Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wystarczył dowód szefa, by wziąć na niego kredyt

Alicja Zboińska
123RF
Pan Marcin spod Sieradza od ubiegłego roku udowadnia parabankom, że nie jest beztroskim pożyczkobiorcą, który pieniądze wziął, ale oddać ich nie zamierza. Życie zawodowe dzieli między wizyty na policji i w prokuraturze oraz telefony do internetowych firm pożyczkowych. Choć to nie on fizycznie zaciągnął pożyczki, to od kilku miesięcy musi się tłumaczyć, że padł ofiarą nieuczciwej pracownicy.

Od was żadnej pożyczki nie brałem

Wystarczyło kilka minut. I kilka danych. Jego danych. A konkretnie: imię, nazwisko, adres, PESEL i numer dowodu osobistego. Do tego wszystkiego dostęp miała ona: kobieta, którą zatrudnił we własnym 7-hektarowym gospodarstwie i z którą jeździł na giełdę rolną po warzywa. Kobieta miała jego dowód osobisty. I własną trudną sytuację finansową.

Tym zresztą będzie się tłumaczyć w prokuraturze. Jednak zanim tam trafi, nieświadomy pracodawca spróbuje jej pomóc. Gdy dowie się o jej kłopotach, w banku pożyczy 3 tys. zł, a pieniądze przekaże kobiecie. Raty będzie spłacał sam.

Najwidoczniej to za mało. Ale pan Marcin nie dowie się tego od swojej podwładnej. Poinformują go o tym pracownicy działów windykacji Wonga.com oraz Ferratum Bank LTD. Wonga.com oczekuje, że w ciągu trzech dni na jej koncie znajdzie się blisko 1150 zł, Ferratum Bank LTD czeka na 500 zł. Kwoty nie są duże, ale mężczyzna nie zamierza nic spłacać.

- Nie brałem żadnych kredytów, sprawa jest oczywista - tłumaczy swoje stanowisko.

Mężczyzna przy pomocy szwagra przygotowuje pisma do obu instytucji. Znajdziemy w nich te same sformułowania: "jak już informowałem ja od Was żadnej pożyczki nie brałem a próbę wyłudzenia przez Was ode mnie pieniędzy zgłosiłem osobiście na Komendzie Policji w Warcie oraz pisemnie w Prokuraturze Rejonowej w Sieradzu" (pisownia oryginalna).

To dzięki policji i prokuraturze mężczyzna wreszcie dowie się, co się stało.

- Pani znalazła ofertę kredytową na stronach internetowych tych instytucji i brała kredyty online - wyjaśnia Arkadiusz Majewski, prokurator rejonowy w Sieradzu. - Wysłała wniosek o kredyt podając dane pracodawcy, a następnie potwierdziła ich prawdziwość przelewając jeden grosz z rachunku, na który miała trafić pożyczka. Posłużyła się danymi pracodawcy oraz własnym kontem bankowym. Tak otrzymała pieniądze. Ten sam schemat obowiązywał w obu instytucjach finansowych.

Początkowo prokuratorzy nie wiedzieli, kogo mają szukać. Pan Marcin nie podejrzewał bowiem swojej pracownicy. Jak zaznacza prokurator, zdradził ją adres e-mail, ale o szczegółach śledztwa Arkadiusz Majewski mówić nie może.

Kobieta pożycza 400 oraz 750 zł. Spłacać tych pieniędzy nie ma zamiaru. W prokuraturze przyzna się do winy i zezna, że to wszystko przez złą sytuację finansową oraz chorobę córki. Jeszcze w maju prokuratorzy skończą pisać akt oskarżenia, a kobiecie będzie grozić od 6 miesięcy do 8 lat więzienia

A nasz bohater ma się czego bać. Zaciągnął duży kredyt na rozbudowę domu. Spłaca go terminowo, ale obawia się, że gdy bank dowie się o jego/nie jego kłopotach, to wystosuje wezwanie do wcześniejszej spłaty kredytu. A na to pana Marcina nie stać.

Akt oskarżenia wcale nie oznacza bowiem końca jego kłopotów. Nawet, gdy kobieta zostanie skazana w sprawie karnej, to mężczyznę czeka batalia w sądzie cywilnym. Tam będzie musiał wystąpić o unieważnienie tych umów, do czego posłuży mu zresztą materiał ze sprawy karnej. Pan Marcin wie, że do prawomocnego wyroku sądu wisi nad nim groźba pojawienia się chociażby w rejestrze dłużników.
Przelej grosz, będziesz wiarygodny

Mężczyzna jest rozgoryczony tym, że tak łatwo można oszukać system udzielania tego rodzaju pożyczek. Ma pretensje do firm, że nie weryfikują lepiej wnioskodawców. O ile Wonga.com nie ustosunkowała się do tych zarzutów, przekazanych za pośrednictwem redakcji, to Ferratum Bank LTD udzielił wyjaśnień.

- Elementem niezbędnym do otrzymania pożyczki Ferratum Bank jest przelanie 1 grosza z konta bankowego osoby wnioskującej o pożyczkę - zaznacza Łukasz Kuleta, przedstawiciel instytucji. - W tym przypadku Ferratum Bank otrzymał przelew z konta bankowego z danymi zgodnymi z wnioskiem pożyczkowym. Potwierdzenie przelewu z konta osoby wnioskującej o pożyczkę zostało przekazane komisariatowi policji prowadzącemu postępowanie w sprawie wyłudzenia.

Jak informuje Kuleta, taka jest zresztą procedura: po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku o pożyczkę klient, w celu weryfikacji, musi przelać 1 grosz z własnego konta bankowego na jedno z kont bankowych Ferratum Bank. Przelew ten jest potwierdzeniem rachunku bankowego klienta oraz zgodności danych osobowych zawartych we wniosku. W przypadku zgodności danych osoby wnioskującej z danymi właściciela konta - Ferratum Bank przyznaje pożyczkę. W przypadku podejrzenia o możliwość wyłudzenia danych, klient proszony jest o przesłanie zdjęcia lub skanu dowodu osobistego.

Okazuje się, że nie zawsze to wystarcza.

- Sytuacje wyłudzenia pożyczek na dane osób trzecich mają miejsce - zaznacza Łukasz Kuleta. - Zależy nam na pełnym bezpieczeństwie naszych klientów i dokładamy wszelkich starań, by je im zapewnić. W przypadku podejrzenia o próbę wyłudzenia, wymagamy od wnioskującego o pożyczkę dodatkowego potwierdzenia tożsamości. Gdy dojdzie jednak do sytuacji wyłudzenia - natychmiastowo wstrzymujemy dochodzenie należności.

W sprawie pana Marcina przedstawiciel Ferratum Banku zbyt dużo zdradzić nie może. Informuje tylko, że do czasu wyjaśnienia sprawy przez śledczych, egzekucja zostaje wstrzymana.

Pan Marcin nie jest wyjątkiem. Z ostrożnych szacunków analityków finansowych wynika, że ofiarą wyłudzeń mogło paść kilka tysięcy osób w całym kraju. Dokładnych danych nie ma, nie wszyscy poszkodowani bowiem zgłaszają się na policję czy do prokuratury. Czasami się wstydzą, czasami uznają, że o niewielkie kwoty nie warto kruszyć kopii i tłumaczyć się w różnych instytucjach. To wyznawcy zasady dwa razy "Z": zapłać i zapomnij.

Wiedzą, że to przekręt, ale...

Finansowe oszustwa nie zawsze przybierają wirtualną postać. Nowy garnitur, niekoniecznie drogi, 2-3 dni "detoksu" pod kluczem i jeszcze niewielka inwestycja w schludną fryzurę: to prosty, a często skuteczny przepis na tzw. słupa. Koszt: 300-400 zł plus 200-300 zł dla osoby, która pożyczki firmuje swoim nazwiskiem, a pieniądze przekazuje "inwestorom".

Potencjalny zysk: 20 tys. z jednego banku, a tych, które uwierzą w słupa, może być nawet 4-5. Zainwestować 700 zł, a nawet 1000 zł, by zyskać 100 tys.? Marzenie każdego maklera lub efekt sprytu przeważnie zorganizowanych grup.

Oficer z wydziału zwalczania przestępczości gospodarczej łódzkiej policji widział już różne próby wyłudzania pieniędzy z banków za pomocą podstawionych osób.

- Najczęściej w akcji udział biorą 2-3 osoby, jedna typuje banki i sprawdza warunki udzielania pożyczek - mówi policjant. - Potem jest wizyta w rejonie, w którym można znaleźć idealnego kandydata.
Idealnego, czyli z meldunkiem, któremu sytuacja finansowa i osobista jest dość obojętna. A gdy uda się już wytypować kandydata, należy go zabrać do sklepu, kupić przyzwoity garnitur. Następnie wędruje się z nim do fryzjera, w razie potrzeby domywa, a przeważnie 2-3 dni przed bankową operacją pilnuje, by nie pił za dużo. Wystarczy już tylko wyposażyć w zaświadczenie o zatrudnieniu i zarobkach.

- Niektóre grupy posuwają się do tego, że tworzą lub przejmują firmy, by móc wystawić to zaświadczenie - mówi oficer. - Pracownik banku dzwoni do pracodawcy i uzyskuje potwierdzenie tych danych.

Potem już tylko zabiera się słupa na krótką wycieczkę śladami banków. Policjanci znają takich, którym udało się jednego dnia wziąć kredyty w 4-5 bankach. Przeważnie 20 tys. zł, kwota nie za duża (aż takiej zdolności kredytowej słup, nawet z niezłym zaświadczeniem, przeważnie nie ma) i nie za mała (w domyśle niewarta starań).

I choć nasz oficer widział już wiele, to ciągle pamięta, jak zaskoczyła go grupa, której nie satysfakcjonowały kredyty na słupa w wysokości 20 tys. zł. Stworzyli więc spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, a słupom powierzyli odpowiedzialne - i bardzo dobrze płatne - stanowiska. Ci "pracownicy" otrzymywali więc wysokie pożyczki, a ich mocodawcy wykorzystywali te pieniądze na spłatę apartamentów na Wybrzeżu. Policjant jest przekonany, że nie udałoby się to, gdyby nie pomoc kogoś z banku.

I choć wydaje się, że najlepsze czasy dla słupów już minęły, co wiąże się chociażby z działalnością Biura Informacji Kredytowej, to nadal podejmowane są takie próby. A słupom z reguły jest wszystko jedno. Część nie zdaje sobie sprawy z tego, w czym bierze udział, inni są świadomi konsekwencji, ale się nimi nie przejmują.

- Wiedziałem, że to przekręt, ale pić się chciało - zeznają na policji. - Najwyżej mnie wsadzą, przynajmniej zimą będę miał ciepło.

Bankowcy niechętnie przyznają się do tego, że padli ofiarą oszustów, zarówno mniej, jak i bardziej zorganizowanych. Na tych zresztą składają się wszyscy klienci, którzy biorą kredyty gotówkowe oraz hipoteczne i to zarówno z ubezpieczeniem, jak i bez niego. Wiadomo z góry, że część kredytów "pójdzie na straty". Na reszcie da się zarobić...

Parabanki pod lupą

Działalności instytucji finansowych, czyli parabanków, z uwagą przygląda się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Urzędnicy prowadzili już kilkadziesiąt postępowań dotyczących instytucji, które nie są objęte nadzorem. Jako ostatnie ukarano spółki Pomocna Pożyczka oraz Baltic Money.

- Urząd ustalił, że zarówno Pomocna Pożyczka, jak i Baltic Money pobierają opłaty przygotowawcze, które nie odpowiadają faktycznie poniesionym kosztom związanym ze sporządzeniem umowy - głosi komunikat UOKiK. - Opłata została określona na jednolitym poziomie, nie odzwierciedlając kosztów ponoszonych w związku z przygotowaniem pożyczki. Ponadto, gdy do zawarcia umowy nie dochodzi, spółki nie zwracają pobranych pieniędzy, obarczając tym samym pożyczkobiorców nadmiernymi kosztami. Zdaniem Urzędu, przedsiębiorca ma prawo zatrzymać jedynie taką część kwoty, która odpowiada faktycznie poniesionym kosztom.

Okazało się, że Pomocna Pożyczka nie podała wszystkich informacji o firmie. Dostępny był tylko odnośnik do strony jedynatakapozyczka.pl. W tym czasie spółka - jak ustalił UOKiK - funkcjonowała pod poprzednią nazwą (PKF Skarbiec). Zdaniem urzędników, gdyby konsumenci mieli pełną informację o tym, że w rzeczywistości pożyczek udziela PKF Skarbiec, mogliby podjąć świadomą decyzję co do wyboru kontrahenta. Spółka nie ocenia także ryzyka kredytowego klientów.

Kara dla Pomocnej Pożyczki przekroczyła 0,5 mln zł, a Baltic Money 3335 zł. Decyzja dotycząca Baltic Money jest prawomocna. Rozstrzygnięcie w sprawie Pomocnej Pożyczki nie jest ostateczne - spółka odwołała się do sądu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki