Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z łódzkiego wojewody PiS cieszy się PO

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda Grzegorz Gałasiński
Zadziwiające rzeczy dzieją się na łódzkiej scenie politycznej. Otóż rząd PiS powołał nowego wojewodę łódzkiego i za ten wybór profesora Zbigniewa Raua chwalona jest premier Beata Szydło przez łódzkich polityków PO i PSL. A w PiS jakby jakaś żałoba nastała...

Słyszałem nawet wypowiedź radnego PiS, Bartłomieja Dyby-Bojarskiego, który stwierdził, że „nie spodziewa się w związku z tym wyborem jakiegoś oporu w partii”. I nie ma się co dziwić, oczekiwania aparatu partyjnego były zupełnie inne, a żeby zrozumieć traumę łódzkiego PiS, trzeba się cofnąć 10 lat wstecz. Wtedy wojewodą wskazaną przez ówczesnego szefa MSWiA w rządzie PiS Ludwika Dorna, została Helena Pietraszkiewicz z Lublina, co było jak wotum nieufności do lokalnej organizacji PiS.

Teraz, w kuluarowych rozmowach już po powołaniu rządu PiS, a jeszcze przed powołaniem nowego wojewody łódzkiego ta trauma odżywała, bo byli tacy członkowie PiS, którzy na serio rozważali powrót scenariusza sprzed 10 lat, nawet identycznego, bo z Pietraszkiewicz ponownie w roli wojewody, po czym chwilę potem pocieszali się, że „łódzkie PiS jest teraz zbyt mocne, by potraktować je w ten sam sposób”. A jak wyszło? W sumie podobnie. Bo profesor Rau nie należy do PiS, zatem droga do jego gabinetu nie będzie tak prosta, jak by mogła być, gdyby wojewodą został partyjny kolega. Tak właśnie stało się w większości województw, bo aż w trzynastu na szesnaście powołania otrzymali radni PiS różnych szczebli samorządu, albo senatorowie czy wiceburmistrz, w każdym razie były to nominacje czysto partyjne.

Dlaczego w Łodzi jest inaczej, tego nikt tutaj nie wie. Wiadomo, że nowego wojewodę rekomendacją wsparli profesorowie Piotr Gliński i Michał Seweryński. Bo łatwiej będzie im się dogadać z równym sobie? Kto wie. Ale równie dobrze może to być efekt fiaska eksperymentu przemodelowania struktur w partii w Łódzkiem. PiS jest podzielony na okręgi sejmowe, a przed dwoma laty trzy łódzkie okręgi partyjne scalono w jeden, odpowiadający granicom administracyjnym województwa. Wtedy szefem tego największego w strukturach partii okręgu Jarosław Kaczyński ogłosił posła Marcina Mastalerka, wtedy wschodzącą gwiazdę. Mówiło się wówczas, że to taki wybieg, który pozbawiłby władzy Antoniego Macierewicza w „małym” okręgu piotrkowskim. Mastalerek przez ten czas na ile mógł, układał ten duży okręg pod siebie, szastając jedynkami w wyborach samorządowych dla swoich ludzi w całym województwie. Ale gdy Kaczyński w partii go skasował, PiS w Łódzkiem nie ma jednego, wyrazistego ośrodka władzy. I dziś mamy konkurujące ze sobą frakcje: są „macierewiczowcy”, są ludzie zbliżający się do Piotra Glińskiego, są jeszcze „mastalerkowcy” i ludzie trwający przy zawsze stojącej w cieniu, ale wpływowej Janinie Goss.

Kto wie, może Kaczyński tak to wymyślił, że warto te frakcje trzymać na dystans właśnie powołując wojewodę spoza środowiska PiS (ale nie do końca w nim nie znanego), bo lepsze to, niż dawanie którejś z nich zwycięstwa. Tak też paradoksalnie jest z nowym wicewojewodą. Choć to Karol Młynarczyk, radny PiS, czyli niby swój, ale jednak z odległego Pajęczna. Choć funkcję zastępcy wojewody uzyskał z politycznego nadania Janiny Goss, to cóż z tego, skoro wicewojewodą znowu nie został ktoś z PiS w Łodzi? Do nowego wicewojewody znów trzeba będzie wydepytwać ścieżki, pomijając już nawet tę oczywistość, że nie wszyscy w łódzkim PiS są fanami Janiny Goss, a po prostu czują do pani skarbnik polityczny respekt. W tle tej układanki jest jeszcze jedna istotna rzecz: ktoś kiedyś w PiS musi wziąć przywództwo w okręgu i to może być transakcja wiązana ze stanowiskiem wicewojewody. Młynarczyk to człowiek Beaty Mateusiak-Pieluchy, nowej posłanki z okręgu sieradzkiego, wcześniej tak jak Młynarczyk, powiatowej radnej w Pajęcznie. Otóż ta nowa posłanka bardzo chce rządzić okręgiem łódzkim PiS a pomaga jej w tym Janina Goss, która w takiej układance miałaby jeszcze więcej do powiedzenia w PiS w Łodzi.

A wracając do wojewody: do wojewody, który jest kolegą z partii, jak to się stało w większości województw, łatwiej jest pójść i załatwić komuś robotę, a jak nie robotę, to choćby polecić do podania pod wątpliwość którąś z uchwał przegłosowaną w mieście przez koalicję PO - SLD, albo w sejmiku przez PO-PSL. Ale do profesora prawa, który nie jest kolegą z partii już łatwo pójść nie będzie. I stąd ta radość PO i PSL z nominacji akurat tego wojewody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki