Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wywiad z prof. Stanisławem Bieleckim, byłym rektorem Politechniki Łódzkiej. O konkursie na uczelnie badawcze i o integracji szkół wyższych

Maciej Kałach
Maciej Kałach
Profesor Stanisław Bielecki
Profesor Stanisław Bielecki Archiwum prof. Stanisława Bieleckiego
Z prof. Stanisławem Bieleckim, byłym rektorem Politechniki Łódzkiej (kierującym uczelnią w latach 2008-2016), profesorem w Instytucie Biotechnologii Molekularnej i Przemysłowej PŁ, rozmawia Maciej Kałach.

Żadna z łódzkich uczelni nie otrzymała tytułu badawczej w rozstrzygniętym pod koniec października konkursie ministra nauki. Jego międzynarodowi eksperci zasugerowali w ocenach Uniwersytetu Łódzkiego i Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, że oba powinny się połączyć. Pan przed dekadą myślał jeszcze szerzej: o Uniwersytecie Centralnej Polski, czyli o rodzaju fuzji wszystkich uczelni publicznych z Łodzi. Ten pomysł wciąż jest wart realizacji?

To wciąż żywa i potrzebna inicjatywa dla środowiska łódzkiego i nie tylko. Przyszłość szkolnictwa wyższego wiąże się z absolutnie nowymi wyzwaniami i nową rolą uczelni. Postawmy sobie pytanie: w jaki sposób przygotowujemy absolwentów do pracy na rzecz zrównoważonego rozwoju, który również poprawia jakość życia ludzi? Młodzi ludzie bardzo szybko zareagowali na zmiany klimatyczne, ich uwadze nie uszły sprawy zachowania bioróżnorodności i inne ujemne efekty działania człowieka, nagromadzające się w naszym środowisku. Uczmy ludzi, aby służyli społeczeństwu, z szerokim spojrzeniem na dziedzinę, w której się specjalizują. Zagadnienie zrównoważenia rozwoju technologicznego i dobrobytu społecznego jest zadaniem współczesnych instytucji szkolnictwa wyższego. Stąd potrzeba łączenia różnych nauk. Proszę sobie przypomnieć olbrzymie protesty w związku z próbą budowy obwodnicy Augustowa w wariancie przez Dolinę Rospudy. Gdyby inżynier, który ją zaprojektował, miał odpowiednią wiedzę dotyczącą potrzeby i sposobu utrzymania bioróżnorodności, na pewno inaczej poprowadziłby swoją trasę. Integracja uczelni daje nam szanse w dojściu do takiego holistycznego podejścia. Po wynikach konkursu na uniwersytety badawcze widać, że żadna z łódzkich uczelni niewystarczająco dobitnie przedstawiła nowatorskie plany rozwoju przyszłościowych kierunków badawczych dla XXI wieku na bazie – obecnego i wzbogacanego przez międzynarodowe kontakty – własnego potencjału. A co się zmieni przez najbliższe lata, do momentu ogłoszenia kolejnego konkursu? Konkurencja nie będzie stała w miejscu, więc moim zdaniem integracja potencjału badawczego gwarantującego interdyscyplinarność tematyki badawczej i jej włączenie w proces dydaktyczny pozwoli – nie tylko lepiej wytłumaczyć młodym świat – ale i być mocnym atutem w przyszłym konkursie. Procesy integracyjne uczelni zachodzą nie tylko w wielu krajach, ale również Komisja Europejska promuje powstawanie Uniwersytetów Europejskich, będących zintegrowaną w różny sposób strukturą kilku uczelni z co najmniej trzech państw Unii Europejskiej. W pierwszym – pilotażowym – konkursie powstało 17 takich uniwersytetów, w których znajduje się sześć polskich uniwersytetów, notabene pięć z nich dostało również status uczelni badawczej. 5 listopada w Brukseli ogłoszono kolejny konkurs na 24 Uniwersytety Europejskie z kwotą dofinansowania 120 mln euro.

Aktualne władze łódzkich uczelni są w stanie przyjąć argumenty za integracją?

Dziesięć lat temu mówiłem o integracji, że jeśli nie zrobimy tego my, zrobią to nasze dzieci. Wciąż pozostaje kwestią wyboru, w jaki sposób i jak szybko. Pamiętajmy, że nie jesteśmy samotną wyspą. To nie jest wyłącznie sprawa środowiska akademickiego – to także wpływ samego miasta i regionu. Mamy w Łodzi prawie wszystko, ale pod różnymi flagami: np. pod jedną my chwalimy się osiągnięciami w IT, biotechnologią przemysłową, biogospodarką czy technologiami materiałowymi, zaś inni – pod swoją flagą– np. badaniami nad zdrowym starzeniem się. Z drugiej strony, już prowadzone są w Łodzi np. wspólne interdyscyplinarne studia doktoranckie Uniwersytetu Łódzkiego, Uniwersytetu Medycznego w Łodzi i Politechniki Łódzkiej – InterChemMed. A werdykt w konkursie na wybór uczelni badawczych sprawi, że znowu będziemy rozmawiać, czy warto się integrować i na jakiej drodze. Według mnie, jest właściwa droga dla Łodzi, na którą moglibyśmy wejść teraz, bez większych sporów: to, co już istnieje, np. dotychczasowe struktury, niech zostaną przypisane do swojej uczelni, ale nowo powstające powołujmy już wspólnie. Nie dla samego ich tworzenia, ale z myślą o sprawach, o których wspomniałem na początku.

Co mogłoby być przykładem nowej struktury?

Międzynarodowe Centrum Badań Innowacyjnych Biomateriałów powstałe na podstawie konkursu ogłoszonego przez Fundację Nauki Polskiej. Ciężar przygotowania aplikacji na powstanie tego unikatowego Europejskiego Centrum Badawczego spoczywał na mnie, prof. Piotrze Paneth i prof. Klausie Muellenie z Instytutu Maxa Plancka z Moguncji. Choć formalnie centrum jest przypisane do Politechniki Łódzkiej, to zgodnie z wymogami konkursu jest autonomiczną jednostką. W niej Międzynarodowy Komitet Naukowy, składający się ze światowej sławy uczonych, będzie decydował o jakości badań i kadry tego centrum, której zapleczem będą pracownicy i absolwenci łódzkich uczelni. Obecnie prowadzony jest międzynarodowy konkurs na dyrektora tej jednostki.

Wspomnieliśmy już o konkursie na wyłonienie dziesięciu polskich uczelni badawczych – z lepszym finansowaniem i świadomością laureatów tego konkursu, że weszło się do „elity”. Jak pan ocenia pomysł zorganizowania takiej rywalizacji? Uniwersytet Łódzki, Politechnika Łódzka oraz Uniwersytet Medyczny w Łodzi znalazły się w dwudziestce szkół wyższych z prawem do udziału w konkursie, ale jego werdykt nie przyniósł im sukcesu. Co dla pana oznacza ten werdykt? Jak ocenia pan głosy, np. Tomasza Treli, byłego wiceprezydenta miasta, posła SLD, że mógł on mieć zabarwienie polityczne, bo obecny rząd „nie lubi Łodzi”?

Nie znam wypowiedzi pana wiceprezydenta, zatem ją zostawmy. Powiem tylko tyle, że świat nauki rządzi się innymi prawami niż świat polityki. Niestety, nie są mi znane szczegółowe zasady oceny aplikacji uczelni w konkursie, ale dostępne są opinie ekspertów, którzy jej dokonali. Można zapoznać się z ich dorobkiem i ocenić poziom ich fachowości. Gdybyśmy byli państwem dysponującym w pełni rozwiniętym systemem finansowania badań naukowych i wdrożeniowych, tobym się zastanawiał, czy ten konkurs jest potrzebny. Ale my ciągle w wielu dziedzinach potrzebujemy liderów, także instytucjonalnych – bo środki finansowe przeznaczane na te cele są ograniczone: i to zarówno z budżetu państwa, jak i z biznesu. Mam nadzieję, że sprawni liderzy pociągną pozostałych. Chociaż mam obawy, czy te dodatkowe setki milionów złotych, bo o takich kwotach dla uczelni badawczych na dogonienie ośrodków europejskich mówimy, nie przełożą się w Polsce na uprawianie nauki dwóch prędkości. To nie jest pochlebne dla świata akademickiego Łodzi, że nie znaleźliśmy się w tej pierwszej dziesiątce, ale jesteśmy w tej drugiej i zobaczymy, jak wypadnie następny taki wybór. Jest to trudne zadanie dla Łodzi akademickiej, jak i dla jej otoczenia. Eksperci na pewno brali pod uwagę, jak przyjęte rozwiązania problemów lokalnych oddziałują na szersze otoczenie – nawet globalne. W tym procesie istotną inspirującą rolę mogą odegrać samorządy.

Co pan rozumie przez to otoczenie? Nasze uczelnie nie mają z kim wdrażać swoich osiągnięć badawczych w biznesie?

Łódź nam pięknieje i każdy się z tego cieszy. Nie jesteśmy jednak miastem, które jest wystarczająco bogate w biznes w porównaniu z innymi ośrodkami. W jednych obszarach przemysł współpracuje z uczelniami, w innych – nie. Nie powstaje u nas wystarczająco dużo start-upów, choć mamy ich coraz więcej. Jeśli chodzi o liczbę studentów, demografia szczególnie nam nie sprzyja. Podobnie jak możliwości, które ma teraz młodzież. Z Publicznego Liceum Ogólnokształcącego Politechniki Łódzkiej ponad połowa absolwentów idzie na inne uczelnie lub wyjeżdża na studia za granicę. Podkreślę jeszcze, że w konkursie oceniano aplikacje uczelni, czyli ich plany w danym otoczeniu, a nie stan obecny, który próbują oddać rankingi. Często pada pytanie, czemu w przypadku naszej politechniki w rankingach jest dobrze, a w konkursie ministerstwa nie jesteśmy w pierwszej dziesiątce. To trochę inne sprawy, bo inne są kryteria oceny.

Wdrażana przez obecnego ministra nauki reforma akademicka to nie tylko konkurs, który wyłonił uczelnie badawcze. Które ze zmian szczególnie pan zauważa? Zazdrości pan swojemu następcy, że zyskał prawo do wskazywania dziekanów? Przed reformą byli to wybrańcy elektorów na wydziałach.

Przy nowej ustawie o szkolnictwie wyższym pracowałem w początkach debat na temat jej kształtu, czyli w końcu ostatniej z moich kadencji rektorskich. Moja praca dotyczyła założeń powstania nowej Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej. Tym obszarem zajmowałem się także w Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, bo ogromnie zależy mi na internacjonalizacji naszych uczelni: także o decydowaniu, jakich obcokrajowców przyjmujemy do Polski, dając im nasze stypendia. W debatach byłem też wielkim zwolennikiem wysyłania polskich doktorantów za granicę do wyłącznie najlepszych laboratoriów świata. Ich powrót do kraju z nowym doświadczeniem zasilałby kadry naszych uczelni i instytucji badawczych, pozwalając na podtrzymywanie współpracy międzynarodowej. Na szczęście, to stało się programem agencji. Na inne elementy reformy już wpływu nie miałem. Tak, przyniosła ona szerszą władzę rektorom, w tym większy wpływ na decydowanie o podziale środków finansowych. Rektor może teraz jednoosobowo decydować, na które obszary nauki przeznaczać wyższe finansowanie. Co do nowej władzy rektora w decyzjach personalnych: jeżeli obsadzenie odpowiednich stanowisk przez rektora nauczycielami akademickimi pozwoli na uzyskanie bardzo dobrej oceny ewaluacyjnej uczelni, będzie oznaczało, że te wybory były trafne.

A jeśli nie?

To rektor ma prawo ich zmienić. Generalnie jednak uważam, że odpowiedzialność rektora nie została dobrze zdefiniowana. Z mojego doświadczenia wynika jednak, iż ogrom obowiązków nałożonych na rektora będzie wymagał ich delegowania i komplikował zarządzanie strategiczne. Świat nauki to bardzo interesujące, ale i specyficzne środowisko, robiące coś nowego i to według własnego widzenia świata i uznania. Czasem lepiej im nie przeszkadzać. Jeżeli uzyskują na to granty badawcze, rektor nie musi się obawiać o rozwój uczelni. Po reformie spadło znaczenie ciał kolegialnych. Przypuszczeń, jak będzie działała nowa ustawa, powstało mnóstwo: zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Teraz wiele uczelni śledzi skutki zapisów w ustawie, które weszły w życie – nie zawsze po transparentnym procesie – na codzienną pracę zarządu uczelni czy poszczególnego pracownika lub studenta. Spodziewam się kilku nowelizacji, bo jest wiele do „zreperowania”.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki