Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żadne zmiany nie zmieniają łódzkiego ZDiT

Piotr Brzózka, Marcin Darda
ZDiT porywa się na inwestycja jak Trasa W-Z, ale pada na prostych remontach
ZDiT porywa się na inwestycja jak Trasa W-Z, ale pada na prostych remontach Paweł Łacheta
ZDiT to nie miejsce pracy, to stan umysłu - głosi niezwykle ostatnio popularne na korytarzach magistratu powiedzenie. Choć jest też instytucja ta nazywana "PZPN-em wśród łódzkich urzędów", jeśli idzie o styl zarządzania powierzoną mu materią. Bez wątpienia, Zarząd Dróg i Transportu to jedno z tych miejsc na świecie, gdzie trup ściele się gęsto, ludzie przychodzą, odchodzą, a ZDiT, jaki był, taki jest. A jaki jest - każdy widzi, efekty mówią same za siebie.

Weźmy pierwszy z brzegu przykład: w świetle planowanej przebudowy trasy W-Z, ukończenie w terminie remontu ul. Kopernika było zadaniem absolutnie priorytetowym. W połowie września prezydent Hannie Zdanowskiej przyszło jednak wyrazić zdumienie na wieść, że Kopernika do końca miesiąca ukończona nie będzie. Było to tym dziwniejsze dla pani prezydent, że dzień wcześniej zapewniano ją, iż wszystko jest na właściwych torach.

Głową za Kopernika zapłacili zastępcy dyrektora ZDiT, tym razem - w drodze wyjątku - ostał się główny dyrektor, czyli Grzegorz Nita. Jego nowa zastępczyni, Katarzyna Mikołajec, wyznaczona do nadzoru inwestycji i remontów dróg, oświadczyła, że mniej czasu będzie spędzać za biurkiem, a więcej na budowach.

Czy czegoś to nie przypomina? Ależ oczywiście. W tym miejscu w głowie układa się konstrukcja myślowa, na początku której majaczy sylwetka Aliny Giedryś, która pięć lat temu straciła posadę za brak koordynacji przedłużających się remontów. Przez kolejne pięć lat wyrzucaliśmy kolejnych wysokich rangą urzędników, a każdy z ich następców miał za zadanie lepiej koordynować, lepiej porządkować, rządzić twardą ręką, poprawiać wizerunek, być fachowcem, menedżerem - litanię tę można ciągnąć w nieskończoność.

Jeśli dziś mówimy, że należy poprawić koordynację i wymianę informacji, to brzmi to jak ponury żart. Czyż nie w takim celu Teresa Woźniak zastępowała Alinę Giedryś w 2008 roku? Nie w takim celu w 2010 roku powstawała platforma wymiany informacji między urzędnikami i szefami różnych miejskich służb, które grzebią w ulicach?

Wydawało się, że przykład remontu al. Jana Pawła II wystarczy. Po tym, jak ZDiT wymienił tam asfalt, w 2009 r. Łódzka Spółka Infrastrukturalna zerwała świeżą nawierzchnię, by wymieniać rury. Zabrakło koordynacji - jedna miejska instytucja nie miała pojęcia, co planuje druga. Albo miała, tylko było to bez znaczenia. Wszystko miało się zmienić, tymczasem na początku 2011 roku ZDiT ogłosił przetarg na gruntowną przebudowę wiaduktu na ul. Przybyszewskiego. Szkopuł w tym, że ledwie rok wcześniej na wiadukcie tym wylano świeży asfalt.

O dotrzymywaniu terminów w ogóle nie ma sensu rozmawiać. Dyrektor Nita jest dziewiątym dyrektorem ZDiT w ciągu tych pięciu lat, tymczasem wciąż kręcimy się wokół tych samych prozaicznych problemów. Porywamy się na liczone w setkach milionów inwestycje, a mieszkańcy pytają, dlaczego miasto nie jest w stanie przeprowadzić na czas prostego remontu. Odpowiedzi brak.

W ZDiT ostatnimi laty nawet nie zakładano, że ktoś może pełnić dyrektorską misję dłużej niż przez moment. "Spieszmy się kochać dyrektorów, tak szybko odchodzą - żartował gorzko wiceprezydent Marek Cieślak i to nie z okazji wręczania dymisji, lecz nominacji dla siódmego z kolei szefa ZDiT. A Włodzimierz Maciejewski, dyrektor nr 4, już obejmując stanowisko zastrzegł, że w pojedynkę nie da rady: utrzymanie dróg, inwestycje, remonty, komunikacja miejska. Za dużo tego... Za dużo było też dla superdyrektor Teresy Woźniak (nr 2), która tylko z początku sądziła, że uda jej się pracować w ZDiT i ŁSI. Chęci miała, tyle że biurokracja była nie do zniesienia.

Co dalej ze ZDiT? Do wyborów zapewne nic się nie zmieni, chyba że trzeba będzie składać kolejne ofiary, tym razem w związku z przebudową wuzetki. Tyle że byłoby to niezgodne z... logiką rządzenia. W łódzkiej Platformie Obywatelskiej mówi się dziś, że prezydent Hanna Zdanowska chętnie rozbiłaby ZDiT, a na jego zgliszczach zbudowała zupełnie nową instytucję. Na przeszkodzie stoi drobny szczegół - tak czy siak, to ZDiT nadzoruje cały ten rozmach inwestycyjny, którym chwali się Zdanowska.

ZDiT w zasadzie podporządkował sobie Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji, bo za pośrednictwem Rady Miejskiej projektuje przychody MPK z biletów, ustala rozkłady jazdy, częstotliwość kursów itd. To ZDiT decyduje również, kto ma wykonywać transportowe zadania gminy, bo teoretycznie wcale nie musi być to MPK.

Od urzędników tej instytucji zależy wszystko, co dzieje się na miejskich drogach, chodnikach i torach, choć poprzednie lata pokazały, że jej niewydolność jest tak wysoka, iż traci 50 mln zł, których nie potrafi wydać na inwestycje (2010 r.). ZDiT chwali się nawet, że likwiduje... drogowe absurdy w mieście. Dyrektorzy ZDiT są zawsze chłopcami do bicia (lub dziewczynkami), ale gdy 10 lat temu tworzono tę instytucję, zostali wyposażeni w bardzo szeroką władzę. I to jest problem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki