Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

WYWIAD: Nie do wiary, że wygraliśmy Yapę [WIDEO]

rozm. Roman Czubiński
Krzysztof Szymczak
Z muzykami zespołu Albo I Nie, zwycięzcami 40. Ogólnopolskiego Studenckiego Przeglądu Piosenki Turystycznej "Yapa 2015" w Łodzi.

Spodziewaliście się głównej nagrody na festiwalu?

Nie, tym bardziej, że w sobotę wybiły nas trochę z rytmu problemy techniczne i wracaliśmy do klubu festiwalowego nieco zasmuceni. Ale po ogłoszeniu werdyktu poczuliśmy wielką radość! To dla nas ogromna motywacja do dalszego grania - tym bardziej, że pracujemy właśnie nad naszym drugim albumem. Na pewno skorzystamy też z nawiązanych na Yapie kontaktów z innymi, znakomitymi wykonawcami.

Jak udało się Wam dobrać repertuar, który tak bardzo przypadł do gustu zarówno jury, jak i publiczności?

Na co dzień wykonujemy bardzo różne utwory: zarówno refleksyjne, jak i bardziej żwawe. Ale teraz chcieliśmy, żeby to, co zagramy, porwało widzów. "Waga" to piosenka, do której muzykę napisał Michał, a słowa - jego mama. A "Nie do wiary" to wiersz księdza Jana Twardowskiego z muzyką Jacka Czepułkowskiego i Michała Rostańskiego. To jedyny nasz "obcy" tekst. Michał miał w domu egzemplarz "Elementarza" księdza Twardowskiego, w którym był zaznaczony ten właśnie wiersz. Bardzo się zdziwił, że nikt wcześniej nie stworzył do niego muzyki: ten tekst jest jakby specjalnie do tego przeznaczony!

Czy częściej zdarza się Wam rodzinna współpraca przy tworzeniu piosenek? Jak się ona układa?

Na ogół dobrze. Najczęściej ktoś przynosi Michałowi tekst i określa, jaki rodzaj muzyki sobie wyobraża. Czasami jednak na przekór dobieramy zupełnie inną melodię, niż wydaje się wskazywać tekst. W przypadku "Wagi" Michał zagrał melodię mamie przez telefon i otrzymał akceptację (śmiech).

Wspomnieliście o wykorzystaniu wiersza księdza Twardowskiego. Z treści Waszych utworów wynika, że religia ma dla Was duże znaczenie. Na stronie internetowej piszecie, że rozpoczynacie próby od modlitwy...

Dodajmy, że trzech z nas- Marcin, Michał i Bartosz- poznało się w Scholi w Siemianowicach. Właśnie tam narodził się pomysł na zespół. Gramy razem od trzech lat. Planowaliśmy grać akustycznie w niestandardowych miejscach, w które nie przyjeżdża nikt inny. Występowaliśmy już i na festynach parafialnych, i na zlotach motocyklistów, i w areszcie śledczym. Nie do końca wiedzieliśmy, co z tego wyjdzie. Zresztą do tej pory chyba nikt nie nazwał gatunku muzyki, który wykonujemy (śmiech).

Spośród innych wykonawców przeglądu wyróżniał Was, między innymi, nietypowy strój...

To prawda, że na Yapie królują raczej polarowe bluzy i trapery. My jednak wychodzimy z założenia, że "czego się nie dośpiewa i nie dogra, to się dowygląda". Dlatego na każdy koncert ubieramy się tak samo: białe koszule i czarne krawaty. Choć rzeczywiście, były obawy, że oryginalny jak na Yapę strój zaszkodzi nam w konkursie (śmiech).

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Czym wyróżnia się yapowa publiczność?

W każdym mieście widzowie zachowują się trochę inaczej. U nas, na Śląsku, ludzie odbierają muzykę na wesoło: bawią się, kiwają do rytmu. A kiedy przyjeżdżamy, na przykład, do Krakowa, widzimy, że są bardziej skupieni na tekście. A publiczność na Yapie to po prostu ogień! Nie spotkaliśmy się do tej pory z tak żywiołową, zgraną widownią, która przez trzy dni jest na nogach, nie śpi i jest w ciągłej interakcji z wykonawcami. Z drugiej strony, to sytuacja, która jest dla nas wielkim wyzwaniem: musimy być bardzo czujni i mieć jasny umysł, żeby reagować na to, co krzyknie ktoś z publiczności. No i trzeba być wysportowanym, żeby robić tradycyjne fikołki (śmiech).

Czym zajmujecie się na co dzień?

Marcin jest fizjoterapeutą, Wojtek - informatykiem, a Michał - pracownikiem biurowym na Uniwersytecie Śląskim. Lubimy też chodzić po górach - może nie po Bieszczadach, ale po Beskidzie Śląskim, w który mamy bliżej. A Bartosz studiuje turystykę i rekreację, więc można nazwać go znakomitym teoretykiem chodzenia po górach (śmiech).

W jaki sposób, Waszym zdaniem, nagroda na 40., jubileuszowej Yapie wpłynie na Waszą dalszą działalność?

Zobaczymy za kilka lat. Dziś trudno o tym mówić. Na razie wiadomo, jak wpłynie na naszą najbliższą próbę: przez półtorej godziny, zamiast ćwiczyć, będziemy rozmawiali o tym, co działo się na łódzkim festiwalu (śmiech). Na pewno skorzystamy z zaproszenia na przeglądy "Bazuna" w Sulęczynie i "Strefa Chwały" do Starego Sącza. Szkoda, że szeroko rozumiana piosenka turystyczna jest tak mało obecna w mediach.

Rozmawiał:Roman Czubiński

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki