Jan Tomaszewski był bez wątpienia lepszym bramkarzem od swojego imiennika, mistrza Polski z 1958 roku, ale z łódzkim zespołem tytułu najlepszej drużyny w kraju akurat nigdy nie zdobył.
Tomaszewski zapewne nigdy nie wylądowałby w Łodzi, gdyby nie dwa feralne dla niego spotkania. Jednym z nich była porażka reprezentacji Polski z RFN, drugim klęska Legii w Bukareszcie z Rapidem. - „Jesteś skończony” – krzyczeli stołeczni (i nie tylko) kibice pod adresem popularnego „Tomka”, ten więc wkrótce zwinął manatki i pojawił się w al. Unii 2.
ZOBACZ NA KOLEJNYM SLAJDZIE
Na Tomaszewskiego (pan Jan często wspominał, że nazywano go wówczas w kraju „wrogiem publicznym numerem jeden”) postawił trener ŁKS, Paweł Kowalski. To on dostrzegając potencjał w wygwizdywanym w Warszawie bramkarzu pozwolił rozwinąć mu skrzydła.
Dzięki temu Jan Tomaszewski został wkrótce najlepszym bramkarzem ligi i odzyskał zaufanie selekcjonera reprezentacji. A warto przy tej okazji wspomnieć, że selekcjonerem, który dał kolejną szansę Tomaszewskiemu był nie kto inny jak Kazimierz Górski, od 1973 roku łączący pracę w reprezentacji z funkcją trenera-koordynatora w Łódzkim Klubie Sportowym.
ZOBACZ NA KOLEJNYM SLAJDZIE
Jan Tomaszewski stał się jednym z piłkarskich symboli łódzkiego klubu lat 70. W międzyczasie było Wembley, kapitalny mecz Mirosława Bulzackiego i przede wszystkim właśnie Tomaszewskiego, w końcu podium na mundialu w 1974 roku, którego jedną z największych gwiazd okazał się bramkarz ŁKS, pierwszy w historii golkiper, który na jednym turnieju obronił dwa rzuty karne.
ZOBACZ NA KOLEJNYM SLAJDZIE
Należy przy tym pamiętać, że są wśród kibiców ŁKS także i tacy, którzy uważają, że ogromne zaufanie jakim cieszył się „Tomek” w al. Unii 2 odbiło się klubowi czkawką. Jego konflikt z trenerem Leszkiem Jezierskim (a i Stanisławem Terleckim) kilka razy pokrzyżował szyki „Rycerzom Wiosny”, czego efektem była zdaniem wielu m.in. seria siedmiu porażek z rzędu wiosną 1977 roku. ŁKS stracił wówczas szansę na wygranie ligi.
ZOBACZ NA KOLEJNYM SLAJDZIE