Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaczynam od ukłonów wobec Dejmka, czego się trochę obawiam

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Maciej Wojtyszko reżyser teatralny, filmowy i telewizyjny, pisarz, autor sztuk, komiksów i filmów animowanych. Na dyrektora artystycznego Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka został powołany w ubiegłym roku
Maciej Wojtyszko reżyser teatralny, filmowy i telewizyjny, pisarz, autor sztuk, komiksów i filmów animowanych. Na dyrektora artystycznego Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka został powołany w ubiegłym roku KRZYSZTOF SZYMCZAK
Maciej Wojtyszko, dyrektor artystyczny Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi, który przygotował program obchodów jubileuszu sceny, opowiada o swoich planach

Z wysokiej półki rozpoczął Pan dyrekcję artystyczną w Teatrze Nowym, bo to i jubileusz 70-lecia, i patron Kazimierz Dejmek. Wzbudza to w Panu niepokój, czy raczej zadowolenie z mocnego uderzenia?

Wzbudza niepokój, ponieważ muszę rozpocząć od ukłonów wobec Dejmka. I chociaż mam na to ochotę, to zarazem boję się, czy zrobię to dobrze.

O tym, że Kazimierz Dejmek robił znakomite przedstawienia, wiemy i pamiętamy. Ale na co jeszcze w jego postawie artystycznej, dorobku chciałby Pan zwrócić uwagę?

Myślę, że bardzo ważna jest idea Kazimierza Dejmka, by w teatrze rozmawiać ze społeczeństwem. Oznaczało to, że każdą, nawet najdrobniejszą rzecz należy robić solidnie, a to z kolei wynikało i z tego, że jego szacunek dla rzemiosła był niekłamany. Cyzelowanie formy, szukanie najtrafniejszych rozwiązań jest oczywiście obowiązkiem artysty, ale przecież różnie to bywa, bo rozmaite są charaktery. Jeden chce pracować szybko i robić dużo przedstawień, inny ma ochotę kogoś nabrać, być nieszczerym. Ci najwięksi mnie najbardziej uwodzili nie samym stylem, który proponowali, ale szczerością w dialogu z publicznością.

Z dzisiejszej perspektywy patrzymy na Dejmka również jak na artystę, który się władzy specjalnie nie kłaniał...

To oczywiście nie jest takie proste. On się rzeczywiście stawiał, ale trzeba na to patrzeć w kontekście specyficznego układu, w którym przyszło mu pracować. Władza komunistyczna z jednej strony kupowała artystów, z drugiej się ich bała - to była przedziwna gra, szczególnie w początkach kariery Dejmka, którą nie do końca dziś pamiętamy. Oto przychodziło pokolenie młodych, lewicujących artystów, władzy zależało na tym, by stali się sztandarem nowych czasów, natomiast nigdy nie mogła być ich do końca pewna. Moim zdaniem Dejmek bardzo świadomie się stawiał, wiedział kiedy i jak można.

Tytuły związane z Dejmkiem, które Pan wybrał na jubileusz, nie są oczywiste. Czym się Pan kierował podejmując decyzje?

Wybór to wypadkowa obecnej sytuacji w teatrze i tego, co wydaje mi się ciekawe. Gdybyśmy wyłącznie odtwarzali przychodzące natychmiast na myśl przedstawienia Dejmka, to byłby to martwy jubileusz. To, na co się zdecydowaliśmy, to przedsięwzięcia w poszukiwaniu dialogu z Dejmkiem. Atrakcyjność jego prac polega też na możliwości współczesnego na nie spojrzenia. Na przykład pytanie o rolę kobiet w historii, polityce, zawarte w „Utraconej czci Barbary Radziwiłłówny”, jest dzisiaj zupełnie inne niż w epoce, kiedy sadzano dziewczyny na traktory. Bardzo jestem ciekaw, co nam z tego wyjdzie.

Sięgnął Pan po młodych reżyserów, których zna jako pedagog. Czy to oznacza między innymi, że doświadczeni reżyserzy mogą się bać mierzenia z Dejmkiem?

To nie jest mecz. Napisałem właśnie felieton o tym, jak rozstrzygnąć, kto był najlepszy w renesansie. Wszelka sportowa terminologia, którą wprowadzamy do sztuki, się nie sprawdza. Czas to rozmaicie weryfikuje. Zawsze będę pamiętał zdanie: „Kotzebuego osądzi historia”. Dramaturga, który odniósł zatrważający sukces w XIX wieku, nikt już dzisiaj nie gra. Jest jakieś niebezpieczeństwo w tworzeniu atmosfery rywalizacji: kto wygra? „Wygrywają” różni i to jest moim zdaniem bardzo cenne. Także to, że każde przedstawienie niesie ze sobą albo wielką katastrofę, albo olbrzymi sukces. Poza tym bywa, że nasze spojrzenie na to samo przedstawienie się zmienia. Nie tak dawno jeden z szanowanych przeze mnie dziennikarzy teatralnych poszedł na mój spektakl „Deprawator” po raz drugi i stwierdził, że zobaczył zupełnie inną sztukę, która mu się dużo bardziej podobała.

Zmieniają się również realizatorzy, którzy swoje przedstawienie po latach zrobiliby inaczej...

Dlatego poprosiłem Remigiusza Brzyka, by jeszcze raz przyjrzał się swojej „Brygadzie szlifierza Karhana” na naszej scenie, bo uważam za niezwykle wartościowe zobaczyć, jak coś się rozwija, zmienia. Dobrze jest umieć czerpać przyjemność z tego, że świat teatru jest różny.

Proszę jeszcze powiedzieć, kiedy zobaczymy Pana spektakl na scenie Teatru Nowego?

Robię co w mojej mocy, by moja „Fantazja polska”, która jest sztuką niedużą, ale bardzo przeze mnie ukochaną, miała premierę jeszcze przed wakacjami. Gra toczy się także o fundusze, bo choć to sztuka na Małą Salę, to jednak wymaga też oprawy. To nieco wstydliwa historia, ale wszystkie teatry, nie tylko nasz, mają takie kłopoty. Bardzo mi jednak na tym przedstawieniu zależy, jesteśmy już w próbach i jeżeli nam się nie uda w tym sezonie, to z bólem serca przeniosę premierę planowo na początek sezonu następnego.

www.nowy.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki