Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek w parku linowym w Uniejowie. Chłopiec spadł z kilku metrów na ziemię. Zawinił system asekuracji?

Jaroslaw Kosmatka
Jaroslaw Kosmatka
Park Linowy przy Zamku został otwarty w czerwcu 2017 roku i powinien tym samym spełniać wszelkie rygory bezpieczeństwa. Teoretycznie w parku zainstalowany jest najbezpieczniejszy system asekuracji ciągłej, który użyto tylko w kilku takich obiektach w Polsce. Budowa parku linowego w Uniejowie kosztowała ponad 600 tysięcy złotych. Dlaczego doszło do tragedii? Na to pytanie będzie musiała odpowiedzieć prokuratura.W sobotę (1 września) do parku w Uniejowie w godzinach popołudniowych przyszedł z rodzicami 10-letni Krystian. Obsługa parku założyła 10-latkowi uprząż alpinistyczną, przeszkoliła, podpięła lonżę i hakiem wpięła do stalowej liny asekuracyjnej. Chłopiec wszedł na trasę o średnim poziomie trudności. W pewnym momencie dziecko spadło na ziemię z wysokości około 6 metrów.Natychmiast na miejsce wezwano zespół ratownictwa medycznego. Lekarz nie miał wątpliwości. Chłopiec wymagał pilnego transportu do szpitala. - Na miejsce wypadku poleciał śmigłowiec z bazy w Ostrowie Wielkopolskim. Dziecko zabraliśmy do szpitala w Łodzi - mówi Justyna Sochacka, rzecznik Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.Było już po zmierzchu i śmigłowiec nie mógł wylądować przy Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki, dokąd miał trafić 10-latek. Z całodobowego lądowiska przy szpitalu im. Kopernika chłopiec karetką pogotowia został zabrany do szpitala pediatrycznego. - Pacjent był w stanie ciężkim, ale stabilnym. Konieczna była jednak szybka diagnostyka i pomoc w szpitalu. Chłopiec miał połamane ręce i uraz jamy brzusznej - mówi Adam Stępka, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.
Park Linowy przy Zamku został otwarty w czerwcu 2017 roku i powinien tym samym spełniać wszelkie rygory bezpieczeństwa. Teoretycznie w parku zainstalowany jest najbezpieczniejszy system asekuracji ciągłej, który użyto tylko w kilku takich obiektach w Polsce. Budowa parku linowego w Uniejowie kosztowała ponad 600 tysięcy złotych. Dlaczego doszło do tragedii? Na to pytanie będzie musiała odpowiedzieć prokuratura.W sobotę (1 września) do parku w Uniejowie w godzinach popołudniowych przyszedł z rodzicami 10-letni Krystian. Obsługa parku założyła 10-latkowi uprząż alpinistyczną, przeszkoliła, podpięła lonżę i hakiem wpięła do stalowej liny asekuracyjnej. Chłopiec wszedł na trasę o średnim poziomie trudności. W pewnym momencie dziecko spadło na ziemię z wysokości około 6 metrów.Natychmiast na miejsce wezwano zespół ratownictwa medycznego. Lekarz nie miał wątpliwości. Chłopiec wymagał pilnego transportu do szpitala. - Na miejsce wypadku poleciał śmigłowiec z bazy w Ostrowie Wielkopolskim. Dziecko zabraliśmy do szpitala w Łodzi - mówi Justyna Sochacka, rzecznik Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.Było już po zmierzchu i śmigłowiec nie mógł wylądować przy Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki, dokąd miał trafić 10-latek. Z całodobowego lądowiska przy szpitalu im. Kopernika chłopiec karetką pogotowia został zabrany do szpitala pediatrycznego. - Pacjent był w stanie ciężkim, ale stabilnym. Konieczna była jednak szybka diagnostyka i pomoc w szpitalu. Chłopiec miał połamane ręce i uraz jamy brzusznej - mówi Adam Stępka, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. materiały prasowe UG Uniejów
W parku linowym w Uniejowie doszło do fatalnego w skutkach wypadku. Z wysokości około 6 metrów spadł chłopiec. Z groźnymi obrażeniami zabrał go do szpitala śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Park Linowy przy Zamku został otwarty w czerwcu 2017 roku i powinien tym samym spełniać wszelkie rygory bezpieczeństwa. Teoretycznie w parku zainstalowany jest najbezpieczniejszy system asekuracji ciągłej, który użyto tylko w kilku takich obiektach w Polsce. Budowa parku linowego w Uniejowie kosztowała ponad 600 tysięcy złotych. Dlaczego doszło do tragedii? Na to pytanie będzie musiała odpowiedzieć prokuratura.

ZOBACZ ZDJĘCIA Z PARKU LINOWEGO

Krok od tragedii. 10-latek spadł z 6 metrów

W sobotę (1 września) do parku w Uniejowie w godzinach popołudniowych przyszedł z rodzicami 10-letni Krystian. Obsługa parku założyła 10-latkowi uprząż alpinistyczną, przeszkoliła, podpięła lonżę i hakiem wpięła do stalowej liny asekuracyjnej. Chłopiec wszedł na trasę o średnim poziomie trudności. W pewnym momencie dziecko spadło na ziemię z wysokości około 6 metrów.

Natychmiast na miejsce wezwano zespół ratownictwa medycznego. Lekarz nie miał wątpliwości. Chłopiec wymagał pilnego transportu do szpitala.

- Na miejsce wypadku poleciał śmigłowiec z bazy w Ostrowie Wielkopolskim. Dziecko zabraliśmy do szpitala w Łodzi - mówi Justyna Sochacka, rzecznik Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Było już po zmierzchu i śmigłowiec nie mógł wylądować przy Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki, dokąd miał trafić 10-latek. Z całodobowego lądowiska przy szpitalu im. Kopernika chłopiec karetką pogotowia został zabrany do szpitala pediatrycznego.

- Pacjent był w stanie ciężkim, ale stabilnym. Konieczna była jednak szybka diagnostyka i pomoc w szpitalu. Chłopiec miał połamane ręce i uraz jamy brzusznej - mówi Adam Stępka, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.

Wielomiesięczna rehabilitacja i śledztwo w sprawie wypadku

Z naszych informacji wynika, że chłopca czeka co najmniej kilkanaście miesięcy rehabilitacji. Oprócz poważnych złamań kończyn, 10-latek doznał m.in. pęknięcia wątroby. Teraz jest pod opieką specjalistów w szpitalu Matki Polki.

- Stan chłopca wymaga co najmniej kilkutygodniowej hospitalizacji - mówi Adam Czerwiński, rzecznik szpitala Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.

Jego rehabilitacja poszpitalna może trwać jednak miesiącami.

- Prowadzimy czynności w sprawie wypadku w parku linowym w Uniejowie. Policjanci na miejscu sprawdzili trzeźwość rodziców i obsługi parku. Zabezpieczyli ślady i dokumentację. Będziemy również analizować zapis monitoringu - mówi nadkom. Adam Kolasa, z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Dlaczego doszło do wypadku

W uniejowskim parku linowym stosowany jest system asekuracji ciągłej, który nie wymaga przepinania dwóch karabińczyków. Tutaj stosowana jest taśmowa lonża która zawieszana jest na haku, w którym jest wąska szczelina. Takie rozwiązanie stosowane jest tylko w kilku polskich parkach linowych.

- Teoretycznie jest to najbezpieczniejszy system asekuracyjny. Prawdopodobnie doszło jednak do nieprawidłowego doboru sprzętu - mówi Wojciech Sieprawski z Polskich Parków Linowych, firmy budującej i atestującej parki w całej Polsce.

Wypadek w parku linowym w Uniejowie. Chłopiec spadł z kilku metrów na ziemię. Zawinił system asekuracji?
materiały prasowe producenta

Rozwiązanie asekuracyjne z lonżą poliamidową i hakiem mocującym do liny asekuracyjnej wytrzymuje przeciążenia do dwóch ton i jest bezpieczne, ale pod dwoma warunkami.

- Pierwszym z nich jest zapewnienie stabilizacji lonży na haku. Stosuje się do tego tzw. stringi, które zapobiegają przesuwaniu się taśmy, a kosztują dosłownie kilka złotych. Ze zdjęć wynika, że w parku uniejowskim stosowane są poprzeczne zabezpieczenia przed wysunięciem haków, ale tylko na części haków. Drugim warunkiem jest by grubość taśmy, z której jest zrobiona lonża, była większa niż szczelina w haku - mówi Wojciech Sieprawski. - Do właścicieli parku wysłałem wiadomość, w której sugeruję, by zaniechali używania konfiguracji zestawu asekuracyjnego bez zabezpieczenia przed wysunięciem taśmy - dodaje ekspert.

Atestacji nie ma, bo... nie jest wymagana

Niektóre parki linowe zabiegają o przyznanie atestu bezpieczeństwa. By go dostać trzeba wypełnić unijne normy bezpieczeństwa.
Polska jako członek Unii Europejskiej przyjęła normy ze Wspólnoty, bo w kraju nie mieliśmy swojej. Norma określa w jaki sposób powinny być wykonana konstrukcja toru linowego i jakie wymogi bezpieczeństwa muszą spełniać użyte materiały.

Niestety w Polsce do tej pory nie ma przepisów wykonawczych dotyczących stosowania norm bezpieczeństwa torów linowych. Dlatego parki linowe nie mają obowiązku wykazywać się certyfikatami bezpieczeństwa.

- Tory linowe podlegają jedynie certyfikacji dowolnej, czyli na życzenie. Nie ma nawet obowiązku odbioru technicznego takiego parku - mówi Maciej Zagrobelny, rzecznik Urzędu Dozoru Technicznego. - My atestowaliśmy tylko jeden taki obiekt i to kilka lat temu - dodaje urzędnik.

Przegląd nie wykazał błędu

Wykonawca parku zapewnia, że zrobi wszystko, aby wyjaśnić okoliczności tragicznego wypadku oraz zapobiec takim sytuacjom w przyszłości. Przedstawiciele firmy są przekonani, że wszystkie haki miały poprzeczne zabezpieczenie przed przesuwaniem się lonży.

- Park linowy w Uniejowie przeszedł przegląd techniczny w kwietniu 2018 roku. Wszystkie urządzenia były sprawne - mówi Jacek Kula z firmy realizującej budowę parku.

Choć park linowy przy zamku w Uniejowie należy do spółki Termy Uniejów, to za jego obsługę odpowiada operator zewnętrzny. Firma zapewnia, że park posiada pełną dokumentację w tym certyfikaty na materiał z którego zostały wykonane podesty, stanowiska, akcesoria łącznikowe (szekle, ogniwa obrotowe, zaciski, itp.), liny stalowe, systemy asekuracyjne (karabińczyki, lonże, uprzęże, kaski, urządzenie samohamowne, przeciągarki linowe). Personel parku został też przeszkolony i ma zaświadczenia o ukończeniu szkolenia specjalistycznego: instruktor - ratownik parku linowego oraz zaświadczenia o ukończeniu kursu udzielania pierwszej pomocy lub kwalifikowanej pierwszej pomocy. Dlaczego więc dziecko spadło a karabińczyk (hak) został na linie asekuracyjnej?

- Trwają czynności wyjaśniające. Nie wykluczony jest zarówno błąd ludzki jak i awaria sprzętu - mówi Maciej Łuczak z firmy VattenBall - operatora parku linowego w Uniejowie.

Człowiek zawodzi częściej niż sprzęt

W Polsce parki linowe buduje się od 2005 roku. Dotychczas doszło do jednego wypadku śmiertelnego. Kilka lat temu zginęła pełnoletnia kobieta. Tuż przed upadkiem z wysokości wypięła z liny asekuracyjnej wszystkie lonże.

Wypadek w parku linowym w Uniejowie jest pierwszym tak poważnym wypadkiem w parkach linowych w Polsce, w których stosuje się asekurację ciągłą. Co ciekawe, choć park nie ma atestacji, to sprzęt przed uruchomieniem obiektu, został odebrany przez Stowarzyszenie Rzeczoznawców Technicznych Urządzeń Rozrywkowych w Warszawie. Niestety nikt z zarządu Stowarzyszenia nie był w stanie z nami porozmawiać. - Mamy okres urlopowy - usłyszeliśmy w rozmowie telefonicznej.

- Wybudowaliśmy w Polsce 67 parków, a dodatkowo atestowaliśmy blisko sto. Na podstawie zdjęć z parku linowego w Uniejowie można powiedzieć, że z całą pewnością doszło do błędu ludzkiego. Ewidentnie źle dobrano sprzęt asekuracyjny - mówi Wojciech Sieprawski.

Na pytanie, kto odpowiada za tragedię rodzinną odpowiedzieć będzie musiała prokuratura. Kluczowa będzie odpowiedź na pytanie, dlaczego lonża wyślizgnęła się z metalowego haka.

- Postępowanie ustalać będzie, czy doszło do narażenia na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia oraz spowodowania uszkodzenia ciała. Postępowanie jest we wczesnej fazie - mówi Jolanta Szkilnik, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sieradzu.

Zobacz też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki