Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za granicą miała czekać praca marzeń. Czekała mafia

Agnieszka Jasińska
Niestety, większość pokrzywdzonych nie jest świadoma tego, że są ofiarami handlu ludźmi
Niestety, większość pokrzywdzonych nie jest świadoma tego, że są ofiarami handlu ludźmi 123RF
Wyjeżdżają za chlebem. Za granicą mają zarobić na rodzinę i szczęśliwie wrócić do domu. Niestety, życie często dopisuje inny scenariusz. Zamiast pracy marzeń za granicą może czekać prawdziwy koszmar. 45-latka z Łęczycy była bita i zmuszana do prostytucji. Na szczęście udało jej się uciec z piekła.

Od 30 kwietnia milczy telefon Iwony z Łodzi. Jej rodzina odchodzi od zmysłów. Mąż i syn nie wiedzą, co się z nią stało. 18 kwietnia Iwona wyjechała do pracy do Niemiec. Miała tam opiekować się starszą osobą. Mąż pożegnał ją na stacji Łódź Kaliska. Tam widział ją ostatni raz.

Miała być praca i mieszkanie

Iwona ma 55 lat. W Łodzi przez cztery lata nie mogła znaleźć pracy. Była zarejestrowana jako bezrobotna. W Niemczech miała zarobić pieniądze. A potem szczęśliwie wrócić do domu. Póki co, ta historia nie ma happy endu.

- Żona znalazła zatrudnienie w Niemczech przez agencję pośrednictwa pracy. Wszystko miało być w porządku. Przed wyjazdem nie zapłaciła ani grosza. Agencja zorganizowała dojazd, znalazła jej też mieszkanie, nie można na nic narzekać - opowiada mąż Iwony. - Żona dojechała do Niemiec, podjęła pracę. A potem ślad po niej zaginął.

Mąż Iwony bierze pod uwagę każdy scenariusz. Szuka żony, gdzie może.

- Powiadomiliśmy policję, konsulat, dajemy ogłoszenia w niemieckich gazetach. Oby się tylko odnalazła... - załamuje głos łodzianin. - To bardzo dziwna sprawa.

Agencja, która znalazła pracę Iwonie, zajmuje się rekrutacją opiekunek i personelu medycznego. Chwali się, że już kilkanaście tysięcy opiekunek znalazło dzięki niej zatrudnienie. Agencja ma także oferty dla osób bez wykształcenia medycznego.

- Nie mamy kontaktu z panią Iwoną od 3 maja - dowiadujemy się w agencji. - Współpraca nie układała się nam najlepiej.

Policja podała rysopis Iwony. Jej zdjęcie ukazało się w niemieckiej prasie. Dramat kobiety zamyka się w kilku zdaniach. Łodzianka ma 165 cm wzrostu, waży 56 kg. Jest szczupłej budowy ciała. Ma jasne, proste i krótkie włosy. Jej twarz jest szczupła, nie ma znaków szczególnych.

Iwony szukają m.in. policjanci z VI Komisariatu Policji w Łodzi. Wszelkie informacje, mogące przyczynić się do ustalenia miejsca pobytu zaginionej, można kierować do oficera dyżurnego pod numer 42 665-13-00 i 665-13-01. Telefony są czynne całą dobę. Natomiast w godz. 8-16 można dzwonić pod numer 42 665-13-12 oraz 665-13-49. Informacje można też przekazywać pod numer 997 oraz 112.

Burdel zamiast pracy w barze

W styczniu ubiegłego roku do pracy w barze na terenie Niemiec wyjechała też 45-letnia mieszkanka Łęczycy. Kobieta wcześniej już wyjeżdżała do pracy za granicę i wszystko było w porządku. Tym razem wyjazd organizowała jej koleżanka. Nie było powodów do niepokoju.

- Kiedy kobiety dojechały na miejsce, niespodziewanie okazało się, że znajoma musiała wrócić w sprawach rodzinnych do Polski. 45-latka została pod opieką wskazanego jej przez koleżankę Polaka. To on przewiózł ją do innej miejscowości do budynku, gdzie na dole był bar, a na górze kilka pomieszczeń, w których zorganizowano burdel - opowiada podinsp. Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Interes prowadziła Niemka i Turek. Polka była zamknięta przez około 1,5 tygodnia, zmuszana do prostytucji, jej telefon nie miał doładowania, więc nie działał. Skopiowano jej dokumenty, oryginał oddano, ale to nic nie zmieniało, bo kobieta nie miała kontaktu ze światem zewnętrznym.

To był koszmar. Kiedy 45-latka odmawiała usług seksualnych, była bita.

- Od czasu do czasu dawano jej do jedzenia pizzę i do picia kawę, po której czuła się dziwnie senna, tak jakby coś do niej dodawali - kontynuuje podinsp. Kącka. - Ostatecznie udało jej się wysłać do córki SMS-a z telefonu pracującej w burdelu Rumunki. Córka w lutym zawiadomiła policję w Polsce. Wszystkie materiały przekazano stronie niemieckiej. Zbiegło to się z uwolnieniem kobiety dzięki pomocy pracującej w burdelu prostytutki.

Policjanci ostrzegają rodziny osób, które wyjechały do pracy za granicą. - Jeśli bliscy coś podejrzewają, nagle tracą kontakt, to powinni zgłosić zaginięcie - zaznacza podinsp. Kącka. - Ważne, aby jeszcze przed wyjazdem ustalić pewne zasady, na przykład telefon do rodziny określonego dnia o określonej godzinie.

Nie taka stawka, nie takie warunki

W ocenie kryminalnych ostatnio obserwuje się nieco inne zjawisko niż jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu, kiedy wiele osób wyjeżdżało za chlebem na zmywak, do sprzątania domów czy opieki nad dziećmi.

- Młode kobiety, wyjeżdżając do pracy za granicę, dobrze wiedzą, że jadą do agencji towarzyskich. Jednak na miejscu spotykają się z innym traktowaniem niż obiecywano. Dostają niższe stawki, są poddane większej kontroli, mają więcej klientów niż obiecywano - mówi podinsp. Kącka. - Prowadzi to wprost do takich przestępstw, jak pozbawienie wolności. Na pewno część z tych kobiet po powrocie do kraju nie zgłasza tego, co je spotkało.

Na szczęście nie wszystkie historie kończą się źle. W ostatnie wakacje 17-latka z Łodzi wyjechała do pracy do Hiszpanii. Tam pracował już jej ojciec.

- Oznajmił córce, że nie będzie jej dłużej utrzymywać i że dziewczyna ma znaleźć zatrudnienie. Wtedy 17-latka zniknęła - opowiada podinsp. Kącka. - Zawiadomienie o zaginięciu wpłynęło do polskiej policji od matki. Po wymianie informacji z hiszpańskimi policjantami potwierdzono, że dziewczyna pracuje w innej części Hiszpanii. Zajmowała się dziećmi. Z własnej woli zaprzestała kontaktu z rodziną.

Podinspektor Kącka dodaje, że takie zaginięcia dotyczą bardzo często mężczyzn.

- Często zdarza się tak, że mężczyzna wyjeżdża za granicę, żeby zarobić na rodzinę. I znika bez śladu. Rodzina odchodzi od zmysłów, a potem okazuje się, że ojciec i mąż założył sobie drugą rodzinę w nowym miejscu i rozpoczął nowe życie - mówi podinsp. Kącka.

309 zaginionych za granicą w bazie Itaki

Osób, które zaginęły za granicą, poszukuje m.in. Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych Itaka.

- Nie mamy niestety możliwości podać dokładnych danych co do liczby osób, które wyjechały do pracy i zaginęły - zaznacza Anna Krzos z fundacji Itaka. - Aktualnie w naszej bazie mamy 309 aktywnych spraw osób zaginionych prawdopodobnie za granicą. Jeśli chodzi o okoliczności zaginięć to z uwagi na fakt, że osoby pracujące za granicą nie mieszkają z rodziną, która mogłaby szczegółowo opisać ostatnie chwile czy dni przed zaginięciem, zazwyczaj nie ma jasności co do tego, co i kiedy dokładnie się wydarzyło. Następuje po prostu nagła utrata kontaktu z bliskimi w kraju.

Krzos podkreśla, że czasem rodzina wyjawia, że zaginiony ostatnio dzwonił czy pisał coraz rzadziej, niechętnie wracał do kraju.
- Czasem pojawia się informacja o złym stanie psychicznym takiej osoby, depresji czy innych problemach natury psychicznej, będących przyczyną na przykład utraty pracy czy kłopotów finansowych - mówi Krzos.

Osoby zaginione odnajdują się w wielu przypadkach dzięki wsparciu informatorów.

- Gdy wysyłamy komunikaty i wizerunki zaginionych do mediów, stają się one widoczne dla Polonii za granicą - opowiada Krzos. - Ktoś znajomy, również mieszkający za granicą, lub też sama osoba zaginiona może je zauważyć i wówczas zgłasza się do nas. Informator, czyli osoba, która widziała gdzieś osobę zaginioną lub zna ją osobiście, może jej przekazać, że policja, rodzina i Itaka go poszukują, dzięki czemu zaginiony skontaktuje się z nami i potwierdzi, że jest cały i zdrowy, a my będziemy mogli zamknąć poszukiwania.

Wstyd przed powrotem do domu

W bazie osób zaginionych Itaki są osoby, które wyjechały za granicę, by pracować w charakterze opiekunów osób starszych,pracowników budowlanych, kierowców czy też w ogrodnictwie, przy zbiorze warzyw i owoców.

- Zdarza się, że ktoś, kto wyjechał do pracy poza Polskę, chce po prostu rozpocząć nowe życie, polepsza się jego sytuacja finansowa, zakłada nową rodzinę i nie chce wracać do przeszłości - przyznaje Krzos. - Często jednak to nie sukces za granicą, ale wręcz przeciwnie, trudności i problemy życiowe, stają się przyczyną zerwania kontaktu. Brak pracy i pieniędzy w obcym środowisku, gdzie nie ma się do kogo zwrócić po pomoc, jest o wiele bardziej dotkliwy niż w otoczeniu bliskich osób. Do tego dochodzi wstyd związany z poczuciem, że wyjazd okazał się nieudany i nie przyniósł spodziewanych korzyści. To również może być przyczyną zerwania kontaktu z rodziną w Polsce. No i wreszcie ostatnia przyczyna - stosunkowo najrzadziej występująca - wypadek losowy, choroba czy śmierć.

Sprawy rozwiązane, nie zawsze szczęśliwie

Ze statystyk Itaki wynika, że liczba spraw rozwiązanych jest dość wysoka - około 90 procent, przy czym nie oznacza to, że wszystkie te sprawy kończą się dobrze.

- Rozwiązaniem sprawy jest zarówno nawiązanie kontaktu z zaginionym, jak i pojawienie się informacji, że dana osoba nie żyje - mówi Krzos.

Specjaliści Itaki radzą, żeby w przypadku zaginięcia osoby jak najszybciej zgłosić ten fakt na policji.

- Należy pamiętać, że policja musi przyjąć nasze zgłoszenie natychmiast, nie trzeba czekać 24 godziny od zaginięcia - mówi Krzos. - Wystarczy, że rodzina nie wie, co się dzieje z osobą, nie ma z nią kontaktu. Trzeba pamiętać, że im szybciej rozpoczną się poszukiwania, tym większa szansa na odnalezienie. Po zgłoszeniu zaginięcia na policję, najlepiej zgłosić je do nas. Fundacja Itaka prowadzi bezpłatne poszukiwania w stałej współpracy z policją. Zaginięcie bliskiej osoby można zgłosić poprzez stronę internetową lub telefonicznie.

Krzos podkreśla, że po zauważeniu nieobecności bliskiej osoby, rodziny mogą część czynności poszukiwawczych zrobić samodzielnie.

- Polecamy bliskim zaginionego, aby zadzwonili do okolicznych szpitali, także psychiatrycznych - mówi Krzos. - Trzeba wówczas sprawdzić czy nie została przyjęta w ostatnim czasie osoba o danym imieniu i nazwisku lub osoba bez ustalonej tożsamości. Rodziny mogą także skontaktować się z infolinią o wypadkach komunikacyjnych. Najważniejsze jest jednak dokładne przeszukanie domu zaginionego (także piwnic, strychu), miejsca zaginięcia i najbliższych okolic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki