Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo taksówkarza w Łodzi. Zabili, bo chcieli zdobyć dużego fiata, a potem uciec na zachód

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Ta zbrodnia na początku lat siedemdziesiątych wstrząsnęła całą Polską. Dwóch chłopaków z Konstantynowa Łódzkiego zabiło taksówkarza z Łodzi

Jest wrzesień 1972 roku. Milicjanci z Łodzi odbierają telefon. Koło Konstantynowa Łódzkiego, w miejscowości Rszew, wydarzył się wypadek samochodowy. Kierowca nie żyje. Nikt nie przypuszczał, że tak zaczyna się historia, która wstrząśnie nie tylko Łodzią. Samochód znalazło dwóch uczniów z okolicy. Zauważyli niebieskiego fiata 125, jeżdżącego jako taksówka, który stał wbity w brzozę. Miał uszkodzony zderzak i maskę. W środku, na siedzeniu kierowcy leżał zakrwawiony mężczyzna...

Na miejsce przyjechała milicja, prokurator. Była już noc, gdy przy nogach zwłok mężczyzny znaleziono łuskę od broni małokalibrowej, drugi pocisk leżał za fotelem. Na głowie mężczyzny odkryto duże rany... Nie miano już wątpliwości, że taksówkarz został zastrzelony. Ustalono, że był nim 28-letni mieszkaniec Łodzi, Czesław Pacha, mąż i ojciec dwojga dzieci.

Milicjanci z Konstantynowa Łódzkiego szybko wytypowali podejrzanych. Podejrzenie padło na dwóch mieszkańców tego miasta - 19-letniego Janusza Dębińskiego i 18-letniego Konstantego Federa.

Czytaj też:Zabójstwo taksówkarza ze Zduńskiej Woli. Zapadł wyrok [ZDJĘCIA]

- Obaj interesowali się bronią, robili samopały - przypomniał sobie jeden z konstantynowskich milicjantów.

Konstanty Feder miał dziewięć lat, gdy umarła mu matka. Został z ojcem alkoholikiem i trójką rodzeństwa. Naukę skończył w szóstej klasie szkoły podstawowej. Pracował dorywczo na budowach, przy wykopkach.

Rok starszy Janusz Dębiński pochodził z rozbitej rodziny. Kilka lat wcześniej rozwiedli się jego rodzice. Jak podają w książce „Pitaval Łódzki” Jarosław Warzecha i Adam Antczak, uchodził za inteligentnego, ale leniwego ucznia. Ostatnio pracował w zakładach im. Jurczaka.

Czytaj:Proces o zabójstwo taksówkarza. Gryps z więzienia od kluczowego świadka w sprawie

Milicjanci wkroczyli do mieszkania Federa i Dębińskiego. U Federa znaleźli zakrwawioną, niebieską ortalionową kurtkę typu „szwedka”. Rodzina powiedziała, że Konstanty wyszedł z domu razem z Januszem Dębińskim i od tej pory się nie pojawił. W czasie rewizji u Dębińskiego znaleziono dwie świecie dymne, „wycior” do broni. W komórce były też kartki ze stemplem „Narodowe Siły Zbrojne” oraz „Nakaz rewizji”. Znaleziono też oryginalny egzemplarz „Mein Kampf”.

Jeden z kolegów poszukiwanych, do którego dotarli milicjanci, Piotr K. opowiadał, że Janusz Dębiński miał sadystyczne skłonności. Kiedyś zabił łopatą kota, a potem zastrzelił psa. Wiedział, że Dębiński i Feder interesują się bronią. Kiedyś oglądał broń zrobioną przez Dębińskiego. Przypadkowo wystrzeliła i pocisk ugodził w nogę Federa. Chcieli to ukryć, ale się nie udało. Dębiński trafił do aresztu. Był w nim od marca do czerwca 1972 roku. Skazano go na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.

Janusz Dębiński i Konstanty Feder byli już wcześniej karani. Wiosną 1969 roku pojechali do Zakopanego. Mieli przy sobie broń. Dembiński pistolet „Mars”, a Feder - T.T. Ukryli ją pod drewnianym progiem torowiska kolejki na Gubałówkę. Jeszcze tego samego dnia zatrzymano ich. Wrócili do Łodzi. Po roku wrócili do Zakopanego. Broń była w tym miejscu, gdzie ją schowali. Ktoś jednak ich wydał. Trafili do schroniska dla nieletnich.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Piotr K. zeznał, że już wiosną Feder i Dębiński namawiali go do zdobycia samochodu. Mieli wziąć z postoju w Łodzi taksówkę i pojechać do Rszewa. Piotr nie chciał z nimi jechać.

Po całym kraju rozesłano za Federem i Dębińskim listy gończe, ukazały się one też w łódzkich gazetach. Publikowano reportaże z poszukiwań przestępców. Tym bardziej, że obaj dokonali kolejnego morderstwa- w Fabianowie koło Ostrowa Wielkopolskiego...

Około godziny 21.00, 16 września 1972 roku, zapukali do drzwi mieszkania 31-letniego stolarza Jana Barczyńskiego. Mężczyzna już spał, spała też jego 6-letnia córka, a żona karmiła sześciomiesięczne bliźniaki. Stolarz podszedł do drzwi. Jak zeznawała potem jego żona, słyszała, że mąż otwiera i zaraz zamyka drzwi. Potem padł strzał. Pobiegła w stronę drzwi. Mąż słaniał się na nogach, obok stał mężczyzna z długą bronią. Zażądał pieniędzy. Ściągnął jej z ręki obrączkę. Po chwili pojawił się drugi mężczyzna, który mierzył do niej z pistoletu. Bandyci zabrali jedzenie, ubranie jej męża. Znaleźli też schowane w szafie 2 tys. zł. Kobieta poprosiła, by zostawili jej trochę grosza na lekarstwa. Wtedy dali jej 200 zł, oddali też obrączkę.

Proces ws. zabójstwa taksówkarza ze Zduńskiej Woli. Kluczowy świadek odwołał zeznania

- Mam dobre serce! - powiedział jeden z bandytów. Zapytał też, czy mąż ma w domu broń i legitymację partyjną. Pocieszył kobietę, że Janowi Barczyńskiemu nic się nie stało, został tylko postrzelony w ramię. Z zeznań Janiny Barczyńskiej wynika, że mężczyźni mówili do siebie: poruczniku i sierżancie. Krzyczeli, że są z NSZ. Potem związali kobietę, a także 6-letnią córkę i odeszli. Janinie udało się uwolnić z pęt. Kiedy weszła na werandę, zobaczyła martwego męża. Nie było wątpliwości, że zabójstwa dokonali Feder i Dębiński....

Kilka dni po tym zdarzeniu, łódzkie gazety mogły pisać o dzielnym wyczynie milicjanta z Wałbrzycha. Morderców rozpoznał w pociągu relacji Jelenia Góra - Opole. Sierżant Karol Frączek siedział z nimi w przedziale. Rozpoznał ich, choć Feder ufarbował włosy na czarno, a Dębiński zgolił wąsy.

Feder na chwilę wyszedł z przedziału. Gdy wrócił, zobaczył stojącego z wyciągniętą bronią sierżanta, który na muszce miał też Dębińskiego. Pociąg zatrzymał się w Jaworzynie Śląskiej. Milicjant wyprowadził ich na peron. Przestępcy zaczęli uciekać. Dzielny sierżant ruszył za nimi. Szarpali się. Feder wstał i wskoczył do przejeżdżającego pociągu. Dębiński wyciągnął pistolet. Na szczęście z pomocą pośpieszyli milicjanci z kolejowego posterunku i obezwładnili Dębińskiego.

Jak donosił „Dziennik Łódzki”, Dębiński przyznał się do zabicia stolarza z Fabinowa. Taksówkarza z Łodzi miał zastrzelić Feder. Po tych zabójstwach udali się w stronę granicy z Czechosłowacją. Stamtąd chcieli się dostać do RFN, gdzie mieli kolegę z Konstantynowa. Za zrabowane w Fabianowie pieniądze kupili sobie radio, koce, żywność. Poruszali się z daleka od zabudowań. Spali na polach.

Konstantego Federa złapano po dwóch tygodniach. Wycieńczony, głodny poszedł do jednego z gospodarzy we wsi Tarnawa, w województwie wrocławskim. Poprosił o coś do jedzenia i picia. Ugoszczono go, a w tym czasie jeden z sąsiadów zawiadomił milicję.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Konstanty Feder zeznawał, że chcieli zdobyć auto, by pojechać do Czechosłowacji, a stamtąd do RFN lub Włoch. Do Łodzi z Konstantynowa przyjechali tramwajem linii 45. Wysiedli na rogu ul. Obrońców Stalingradu (dziś Legionów) i Gdańskiej. Poszli na pobliski postój. Stały same warszawy, a oni szukali fiata 125. Znaleźli go na kolejnym postoju. Wsiedli do auta i kazali wieść się do Konstantynowa, przez Rszew. Byli w Żabiczkach, niedaleko „Chaty wuja Toma”, gdy kazali się kierowcy zatrzymać. Dębiński zaczął okładać go rękojeścią pistoletu, a Feder mierzył w głowę ofiary. Kierowca pytał, czy chcą pieniędzy. On je da, niech tylko darują mu życie... Oni zakomunikowali, że potrzebują auta, bo muszą jechać do Lutomierska. Taksówkarz powiedział, że pojedzie z nimi. Dębiński kazał mu jechać przez las. Taksówkarz tłumaczył, że ma mało benzyny. W pewnej chwili próbował uciec. Dębiński wciągnął go do auta i strzelił w głowę. Janusz Dębiński zmieniał zeznania. Stwierdził, że taksówkarza i stolarza zabił Feder. Mówił tak, choć wcześniej umówili się, że każdy będzie miał na sumieniu jedno morderstwo.

Sąd skazał Janusza Dębińskiego na karę śmierci. Konstanty Feder miał więcej szczęścia. W chwili popełnienia zbrodni nie miał skończonych 18 lat. Do osiągnięcia pełnoletności brakowało mu trzy tygodnie. Nie mogła być orzeczona wobec niego kara śmierci. Skazano go 25 lat pozbawienia wolności.

Kilka lat temu reżyser Maciej Żurawski nakręcił cykl filmów pt. „Paragraf 148 - Kara śmierci”. Jeden z odcinków dotyczył sprawy Janusza Dębińskiego i Konstantego Federa. Udało mu się, ustalić, że Feder wyszedł na wolność. Wrócił do rodzinnego Konstantynowa. Był bezdomny. Nie wiadomo, czy jeszcze żyje. Sprawa ta zainspirowała też Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego do nakręcenia filmu „Zapis zbrodni”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki