej wysłała tu do szkoły córkę Firę, która skończy w tym roku 18 lat. 24-letni syn Maga został w Azerbejdżanie.

W Polsce Fatima, tak jak wielu emigrantów, miała wiele perturbacji prawnych, organizacyjnych. Choć z zawodu jest nauczycielką, to kilka lat pracowała fizycznie. Teraz jednak znalazła zatrudnienie w szkole. Na razie jest pomocnikiem nauczyciela.

- Jej polski nie jest jeszcze taki, by mogła uczyć dzieci - przyznaje Zdzisław Bolanowski. - Ale po polsku mówi coraz lepiej. Fatima ma polskie korzenie. Jej praprababcia była Polką, żoną miejscowego szefa klanu w Dagestanie.

Pan Zdzisław śmieje się, że w przypadku znajomości z Fatimą nie może powiedzieć, że to był strzał amora.

- Za dużo przeżyłem w życiu, bym mógł zakochać się jak młody człowiek - wyjaśnia. - Fatima zadecydowała, że chce być ze mną do końca życia. Trudno bym z tego nie skorzystał. Fajnie jest być kochanym, ale trzeba też dawać miłość.

Trzy tygodnie temu w kościele łódzkich jezuitów Fatima i Zdzisław stanęli na ślubnym kobiercu. Na razie jednak są weekendowym małżeństwem, bo Fatima pracuje w Żyrardowie. Myślą już o tym, by zaczęła pracować bliżej domu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki